PiS planuje prawdziwą rewolucję emerytalną. Od 2019 roku, co miesiąc, miliony Polaków będą oddawać część pensji na rzecz przyszłych, dodatkowych oszczędności. Swoją składkę dorzucą pracodawcy, premię przekaże też każdemu państwo. To w skrócie Pracownicze Plany Kapitałowe. A co jeżeli z oszczędzania zrezygnujemy po kilku latach?
Rząd proponuje stworzenie powszechnego systemu oszczędzania - Pracowniczych Planów Kapitałowych. Zapisani zostaną do niego praktycznie wszyscy pracownicy (odprowadzający składki na ubezpieczenie emerytalne, ale nie samozatrudnieni). To w sumie 11 milionów Polaków z firm prywatnych i administracji publicznej. Co miesiąc z ich pensji na oszczędności powędruje drobna część pieniędzy. Po latach te "drobne" będą sporym wsparciem dla emerytów.
Zrzucą się wszyscy
System wymyślił jeszcze wicepremier i szef resortu finansów oraz rozwoju Mateusz Morawiecki. Prace dokończyła Teresa Czerwińska, nowa minister finansów.
Domyślnie będzie to 2 proc. pensji brutto, ale pobierane od kwoty "na rękę". W przypadku pensji rzędu 2 100 zł brutto będzie to 42 zł. Odliczymy je jednak od kwoty netto, czyli od 1 530 zł.
Do tego swoją część dorzuci pracodawca - 1,5 proc. pensji brutto (31,5 zł miesięcznie). Ostatnią część dołoży państwo. Co roku dopłaci 240 zł do oszczędności (20 zł miesięcznie). Pieniądze będą pochodzić z Funduszu Pracy. O szczegółach pisaliśmy tutaj.
Trzeba wyjaśnić, że program jest w całości dobrowolny - można z niego zrezygnować w każdej chwili. Oczywiście najłatwiej to zrobić na samym początku. Wtedy żadne składki nie będą odprowadzane. Co dwa lata jednak każdy pracownik znów będzie zapisywany do programu. Rządzący są zdania, że w ten sposób zmotywują do jakiejkolwiek aktywności - nawet jeżeli będzie to ponowne złożenie rezygnacji. Z punktu widzenia systemu to lepsza sytuacja niż jednorazowa - i dożywotnia - rezygnacja.
Jak będzie wyglądać sytuacja, gdy po latach zrezygnujemy z PPK? Wciąż nie stracimy kontroli nad pieniędzmi.
- To program całkowicie dobrowolny, a pieniądze są własnością prywatną - przekonuje Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
W ustawie jako domyślne zapisane jest oszczędzanie do osiągnięcia 60. roku życia. Wtedy będziemy mogli podjąć decyzję, jak wypłacić pieniądze. Opcją, którą będzie promować rząd, jest jednorazowe pobranie 25 proc. zebranych środków w gotówce. Pozostałe 75 proc. powinno być rozdzielone przynajmniej na 10 lat comiesięcznych rat. Dlaczego akurat 10 lat? Gdy zdecydujemy się na wypłaty w krótszym terminie, będziemy musieli zapłacić podatek od zysków kapitałowych, czyli tzw. podatek Belki. To 19 proc.
Jeżeli zdecydujemy się na jednorazowe pobranie wszystkich pieniędzy, to będziemy musieli część oddać na poczet właśnie podatku od zysków kapitałowych.
- Ten mechanizm zachęca nie do wypłacenia jednorazowego środków, a do pozostawienia ich na dłuższy czas w okresie emerytalnym - tłumaczy Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju. PFR będzie tworzyć portal informacyjny dla pracodawców. Fundusz jest istotnym elementem tworzenia systemu PPK.
30 proc. na ZUS
A co gdy postanowimy przerwać oszczędzanie wcześniej? Mamy dwa wyjścia: albo tymczasowo zawieszamy PPK, albo całkowicie z niego rezygnujemy. Pierwsza opcja zakłada, że pieniądze zostają na koncie, a my po prostu nie dokładamy nowych składek.
W przypadku drugiej opcji możemy odzyskać tylko część środków. Zrywając oszczędzanie przed osiągnięciem 60. roku życia tracimy wszystkie premie przyznawane przez państwo. Do kieszeni dostaniemy pieniądze, które sami wpłaciliśmy. Co ze składką od pracodawcy? Dostaniemy z niej tylko część pieniędzy. 30 proc. tej kwoty zostanie przekazane do ZUS, pozostałe 70 proc. na konto oszczędzającego. Od tego jeszcze trzeba będzie odliczyć podatek dochodowy, który nie był naliczany do tej pory. I dopiero ta kwota trafi do rezygnującego z PPK.
- Każdy uczestnik może te środki wypłacić w dowolnym momencie - podkreśla Paweł Borys. - Trzeba zwrócić kwotę dopłaty i opłatę powitalną. Składka odprowadzana do pracodawcy będzie pomniejszona o 30 proc., które zostanie zapisane na indywidualnym koncie ubezpieczeń społecznych - tłumaczy Borys.
Podczas czwartkowej konferencji minister finansów Teresa Czerwińska i minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska były pytane o gwarancje, że pieniądze nie zostaną nigdy znacjonalizowane. Minister Czerwińska zapewniała, że już w konstrukcji Pracowniczych Planów Kapitałowych zapisane jest, że są to środki prywatne, których zarządzaniem zajmą się Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych. I dlatego są dziedziczne - i w momencie zbierania, i w momencie wypłaty. Trafią do spadku w formie pieniężnej.
Minister Rafalska żartowała, że musi postawić na odpowiedź polityczną. Powiedziała, że pieniądze będą prywatne z pewnością w okresie, w którym rządzi PiS.
- Aby ten system był przyjazny, jest też możliwość skorzystania z pieniędzy na potrzeby mieszkaniowe. Można je wykorzystać w formie wkładu własnego i przez kolejne lata zwracać. 25 proc. środków można wykorzystać w sytuacji poważnych zachorowań - opowiada.