- Po pierwszej przejażdżce żółtą taksówką Dacią aż mi się zakręciło w głowie - opowiada Filip. Tomasz z kolei w pierwszych dniach w Rumunii przeżywał szok za szokiem. - Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie ten kraj - mówi. Sprawdziliśmy, jak żyją Polacy w Rumunii. Od dłuższego czasu nasi rodacy wyjeżdżają tam do pracy, zakładają rodziny. Nie narzekają na politykę i zarobki.
- Obudziłem się w aucie, a za oknem okropne, szare bloki. Nie pamiętam już, co to była za miejscowość. PRL tylko w gorszym wydaniu. Strach w oczach. Pierwsza myśl w Rumunii? "Matko, co ja tutaj robię?" - opowiada Tomasz.
Dziś w Polsce i w Rumunii ma fabryki rynien. Pod Kluż zatrudnia kilkunastu pracowników. Jego firma RRS Transilvania kontroluje mniej więcej 10 proc. lokalnego rynku. Od siedmiu lat pracuje w Rumunii. Od czterech ma tam swój biznes.
- Rumunia dziś? To kraj przyjaźniejszy dla biznesu niż Polska. Kraj, który trzeba odwiedzić, który się ciągle zmienia i ciągle fascynuje - dodaje.
źródło: Archiwum prywatne/Filip Stanisławski
- Niektórzy klienci po kilku minutach już ciągnęli mnie do domu, bo mają babcię Polkę. Pokazywali zdjęcia, zapraszali na kolację, wino. W ciągu chwili się otwierali, byli przyjaźni. A ja na początku bałem się, że ktoś mnie tutaj okradnie, że stracę telefon. Bardziej się pomylić nie mogłem - wspomina.
źródło: materiały firmy RRS Transilvania S.R.L - RAIKO Romania
Nie pomyliła się za to Anna Maria.
Do Rumunii przyjechała dla chłopaka. Poznali się w Berlinie. I byli razem, gdy on wrócił do Bukaresztu. - Najprzystojniejszy chłopak na roku. Córka przejęła część jego urody, też jest śliczna - śmieje się Anna.
Jak to się zaczęło? - Przez trzy lata jeździłam do niego w odwiedziny. To był prawdziwy związek na odległość. Aż uznaliśmy, że trzeba zamieszkać w jednym miejscu. Nie wahałam się, że to ma być Rumunia. Chociaż języka w ogóle nie znałam - opowiada.
Pierwsze wypowiedziane zdanie Anny? "Co za bezczelność!". W lodziarni. Gałka lodów kosztowała dwa razy więcej niż w Polsce czy w Niemczech. Sprzedawca się tylko zaśmiał, ale ceny nie obniżył.
Anna z wykształcenia jest tłumaczem, teraz pracuje przy organizacji międzynarodowych targów. W Rumunii pracowała w polskiej ambasadzie, prowadziła biuro ambasadora.
- Jestem tak przywiązana do tego kraju, że nawet nie miałam pojęcia, komu kibicować w meczu Polska - Rumunia. Ale to chyba nawet dobry układ. Jestem zadowolona niezależnie od wyniku - żartuje. Teraz jest na wakacjach z córką Oliwią, ale na rozmowę nie trzeba jej długo namawiać. - O Rumunii? Mogę rozmawiać godzinami - zarzeka się.
Mała Oliwia na molo w Konstancy. Miasto to największy port handlowy Rumunii, leży nad Morzem Czarnym
źródło: Archiwum prywatne/Anna Maria
- Mając do wyboru Niemcy, Polskę i Rumunię, wybrałam właśnie Rumunię. Najprzyjaźniejszy kraj dla obcokrajowców - dodaje.
Rumuński cud
Od ponad 10 lat Rumunia jest w Unii Europejskiej. W ostatnich latach kraj bił rekordy wzrostu gospodarczego. Lepsza chwilami była tylko Irlandia, Polska też zostawała w tyle. Ale o Rumunii w Polsce nie wie się praktycznie nic.
Z czym się kojarzy? "Z Rumunami" - słyszę na ulicy, gdy zagaduję do pierwszej napotkanej osoby. Udaję, że robię o tym kraju sondę na studia. - Na pewno bym tam nie wyjechał - mówi mi młody chłopak, który studiuje informatykę. Dlaczego? - Bo to dziki kraj - opowiada. - Cygan, Rumun, to jedno i to samo - mówi ktoś inny.
W ciągu kilkunastu minut słyszę kilka podobnych odpowiedzi.
Tymczasem w Rumunii jest coraz więcej Polaków. Nie bali się, wyjechali. Pracują, zakładają rodziny. Sama grupa "Polacy w Rumunii" na Facebooku zrzesza ponad 2,5 tys. osób. Nie żałują nowego miejsca zamieszkania.
Najczęściej zaczyna się od pracy. Tak właśnie było w przypadku Tomasza. W 2010 roku miał firmę doradczą. Dostał zlecenie od jednego z większych producentów rynien w Polsce, firmy Dablex.
- Trzeba było sprawdzić ich biznes w Rumunii. Zamknąć zakład, przekształcać, cokolwiek. A nie da się tego zrobić zza biurka w innym kraju. Spakowałem się i musiałem jechać - opowiada.
Firmę Tomasza odwiedzał chociażby ambasador RP w Rumunii. Fabryka sprzedaje produkty pod marką Raiko
I jak przyznaje, wcale nie miał na to ochoty. Dlaczego? Bo do tej pory o Rumunii i Rumunach miał wyłącznie złe zdanie. - Pewnie, że myślałem stereotypami - przyznaje. - Wszystko zmieniło się z czasem. Zaraz po przyjeździe - mówi.
Po trzech latach pojawiła się okazja. - Właściciel firmy ze względu na zdrowie musiał się wycofać z działalności. Długo nie czekałem. Dokonałem wykupu menadżerskiego. I zacząłem działać samodzielnie. I w Polsce, i w Rumunii - dodaje.
- Na początku mieliśmy tylko skład towarów. Woziliśmy rynny z Polski i je dalej sprzedawaliśmy. Ale od początku wiedziałem, że biznes trzeba rozwinąć. Ci, którzy dziś ode mnie kupują towar, jutro sami zaczną go produkować i będą moją konkurencją. Dlatego otworzyliśmy własny zakład, pod Kluż. Dachy, rury, rynny. Tym się zajmujemy - wyjaśnia.
Za pracą do Rumunii wyjechał też Filip Stanisławski. - Rumunię znałem tylko z okien wycieczki autokarowej do Bułgarii. Czyli można powiedzieć, że jej nie znałem wcale - opowiada. Z zawodu jest księgowym. Do Rumunii wyjechał w wieku 27 lat. I już tam został.
- Dostałem ofertę od międzynarodowej korporacji, otwierali centrum księgowe w Bukareszcie. Przemyślałem sprawę, chociaż wcale nie rozważałem wyjazdu z kraju. Nawet o zmianie pracy nie myślałem wcześniej - opowiada.
Po pierwszej podróży żółtą taksówką Dacią kręciło mu się w głowie. - Ruch uliczny tutaj to prawdziwa szkoła przetrwania. Na nikim nie robi wrażenia jazda po torowiskach - dodaje.
- Wyjeżdżałem, bo w Polsce nie miałem zbyt wielu zobowiązań. Tutaj poznałem wspaniałą dziewczynę - mówi Filip Stanisławski
źródło: Archiwum prywatne
Do pracy wyjechała też Alina. *- *Nie szukałam miejsca dla siebie na świecie. Pracowałam w firmie zajmującej się modą i tekstyliami, która działała na rynku rumuńskim. Dostałam ofertę pracy i... po prostu przyjechałam. Nie bałam się, byłam kilka razy na miejscu, znałam Rumunię - opowiada Alina Melska.
Teraz pracuję w korporacji, w branży informatycznej. Tak jak wielu Polaków.
- Podróżowanie po Rumunii otworzyło mnie na świat. Przekonało, że warto zwiedzać, poznawać, oglądać - mówi Alina Melska. Podróże po Rumunii i świecie opisuje na swoim blogu "The way she walks".
- Jeżeli chodzi o Polaków, to mamy tutaj małą reprezentację. W budynku, gdzie pracuję, jest kilka firm, które zatrudniają naszych rodaków. Sporo firm przenosi procesy z Polski do Rumunii, potrzebny jest zatem język polski. Ofert pracy jest sporo - wyjaśnia Stanisławski.
Bez problemu można znaleźć ogłoszenia pracy w Rumunii. Księgowy z polskim i angielski, handlowiec z językami, obsługa klienta, operator dźwigu. Czym kuszą pracodawcy? A chociażby wspominają o 10 proc. stawce PIT, która spadnie od 2018 roku. Tak współpracownika szuka firma odzieżowa z Wrocławia.
Pierwsze zaskoczenie?
Rumunii nie wyglądają tak, jak Polacy o nich myślą. To nie "Cyganie". - Trochę ze wstydem, ale przyznaję, że taka była moja wizja całego kraju. Jak już tam dojechałem, to przeżyłem szok - mówi Tomasz. Czyste miasta, przyjaźni ludzie. I okupowane wszędzie kawiarnie.
- Rumunii nie potrafią siedzieć w domu przed telewizorem. To niech ich natura. Muszą wyjść na zewnątrz, muszą spotkać się z przyjaciółmi. I wcale nie chodzą wydawać pieniądze, a napić się herbaty w dobrym towarzystwie - opowiada Anna. I dlatego w większości miast małe kawiarnie są pozajmowane przez cały tydzień. I w środę, i w piątek.
- Kiedyś zapytałem znajomych, jak to jest możliwe, że Rumunii tyle wychodzą na miasto. Przecież tak mało zarabiają. I co usłyszałem? Że co innego powinni robić, jak nie cieszyć się życiem? - wspomina Tomasz.
Bo Rumunii faktycznie nie zarabiają najlepiej. Średnia pensja to nieco ponad 2,3 tys. lejów, czyli w przeliczeniu 2,1 tys. zł. Pensja minimalna jest dwa razy niższa niż w Polsce. Na rękę niewiele ponad 1,1 tys. zł.
Ale jak przekonują Polacy, w Rumunii można dobrze zarabiać. Premiowane jest wykształcenie, języki.
- Jeżeli chodzi o zarobki, to nie mogę narzekać. Żyje mi się dobrze, na większość rzeczy mnie stać. A w Rumunii wcale nie jest taniej niż w Polsce. Droga jest żywność, tańsze są za to mieszkania i opłaty - tłumaczy Filip. I potwierdza to Tomasz.
- Wszystko zależy od stanowiska. Owszem jest sporo osób, które zarabiają minimalną pensję, a nie jest ona wysoka. Z drugiej strony coraz więcej osób pracuje w międzynarodowych korporacjach, które mają bardzo dobre stawki - dodaje Alina. O konkretnych kwotach nikt nie chce rozmawiać. Wymieniają jednak znajomych, którzy dostają po kilka tys. euro wynagrodzenia.
źródło: Archiwum prywatne/Filip Stanisławski
Korupcja
- Niektórzy rumuńscy politycy korupcję mieli chyba we krwi. Najpewniej przenieśli ją ze starego systemu i tak to trwało. Dopiero po wielu latach sytuacja zaczęła się zmieniać, bo ludzie wyszli na ulicę. Nie mogli znieść myśli, że kraj się rozwija, a całą śmietankę od lat spijają ci sami ludzie. Chcieli zobaczyć nowe twarze w polityce - tłumaczy Anna.
I faktycznie Rumunii wymagają od władzy zdecydowanych działań. Na początku tego roku tłumy wyszły na ulice. To głównie pokolenie 20-, 30- i 40-latków zdecydowało się powiedzieć głośne "nie" korupcji. W przetargach, w administracji. 300-tysięczny tłum przez kilka dni blokował ulice stolicy. A zaczęło się od niecodziennej propozycji rządu. W jeden wieczór koalicja zmieniła kodeks karny i ograniczyła kary za przekręty. To się nie spodobało.
- Nigdy nie miałem żadnej propozycji korupcyjnej - zapewnia Tomasz. - Mało tego, w urzędach do tej pory spotykałem bardzo życzliwych ludzi. Jedna z pań przyjęła nawet dokumenty, chociaż ktoś przestawił numer mieszkania z numerem domu. Zapisała, że to błąd i nie robiła żadnych problemów - mówi.
- Kilka dni temu pod moim blokiem poprawili ogródki. Położyli trawę z rolki, system nawadniający. A wszystko przez zbliżające się wybory. Tymczasem do windy strach wsiadać, a cały blok też mógłby być odnowiony. Trawę można posiać i mieć na inne naprawy - opowiada Filip. I zaraz dodaje, że nie ma ochoty narzekać. - Każdy kraj ma swoje problemy. I łatwo je znaleźć, w Polsce też - dodaje.
Wszyscy jednak zapewniają, że walka z korupcją od kilku lat przybierała na sile. - Do tego stopnia, że placówki dyplomatyczne z całego świata co rusz odwoływały spotkania w Rumunii. Dlaczego? Bo rozmówcy trafiali do aresztu i nie było z kim się spotkać - wyjaśnia. Dodaje, że młode pokolenie chce to zmienić. - Od pewnego czasu nie ma tygodnia, by skorumpowani urzędnicy nie trafiali do aresztu. Tam, gdzie jest ich miejsce. Walkę z korupcją zapowiedział trzy lata temu nowy prezydent kraju Klaus Iohannis - dodaje.
- Moi znajomi wrócili z uczelni zagranicznych i chcą budować lepszą Rumunię. Wychodzą na ulicę i zakładają partie nie dlatego, żeby coś zgarnąć dla siebie. Oni po prostu wierzą, że w ten sposób są w stanie zmienić kraj - tłumaczy Anna.
"Młodzi wrócili zza granicy, by zmieniać kraj"
Tomasz jest przekonany, że Rumunia to dobre miejsce do prowadzenia biznesu. - Przez ostatnie lata kraj się zmieniał. Inwestycje cały czas się rozkręcają. A jeżeli chodzi o przedsiębiorców, to nie znam bezpieczniejszego miejsca - mówi. - Otoczenie w Rumunii jest przyjaźniejsze niż w Polsce. Mówię o prawie, mówię o praktykach, mówię o urzędnikach - opowiada.
I tłumaczy, że zabezpieczeniem transakcji są czeki bankowe. Można nimi dalej płacić lub je zrealizować w określonym terminie. A jeżeli kontrahent nie ma środków w tym momencie, to będzie miał problemy. Dostanie chociażby zakaz kierowania firmą.
- Wystarczy zerknąć w papiery i widać, czy firma przekazywana z rąk do rąk na ciocię, bo płatności nie były realizowane. Oczywiście i tak trzeba iść do sądu, ale łatwo dojść do tych, którzy często kombinują - wyjaśnia.
Polska jest tu znana
- Rumunii znają Polskę, kojarzą ją bardzo pozytywnie. Dlatego Polacy tutaj nie mają żadnych problemów - wyjaśnia Alina. "Solidarność" i Lech Wałęsa, Henryk Sienkiewicz. Z tym Rumunom kojarzy się nasz kraj.
Polskę mają też w sklepach. - To był dla mnie drugi szok. Produkty z Polski są po prostu ogólnodostępne. Na dodatek metka "Made in Poland" coś znaczy. Jest szanowana - tłumaczy Tomasz.
Od kilku lat kraj podbijają produkty m.in. z wadowickiego Maspexu. Zresztą firma kilka lat temu była największym inwestorem z Polski. Przeznaczała na rozwój lokalnych fabryk kilkadziesiąt milionów rocznie. Efekt? Tymbark i Kubuś są na większości sklepowych półek. Maspex do Rumunii zawędrował prawie 20 lat temu.
W sumie polski eksport do tego kraju to mniej więcej 10 mld zł. Dla Polski to ważniejszy rynek niż Ukraina czy Austria.
źródło: Archiwum prywatne/Filip Stanisławski
Co jeszcze zaskakiwało Polaków? Powszechna znajomość angielskiego. Opowiada mi o tym i Alina i Tomasz. Zdaniem Aliny wyjaśnienie jest proste. - W tamtejszej telewizji nie ma lektorów. Filmy zagraniczne mają napisy, dlatego każdy się osłuchuje - wyjaśnia Alina.
Jak przekonują Polacy do Rumunii wcale nie trzeba przyjeżdżać tylko do pracy. To kraj atrakcyjny dla szukających wypoczynku. Bo - jak przekonują wszyscy - jest po prostu piękna. I znacznie atrakcyjniejsza niż oblegana w lecie Bułgaria.
Sighi?oara, jedno z miast Siedmiogrodu. Na zdjęciu Oliwia - córka pani Ani źródło: Archiwum prywatne/Anna Maria
- W momencie kiedy zacząłem podróżować autem po kraju poznałem jego prawdziwe piękno. Nie jest jeszcze tak skomercjalizowany dzięki czemu znaleźć tu można wiele interesujących zakątków. Każdy będzie zadowolony. Rodzina z odwiedzin wróciła zachwycona - opowiada Filip.
Alina i Anna zjeździły już cały kraj. - Przyznam się szczerze, że nie znam tak dobrze Polski, jak poznałam Rumunię - odpowiada Anna. Z córką uwielbia odwiedzać Siedmiogród.
źródło: Archiwum prywatne/Filip Stanisławski
Pracujesz w wyjątkowym miejscu? Prowadzisz biznes "na końcu świata"? Napisz do nas o tym. Chętnie opiszemy twoją historię. Adres e-mail: Mateusz.Ratajczak@grupawp.pl