Nie milkną echa gigantycznych premii, jakie swoim ministrom w ubiegłym roku przyznała była już premier Beata Szydło. Rekordzista - Mariusz Błaszczak będący w rządzie Szydło szefem MSW - zainkasował 82,1 tys. zł. Wicepremier Mateusz Morawiecki i szefowa MEN Anna Zalewska dostali po 75,1 tys. zł.
Henryk Kowalczyk piastował w rządzie Beaty Szydło różne stanowiska, ostatnio był szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów. Po rekonstrukcji został w gabinecie, ale u Mateusza Morawieckiego jest ministrem środowiska. Również on otrzymał w zeszłym roku sowite nagrody - rzędu 65,1 tys. zł.
Minister odpowiadał w Radiu Zet na pytanie, czy uważa, że zasłużył na premię. Wskazał, że o tym, kogo i jak nagrodzić decydowała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. - Ja to tak traktuję. Jeśli pracownik w zakładzie za godziny nadliczbowe dostaje dodatkowe wynagrodzenie, to ja pracując tak średnio 14 godzin dziennie, zapracowałem - powiedział.
Wyjaśnił, że premia była comiesięcznym dodatkiem do pensji. W tym roku jeszcze żadnej nie dostał.
Przyznał jednocześnie, że jego zdaniem wysocy urzędnicy rządowi - szczególnie ci w randze podsekretarza stanu - zarabiają za mało. - Ile zarabiają? Do ręki? Może 5, może 6 tys zł - mówił. Przypomniał, że powstał projekt ustawy, który miał dać urzędnikom podwyżki, ale przepadł. Pisaliśmy o tym w money.pl
Wśród najhojniej nagrodzonych przez Beatę Szydło znaleźli się także Piotr Gliński, Witold Bańka, Anna Streżyńska, Witold Waszczykowski i Zbigniew Ziobro. Oni wszyscy dostali po 72,1 tys. zł. Andrzej Adamczyk, Antoni Macierewicz, Elżbieta Rafalska, Jan Szyszko i Krzysztof Tchórzewski zgarnęli po 70,1 tys. zł. Pozostali ministrowie otrzymali po 65,1 tys. zł.
Warto zauważyć, że gdybyśmy przeliczyli te nagrody na miesiące, to ministrowie dostawaliby od 6,8 tys. do 5,4 tys. zł "ekstra pensji".