Pracownicy fabryk Ikea w Polsce chcą podwyżek. Rozważają strajk i wyjazdy pod siedzibę meblowego giganta. Na razie miejscem walki stał się rynek w malutkiej miejscowości Zbąszyń. "Nie będziemy pracować za miskę ryżu" - tak brzmiało jedno z haseł na pikiecie.
Besta, Stuva, Pax. Jeżeli znasz te nazwy, to w domu masz meble szwedzkiej sieci Ikea. Jeżeli nazw nie znasz, a mieszkasz w dużym mieście, to najpewniej i tak w domu masz coś od meblowego giganta. A na pewno znasz kogoś, kogo kuchnia składa się wyłącznie z produktów z Ikea. Od mebli w zabudowie przez piekarnik, po kolorowe słomki do szklanek.
Niewiele osób wie za to, że spora część mebli pochodzi z fabryk w Zbąszyniu, Zbąszynku lub Babimoście. To niewielkie miejscowości na granicy województwa lubuskiego i wielkopolskiego. Tam właśnie tworzone są meble z płyty komórkowej (płyta z wypełnieniem papierowym). Ikea zatrudnia tam ponad 3 tys. pracowników. Pierwszy zakład powstał 25 lat temu. W sumie zakłady tworzą "dywizję lekkich mebli z płyt".
W niedzielę 11 marca kilkaset osób wyszło na ulicę Zbąszynia. Manifestowali, bo chcą wyższych wynagrodzeń. Od miesięcy nie mogą dogadać się z pracodawcą w sprawie podwyżek. Związki zawodowe chcą więcej, Ikea daje sporo mniej. Na ulicy ustawili się tak, by stworzyć hasło "fair wage". To z języka angielskiego uczciwa płaca. I takiej się domagają.
- Od grudnia ubiegłego roku z pracodawcą negocjujemy podwyżki wynagrodzeń dla wszystkich pracowników w zakładzie. To około 3,4 tys. osób. Przez sześć kolejnych spotkań nie doszliśmy do żadnego porozumienia. Przyjeżdżali przedstawiciele firmy ze Szwecji, jednak nie mieli żadnej oferty na teraz - mówi money.pl Piotr Brambor, przewodniczący organizacji zakładowej ZZ Budowlani Ikea Industry.
O jakie pieniądze chodzi? Związkowcy nie chcą mówić o konkretnych stawkach. Wynagrodzenie w fabrykach też nie należy do jawnych. W oficjalnych ogłoszeniach o pracę nie ma ani słowa o miesięcznej wypłacie. Jest za to deklaracja „atrakcyjnego wynagrodzenia”.
Nie jest jednak tajemnicą, że związkowcy proponowali na początku podwyżkę o 10 proc. Byli skłonni zejść o maksymalnie kilka punktów procentowych. Pracodawca oferował jeszcze mniej. I rozmowy stanęły w miejscu.
Jak opowiada Brambor, tydzień temu Ikea miała skończyć negocjacje i przedstawić pracownikom aneksy do umów. Związki poprosiły o podpisanie dokumentów, ale już zapewniają, że o kolejne podwyżki wciąż będą zabiegać.
- Firma postawiła pracowników i związki zawodowe pod murem. Negocjacje nie przyniosły żadnego porozumienia - opowiada z kolei money.pl Michał Kukuła, przewodniczący NSZZ Solidarność Ikea Industry & Retail. Dlaczego pod murem? Od początku miesiąca pracownicy dostali aneksy do umów. Nowe dokumenty zakładały podwyżkę o kilka procent, choć nie taką, na jaką liczyła załoga.
- Żadnej decyzji nie podejmujemy bez konsultacji z pracownikami. Mamy głosowania, referenda, częste rozmowy. Każdą propozycję firmy przedstawialiśmy pracownikom. I dla każdej mówiliśmy o plusach i minusach danego rozwiązania. Załoga stwierdziła jednak, że powinniśmy negocjować dalej. I dlatego zorganizowaliśmy pikietę. Przyszło kilkaset osób - dodaje.
- Jesteśmy największą wartością firmy. Tym bardziej że w ostatnim czasie o dobrych i przywiązanych pracowników jest niezwykle ciężko - mówi Kukuła.
Co jeszcze nie podoba się pracownikom? Niektórzy z nich od kilkunastu lat pracują w szwedzkiej firmie, a stawki mają identyczne jak nowo przyjmowani pracownicy. Podczas pikiety pojawiły się zresztą plakaty z hasłem: "Staż pracy dla zarządu nic nie znaczy".
Pracownicy nie chcą występować pod nazwiskiem. Anonimowo jeden z zatrudnionych w rozmowie z money.pl przyznał wprost, że koszty życia nawet w mniejszych miejscowościach od lat rosną. A pensja za tym nie nadąża. - W większości od lat budujemy tę firmę. Kiedy zaczynałem to wynagrodzenia tutaj naprawdę były inne niż na rynku, atrakcyjne. A teraz wszyscy dają tyle samo, a przecież praca wcale lekka nie jest - opowiada wieloletni pracownik. Zaczynał, gdy Ikea Industry była jedynym sensownym pracodawcą w regionie.
- To nie są wygórowane oczekiwania. To godne podwyżki, które uwzględniają wzrost kosztów życia, uwzględniają rosnące ceny. Nawet po podwyżce będzie się tu zarabiać mniej niż wynosi średnia krajowa - dodaje Piotr Brambor. - Sytuacja gospodarcza Polski jest dobra, sytuacja firmy też się polepszyła. Ludzie chcą godnie zarabiać - mówi.
Związki podkreślają, że firma jest otwarta na rozmowy, ale od dłuższego czasu niewiele z nich wynika. - Rozmów nikt nie odmawia, ale co z tego skoro efektów nie widać. Nie wykluczamy, że wybierzemy się pod główną siedzibę firmy - mówi Kukuła. Związkowiec przyznaje, że firma oferuje szeroki pakiet pozapłacowych benefitów, jednak nie na tym pracownikom zależy. Przyznaje też, że transparent o pracy za miskę ryżu był delikatnie przesadzony. - Tak źle w firmie nie jest - mówi.
Jak wyjaśniają związki, jeżeli dalsze rozmowy nie przyniosą żadnych rezultatów, to rozpoczną oficjalny spór zbiorowy.
- Finalnym momentem sporu zbiorowego jest akcja protestacyjna, ale nam na tym nie zależy. To dla firmy i załogi niedobre rozwiązanie, bo przynosi straty. A nie o to nam chodzi - przyznaje Brambor. Jednocześnie związkowcy mówią wprost, że bojowe nastroje to domena nie tylko pracowników z lubuskich fabryk. O podwyżki chcą też walczyć zatrudnieni w innych miejscach.
Pracownicy fabryk Ikea skarżą się też, że w ubiegłym roku podwyżki dostali pracownicy sklepów. Oni mogą liczyć nawet na 20 zł brutto za godzinę. To jednak oferta tylko dla pracowników sklepów - te należą do spółki Ikea Retail.
Poprosiliśmy Ikea Industry o komentarz i informację - jakie średnie zarobki otrzymują pracownicy firmy oraz co zamierza zaproponować niezadowolonym pracownikom. Do momentu opublikowania materiału nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Gdy dostaniemy komentarz, natychmiast go zamieścimy.
Pracownicy jednej z największych fabryk Ikea w Polsce chcą podwyżek. Jak wynika z informacji money.pl, rozważają strajk, a nawet wyjazdy pod siedzibę meblowego giganta. Na razie miejscem walki stał się rynek w malutkiej miejscowości Zbąszyń. "Nie będziemy pracować za miskę ryżu" - tak brzmiało jedno z haseł na pikiecie.