Elektrownie i elektrociepłownie z niepokojem czekają na moment, kiedy się wyjaśni, ile będą płacić za wodę. Nowy projekt ustawy Prawo wodne wprowadza szereg nowych opłat, które mogą przynieść falę bankructw. PiS zamierza pozyskać w ten sposób 4 mld zł. Dodatkowo - jeśli ustawa wejdzie w życie w obecnym kształcie - latem możemy mieć też problem z dostawami energii.
Branża odnawialnych źródeł energii nie ma dobrej passy. Najpierw projekt PiS postawił pod znakiem zapytania rozwój energetyki wiatrowej (agencja Bloomberg pisała wręcz, że jeden z najbardziej obiecujących rynków Europy jest zagrożony przez pomysł PiS)
.
Teraz szykują się problemy dla elektrowni wodnych. Wszystko za sprawą nowej ustawy Prawo wodne, której projekt przygotowało Ministerstwo Środowiska. Wynika z niego, że rząd nałoży dodatkowe opłaty za wodę na elektrownie, elektrociepłownie, a także na rolników. To w Polsce koniec ery darmowej wody. Rząd planuje pozyskać z nowych opłat 4 mld zł.
Nikt nie ma wątpliwości, że nałożenie opłat za wodę na przemysł jest konieczne, wynika bowiem z wdrożenia unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej. Problem polega na tym, że poszczególne zapisy tego projektu mogą uderzyć w kondycję finansową elektrowni i elektrociepłowni.
Opłaty z nieba, a nie za rzeczywiste wykorzystanie
Projekt ustawy nakłada na elektrownie i elektrociepłownie dwa rodzaje opłat – stałą i zmienną, uzależnioną od ilości pobranej wody.
Kontrowersje budzą te pierwsze. Powód? W projekcie opłaty stałe odnoszą się do maksymalnych ilości, określonej w pozwoleniach wodnych i pozwoleniach zintegrowanych. Problem? Wielkości określone w pozwoleniach są kilkukrotnie wyższe od rzeczywistych.
– Maksymalne zużycie wody określone w pozwoleniu wylicza się, obliczając maksymalną moc przerobową pracy urządzeń w elektrowni lub elektrociepłowni i to przez cały rok - wyjaśnia przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych, który na razie nie chce komentować projektu pod nazwiskiem. - A przecież elektrociepłownie nie pracują przez dwanaście miesięcy w roku, a nawet w sezonie grzewczym też nie pracują z pełną mocą.
Opłata stała uderzy głównie w elektrociepłownie, ale również w elektrownie z tzw. układem pseudokondensacji. Jak wyjaśnia przedstawiciel branży energetycznej, to właśnie w przypadku tego rodzaju elektrowni różnica jest największa.
– Są takie elektrownie w Polsce, w których wyliczony pobór wody jest nawet dziesięciokrotnie większy niż realny. One bardzo mocno odczują nałożenie opłaty stałej – twierdzi członek PTEZ.
Opłaty dwa razy za to samo
Towarzystwo Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych (TRMEW) chwali projekt ustawy za metodę naliczania opłat, uzależnioną od ilości wyprodukowanej energii. Inne zapisy budzą już jednak niepokój w branży.
Projekt wprowadza m.in. opłatę za "korzystanie ze śródlądowych wód płynących, piętrzonych lub retencjonowanych przy pomocy urządzeń wodnych będących własnością Skarbu Państwa".
Co to zmienia? - Opłata za pobór obniży rentowność elektrowni wodnych, które już obecnie znajdują się w dramatycznej sytuacji finansowej. Wprowadzanie drugiej opłaty obciążającej elektrownie wodne, grozi całkowitą utratą rentowności i bankructwami. To zahamuje rozwój branży hydroenergetycznej i ograniczy źródła finansowania gospodarki wodnej – uważa Ewa Malicka z TRMEW.
Elektrownie wodne już teraz płacą za użytkowanie obiektów piętrzących i ponoszą koszty ich utrzymania. Najczęściej też na swój koszt je odbudowują lub remontują. - Wprowadzenie opłaty za użytkowanie wody spiętrzonej i zretencjonowanej przy pomocy tych obiektów jest dublowaniem już ponoszonych kosztów – mówi Malicka.
I dodaje. - Ustawa Prawo wodne powinna zawierać zachęty do realizacji przedsięwzięć, przyczyniających się do zapobiegania skutkom suszy i powodzi, tymczasem zupełnie do tego zniechęcają – twierdzi Malicka.
Czy z tego powodu elektrownie wodne będą podnosić ceny wyprodukowanej energii? Nie, bo nie mogą.
- Producent energii w elektrowni wodnej, podobnie jak w każdym innym odnawialnym źródle, sprzedaje energię po cenie, jaką wyznacza obowiązujący aktualnie system regulacji dla OZE. Jej producent - mimo wzrostu kosztów jej wytwarzania - nie może podnieść ceny. A zatem skutki wprowadzenia opłat za wodę w przypadku hydroenergetyki odczują wyłącznie właściciele elektrowni.
Tymczasem, jak twierdzą przedstawiciele branży, kondycja finansowa sektora elektrowni wodnych jest katastrofalna z powodu załamania rynku zielonych certyfikatów, który spowodował dramatyczny spadek ich cen.
- Dodatkowo sektor hydroenergetyczny mocno ucierpiał wskutek ubiegłorocznej suszy, a i w tym roku można spodziewać się niedoborów wody i bardzo niskiej produkcji. Wielu wytwórców jest na granicy utraty płynności finansowej lub już ją utraciło – mówi Malicka.
Poprzednia wersja projektu przewidywała odliczenie dla najmniejszych elektrowni. Jeśli roczna wysokość opłat z tytułu korzystania ze środowiska nie przekraczałaby określonej minimalnej kwoty 800 zł, z opłaty można było zostać zwolnionym.
– To pozwalało uniknąć sytuacji, gdy koszty i obciążenia administracyjne związane z poborem niewielkich opłat przewyższają potencjalne korzyści, wynikające z ich wpływu do budżetu – podkreśla Ewa Malicka z Towarzystwa Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych. Teraz zapłaci każdy, nawet jeśli to nieopłacalne.
Czy latem znów będą problemy z prądem? O tym na następnej stronie
Przedstawiciele branży nie wierzą, że ustawodawca zdecyduje się ostatecznie na nałożenie tak wysokich opłat, o których mowa w projekcie. – Określa on jedynie górne stawki, które są bardzo wysokie. Jakie będą rzeczywiste, jeszcze nie wiemy i prawdopodobnie określi je dopiero rozporządzenie. W tej chwili nie zakładamy, że będziemy musieli płacić aż tak dużo – mówią money.pl przedstawicie branży ciepłowniczej.
W czarnym scenariuszu - gdyby miały obowiązywać górne granice opłat - koszty dla elektrowni i elektrociepłowni będą bardzo duże. I z pewnością przełożyłyby się na ceny ciepła, ale przede wszystkim energii elektrycznej, bo to elektrownie zużywają znacznie więcej wody niż elektrociepłownie – uważa PTEZ.
Projekt ustawy Prawo wodne zakłada też dodatkowe opłaty nałożone na wodę zrzutową, tzn. tę, która jest zużywana przez elektrownie czy elektrociepłownie do chłodzenia systemów.
Jeśli woda oddawana do ekosystemu będzie miała temperaturę poniżej 26 st. C, przedsiębiorstwa będą zwolnione z opłat. Jeśli jednak będzie miała wyższą temperaturę, wówczas firma będzie musiała zapłacić 30 zł za każdy 1 dam3 (dekametr sześcienny = 1 000 m3), a każdy stopień powyżej 26 st. C oraz 200 zł za każdy 1 dam3 powyżej temperatury 35 st. C.
- Temperatura wody zrzucanej zależy od temperatury wody pobieranej. Zakładam więc, że jesienią czy zimą nie będzie to problem, bo woda zrzucana będzie chłodniejsza. Ale kłopot może pojawić się latem, w okresie od maja przez kolejne 4-5 miesięcy. Wtedy może się okazać, że elektrownie będą musiały dopłacać do zbyt ciepłej wody tyle, że nie będzie im się opłacało produkować więcej energii w lecie – uważa członek PTEZ. Czym pachnie blackout, mieliśmy okazję przekonać się ubiegłego lata, kiedy wprowadzano ograniczenia w dostawach prądu.