- Boimy się. Naprawdę się boimy - mówi Darek. Od roku w jego zakładzie pracują więźniowie. Jeden już uciekł. Przeskoczył przez płot i odjechał przygotowanym samochodem. Udało się go jednak złapać. - Za murami są ludzie, którzy zasługują na powrót do społeczeństwa - odpowiada z kolei więzień, który odsiadywał karę i pracował. Program "Praca dla więźniów" działa już od kilkunastu miesięcy. Resort sprawiedliwości od dłuższego czasu zwiększa zatrudnienie wśród skazanych.
- Pracujący obok ciebie więzień to naprawdę mało przyjemne uczucie. Tym bardziej że nie każdy jest przyjazny, uśmiechnięty. Kilka razy żartowali, że jak będziemy fikać to nas załatwią. Niby żarty, ale cholera wie, co sobie myślą - opowiada Darek.
Pracuje w firmie, która zatrudnia kilkaset osób. Od zeszłego roku w fabryce są też więźniowie. W sumie kilkunastu. Zakład działa w jednej z dużych specjalnych stref ekonomicznych. Firma zajmuje się produkcją, ale Darek woli nie ujawniać czego.
Do mnie odezwał się przez moneyowego Facebooka po materiale dotyczącym ucieczek więźniów podczas pracy. Już na wstępie poprosił o pełną anonimowość. Dlaczego? Bo nie chce mieć kłopotów. Ani u pracodawcy, ani u pracujących tuż obok więźniów. Tym bardziej że na utrzymaniu ma rodzinę. Odezwał się, bo chce opowiedzieć o swoim strachu.
- Rok temu w pracy mieliśmy zebranie. Szefowie powiedzieli, że będą u nas pracować więźniowie. I koniec tematu. Nikt nic nie tłumaczył, nikt nie mówił, kto to będzie i czy będzie w ogóle bezpiecznie. Dla nas był to szok. I w sumie dalej w tym szoku jesteśmy - mówi.
W pierwszym półroczu ze swojego miejsca pracy "oddaliło się" 118 więźniów w całej Polsce. Wygląda na to, że w porównaniu z poprzednim rokiem będzie wzrost - choć do rekordowych lat wciąż daleko. Wzrost zbiega się z działaniem Ministerstwa Sprawiedliwości, które coraz częściej widzi więźniów w pracy. W ciągu 18 miesięcy tych pracujących jest więcej o kilkanaście tysięcy. Pisaliśmy o tym w money.pl.
Z pracy Darka była w tym roku jedna z ucieczek. Więzień po prostu przeskoczył przez płot i wsiadł do czekającego samochodu. - Kilka tygodni później słyszałem od jego kolegów, że go gdzieś złapali. Ponoć próbował okraść stację benzynową. Czy tak było? Ciężko powiedzieć. Ciężko wyczuć, kiedy ci ludzie mówią prawdę - opowiada.
Nie zmienia to jednak faktu, że o spektakularnych ucieczkach z miejsc pracy było w tym roku już głośno. "Rzeczpospolita" donosiła, że do pracy został skierowany człowiek z wyrokiem za zabójstwo. Uciekł. Resort sprawiedliwości zareagował i przeprowadził kontrolę w zakładzie karnym. Z ostatnich informacji wynika, że były tam nieprawidłowości.
W zakładzie Darka inni też się martwią, słyszeli o tej sprawie. - Więźniów boją się nawet szefowie zmian. Skazani mogą przez 8 godzin nic nie robić, a złego słowa nie usłyszą. Nas za 3 minuty przerwy gania się już do pracy. Czasami nawet czuję, że u nas to się pozamieniały role. My jesteśmy więźniami, a oni są wolnymi ludźmi. A przecież oni tak to widzą. Praca to „odpoczynek” od więzienia. Szkoda, że naszym kosztem - dodaje.
Czasami znika w firmie sprzęt. Podejrzenia rzadko padają na więźniów. - Dziwne, prawda? W końcu to ludzie z doświadczeniem w takich sprawach. Może i są wśród więźniów ludzie, którzy chcą pracować, chcą się resocjalizować. Ja jednak takich nie spotkałem - dodaje.
Kilka miesięcy temu Darek z kolegami znaleźli skrytkę, gdzie skazani chowali telefon i alkohol. Alkohol wyrzucili, a telefon po złości schowali w innym miejscu. I po reakcji więźniów szybko połapali się, że z telefonu korzystali wszyscy.
Perspektywa skazanego? Zupełnie inna
- Sam byłem skazanym, odsiedziałem rok w zakładzie karnym. Proszę mi wierzyć, praca dla skazanych jest bardzo potrzebna - opowiada Jacek. Za kratki trafił za lekkie przestępstwo, nie chce wdawać się w szczegóły. Napisał do mnie w tym samym czasie co Darek. Na sprawę ma jednak zupełnie inne spojrzenie.
- Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Zawsze znajdą się czarne owce, które źle wykorzystają otrzymaną szansę. Ale za murami są też ludzie, którzy zasługują na powrót do społeczeństwa - pisze.
Jego zdaniem więźniowie powinni pracować z dwóch powodów. Po pierwsze, "nie myślą wtedy o głupotach". Po drugie, są w stanie zarobić trochę pieniędzy i spłacać stare zobowiązania. - W ten sposób spłacane są w wielu przypadkach alimenty, kredyty, a jeszcze zostaje trochę pieniędzy na zakupy - tłumaczy.
- Nie popieram "dobrej zmiany", ale pomysł o pracy skazanych jest bardzo dobry. Wystarczy go dopracować. Można znaleźć różne rozwiązania, które usprawnią ten system. Tylko trzeba chcieć - mówi. I dodaje, że w dzisiejszych czasach służby więzienne i tak szybko odnajdują zbiegów.
Z komentarzy pod ostatnim materiałem wynika, że zatrudnianie więźniów ma zwolenników. Wiele osób zastrzega jednak, że choć pomysł jest dobry, to wykonanie musi się poprawić.
"Pompowanie statystyk może się skończyć tragicznie"
- Na całościową ocenę programu "Praca dla więźniów" jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie - zastrzega w rozmowie z money.pl dr Paweł Moczydłowski, kryminolog i były kierownik Centralnego Zarządu Służby Więziennej. W ten sposób studzi komentarze, by nie dopuszczać więźniów w ogóle do pracy.
- Dla każdego systemu, dla każdego kraju, nie ma nic groźniejszego niż zostawienie więźniów bez zajęcia. Taka sytuacja działa jak lawa na dnie wulkanu. W końcu wybucha. Zatem praca i czas wolny to niezwykle ważne elementy resocjalizacji. Człowiek, który uczy się zawodu, ma kontakt z innymi, ma kontakt ze światem i informacjami, ma większe szanse na powrót na prawidłową ścieżkę życia - tłumaczy.
Ekspert jest zdania, że zwiększanie zatrudnienia musi być jednak przeprowadzane z rozwagą. - Powiedzmy sobie wprost, że zawsze są pewne zagrożenia przy tego typu działaniach - mówi. I musimy je minimalizować.
- W Polsce liczba skazanych wcale nie zwiększyła się drastycznie w ostatnich latach. Jeżeli pojawi się presja na podbijanie statystyk, to oczywistym jest, że ktoś może sięgnąć po groźniejszych przestępców. Teraz do pracy chodzą ludzie z niskimi wyrokami, po lekkich przestępstwach. I ważne, żeby tak zostało - wyjaśnia dr Moczydłowski.
Warto przy tym dodać, że kilka miesięcy temu gazety donosiły o niezwykłej ucieczce z pracy. Z roboty zerwał się... skazany za zabójstwo. Zdaniem dr Moczydłowskiego to właśnie pokazuje, że niektórzy mogą chcieć chwalić się przełożonym najwyższymi statystykami. A to wpłynie na bezpieczeństwo.
- Zatrudnianie skazanych to zawsze pewien element ryzyka. Ale to ryzyko eliminuje się właśnie odpowiednim doborem pracowników. Poza mury zakładu powinni wychodzić tylko ci, którzy najlepiej rokują - dodaje.
Na jeszcze jeden aspekt danych o oddaleniach zwraca uwagę dr Moczydłowski. - Każde oddalenie to indywidualna historia. Oczywiście niektórzy skazani wykorzystują moment, bo tak pokochali wolność, że już nie chcą wracać. Są jednak też tacy, którzy po prostu chcą trafić do innego zakładu karnego, bo są maltretowani przez współwięźniów. Każda ucieczka to inna sytuacja. I wymaga głębszego spojrzenia - opowiada.