W cieniu dyskusji na temat reformy sądownictwa, Sejm przegłosował we wtorek Prawo wodne. Teraz ustawa trafi do Senatu, który musi ją przyjąć możliwie jak najszybciej. W innym wypadku Polsce grozi wstrzymanie 3,5 mld euro z funduszy unijnych.
Posłowie głosowali nad projektem we wtorkowy wieczór. Oprócz samego projektu rozpatrywali również 65 poprawek, zgłoszonych przez kluby parlamentarne w trakcie prac nad projektem.
Ostatecznie posłowie przyjęli tylko 5 z nich - zgłoszonych przez Prawo i Sprawiedliwość. Debata jednak trwała kilka godzin i była bardzo gorąca. Do tego stopnia, że poseł Dominik Tarczyński przemawiał z mównicy po angielsku i namawiał Bartosza Arłukowicza do debaty po hiszpańsku czy francusku. Chciał też rozmawiać o... utracie wagi byłego ministra zdrowia.
Były też jednak wypowiedzi bardziej merytoryczne. Szef Komitetu Stałego Henryk Kowalczyk zapowiedział na przykład, że powołany zostanie ustawowy regulator cen wody. - Będzie on zatwierdzał taryfy, żeby nie było sytuacji jak w Warszawie - że każdego mieszkańca obciążamy dodatkową opłatą 200 złotych rocznie - zapewniał Kowalczyk. Odpierał tym samym zarzuty, że ceny wody wzrosną po wprowadzeniu ustawy.
- Z dzisiejszego dnia chcę, aby zapamiętali państwo dwie rzeczy: podwyżek cen wody nie będzie, a reforma sądownictwa będzie - mówiła z mównicy sejmowej na chwilę przed głosowaniem premier Beata Szydło.
Projekt został ostatecznie przegłosowany większością posłów PiS. Za przyjęciem ustawy było 233 posłów, przeciw - 210 i jeden wstrzymał się od głosu. Ustawa po uchwaleniu przez Sejm trafi teraz do Senatu.
Wyższa izba polskiego parlamentu musi się jednak spieszyć. Jak bowiem pisaliśmy już w money.pl, Prawo wodne jest ustawą, która musi zostać uchwalona jak najszybciej.
Gra o 3,5 mld euro
Jeśli tak się nie stanie, Polsce grozi wstrzymanie 3,5 mld euro funduszy unijnych. Unia najpierw chciała, by wszystkie kraje uchwaliły nowe przepisy w tym zakresie do końca ubiegłego roku, później przesunęła termin o pół roku - do końca czerwca.
Mimo już dwukrotnego przekroczenia terminu, wiceszef resortu rozwoju uspokaja. Jego zdaniem, w rozmowach z KE trochę pomaga nam to, że inne kraje członkowskie mają jeszcze większe problemy niż my.
- Aczkolwiek dla mnie jest to małe pocieszenie. Chciałbym, aby ta ustawa jak najszybciej weszła w życie - mówił na spotkaniu z dziennikarzami, cytowany przez PAP. - Wiemy, że to jest trudna ustawa, że to jest ustawa bardzo mocno opóźniona, bo Prawo wodne powinno było wejść w życie zaraz po wejściu Polski do UE.
I podkreślił, że nic nie dzieje się natychmiast. - Proszę pamiętać, że my jesteśmy cały czas w kontakcie z KE. To, jakie będą decyzje Komisji zależy nie tylko od tego, co się dzieje w Polsce, ale też od tego, co się dzieje w innych krajach członkowskich - uspokajał Kwieciński. - Zawieszenie płatności musi być poprzedzone dialogiem z krajem członkowskim.
Uważa on, że paradoksalnie pomóc nam mogą... wakacje. - Na naszą korzyść działa również w tej chwili fakt, że zbliżają się wakacje i wiemy, że okres sierpnia będzie okresem trochę martwym. Więc raczej nie liczę na zbyt intensywne kontakty z KE w sierpniu - podkreślił.
Czekają nas podwyżki cen wody?
Prawo wodne to jeden z bardziej kontrowersyjnych projektów autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. I jednocześnie najdłużej procedowanych. - Wprowadzacie program woda+ - mówił poseł Marek Sowa z Nowoczesnej.
Pierwsza wersja powstała jeszcze w kwietniu ubiegłego roku. Ministerstwo środowiska naraziło się nim m. in. narazili się żeglarzom, właścicielom marin czy producentom napojów. Szaremu Kowalskiemu też, bo nowe przepisy podwyższały ceny piwa.
O wszystkich kontrowersjach związanych z nowym Prawem wodnym pisaliśmy w money.pl. Przez nowe przepisy Mazury mogły "zamienić się w szambo", a piwo miało znacznie podrożeć.
Właściciele mazurskich marin wskazywali, że będą musieli płacić nawet kilkukrotnie wyższe opłaty niż do tej pory. - Dla mojej firmy nowe przepisy oznaczają, że tylko z tytułu tej opłaty będę musiał płacić prawie 75 tys. zł rocznie, czyli 40 proc. moich przychodów. Do tej pory nie płaciłem nic - mówił money.plTomasz Durkiewicz. Jego firma prowadzi port i wioskę żeglarską w Mikołajkach.
Projekt zakłada również wprowadzenie opłaty "za zmniejszenie naturalnej retencji". Pod tą nazwą kryje się po prostu nowy podatek od deszczu i roztopów. Chcą go gminy, które płacą dziś za odprowadzanie ścieków kanalizacją deszczową, bo woda nie wsiąka w grunt przez beton, kostkę brukową czy asfalt.
Opłata dotyczyć może więc przede wszystkim magazynów, sklepów wielkopowierzchniowych, biurowców, ale także spółdzielni czy wspólnot mieszkaniowych. W praktyce każdego większego budynku. Z jednym wyjątkiem - opłaty nie będą uiszczane przez kościoły i związki wyznaniowe.
Z kolei producenci piwa narzekali, że proponowane w początkowej fazie prac nad projektem stawki są niesprawiedliwe. - Ministerstwo Środowiska zmniejszyło obciążenia dla innych branż, ale nie dla producentów napojów, w tym piwa. A to skutkuje wzrostem kosztów produkcji -przekonywał w money.pl prezes Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego Guillaume Duverdier.
W sprawie interweniowała premier Szydło, a projekt kilkukrotnie był poprawiany. - Zgodnie z osobistą decyzją pani premier nie będzie żadnych podwyżek opłat za wodę, obowiązywać będą takie same opłaty jak w 2016 r. - zarówno te dotyczące przedsiębiorców, jak i konsumentów - poinformował w październiku Rafał Bochenek, rzecznik rządu.
Ostateczna wersja jest więc znacznie złagodzona, choć posłowie opozycji nadal twierdzą, że wiąże się on z podwyżkami opłat dla Polaków. - Państwo wprowadzacie w błąd i siejecie niepotrzebną panikę - mówiła do opozycji szefowa rządu. I zapewniała, że projekt nie zakłada podwyżek cen wody.
Opozycja ripostuje, że choćby wprowadzenie opłaty dennej spowoduje znaczny wzrost kosztów, a obciążenia najmocniej dotkną żeglarzy, właścicieli mazurskich portów, a nawet... wędkarzy. Wiceminister Mariusz Gajda zapewnia jednak, że nie ma mowy o podwyżkach. - To nieprawda - zaprzeczał z sejmowej mównicy.
Tuż przed głosowaniem podobnie wypowiedziała się premier Beata Szydło. - Podwyżek wody nie będzie - obiecała z sejmowej mównicy.
Projekt ustawy Prawo wodne zakłada również utworzenie Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie", które w imieniu Skarbu Państwa będzie zarządzało wszystkimi wodami publicznymi. To pozwoli na lepsze zarządzanie nie tylko wałami przeciwpowodziowymi, ale także urządzeniami melioracyjnymi.
Ustawa implementuje osiem unijnych dyrektyw - m.in. ściekową i azotanową, wprowadza zmiany do 45 obowiązujących ustaw. Treść zawarta jest w 13 działach i 574 artykułach, liczy 444 stron druku. Podczas prac w Sejmie wiceminister środowiska Mariusz Gajda przyznawał zresztą, że ustawa jest "trudna i skomplikowana" i oddziałuje na całe społeczeństwo.