Na polskich drogach nie ma już rosyjskich ciężarówek, a w Rosji nie ma już praktycznie żadnych polskich tirów. Dziś o północy mija termin, w którym polscy przewoźnicy nie posiadający zezwoleń na transport drogowy w Rosji mogą opuścić ten kraj. Ważność dwustronnych zezwoleń wygasła z końcem stycznia.
Jak zapewnia właściciel podsiedleckiej firmy transportowej Waldemar Jaszczur, raczej żaden z polskich przewoźników nie zaryzykuje poruszania się po terytorium Federacji Rosyjskiej bez stosownego zezwolenia. Wszyscy zdają sobie bowiem sprawę, że wiązałoby się to z olbrzymimi karami. Jedynym sposobem wjazdu polskiej ciężarówki do Rosji jest posiadanie tzw. zezwolenia stałego EKMT. - Takie pozwolenia to jednak zaledwie jedna setna zapotrzebowania - ocenia.
Waldemar Jaszczur mówi, że obecna sytuacja bardzo niekorzystnie odbija się też na rosyjskich firmach transportowych. Dlatego ma nadzieję, iż mimo niełatwych rozmów, obie strony dość szybko znajdą satysfakcjonujące rozwiązanie. Przedsiębiorca przypomniał, że każda ciężarówka, która nie znajduje się w ruchu generuje dziennie około 200 euro straty.
Rosja od lutego wstrzymała wydawanie pozwoleń na przewóz dla polskich ciężarówek, Polska odpowiedziała tym samym. Dla Polski ta sytuacja oznacza perturbacje dla dwóch i pół tysiąca firm, które obsługiwały ten rynek. Ale trudności mają również przewoźnicy rosyjscy. Po zamknięciu tranzytu przez Ukrainę i Turcję stracili oni jedyny szlak towarowy z Europy Zachodniej do Rosji.