Zwycięstwo rezydentów w walce o wyższe pensje zachęciło innych pracowników sektora publicznego do upomnienia się o podwyżki. Więcej chcą zarabiać nauczyciele, a także pracownicy cywilni wojska, policji, sądów i inspekcji sanitarnych – czytam we wtorkowej „Rzeczpospolitej”.
Płace w budżetówce z uwagi na kryzys finansowy zostały zamrożone na 8 lat. Czasy się zmieniły a przeciętny urzędnik nadal zarabia 2 tys. zł na rękę. To frustrujące – mówi na łamach dziennika Andrzej Radzikowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Urzędnicy z Bydgoszczy są tak zdesperowani, że postanowili napisać list do premiera. Piszą w nim, że mimo przedwyborczych obietnic, nie doczekali się poprawy. Pracownicy cywilni policji z kolei rozważają zorganizowanie zbiórki pieniędzy, by wesprzeć Jarosława Gowina, który przyznał, że ministerialna pensja kiedyś nie starczała mu do pierwszego.
Nauczyliśmy się pomagać innym. Jeśli komuś nie starcza do pierwszego, to podzielimy się z nim tym, co mamy” – przytacza „Rzeczpospolita” cytat z urzędniczego forum.
Radzikowski dodaje, że urzędników rozsierdziły także nagrody, które przyznał sobie rząd. – O strajku na razie nie myślimy. Ale nie możemy wykluczyć, że w końcu do niego dojdzie – dodaje.
Także cierpliwość nauczycieli się już kończy. Szefowa resortu edukacji dostała od związkowców ultimatum. Jeśli do 30 kwietnia nie usiądzie z nimi do rozmów, rozpocznie się akcja protestacyjna.
Chodzi nie tylko o podwyżki, ale także o uporządkowanie kwestii związanych z naliczaniem nauczycielskich pensji. Anna Zalewska obiecała wznowienie rozmów na ten temat do końca marca.
Pracownicy budżetówki domagają się powiązania ich pensji ze średnim wynagrodzeniem.