Ministerstwo Zdrowia podnosi ceny niektórych leków, zanim skończy się im okres wyłączności rynkowej. W ten sposób omija ustawę refundacyjną, dając większy zarobek producentom, ale narażając na większe koszty pacjentów i NFZ, który do leków dopłaca.
Oprócz ochrony patentowej, firmy farmaceutyczne korzystają też z okresu wyłączności rynkowej. To pozwala chronić producenta leku przed konkurencją ze strony tanich zamienników. Gdy okres wyłączności rynkowej się kończy, cena takiego leku musi spaść co najmniej o jedną czwartą. Tak stanowi obowiązująca od 2012 r. ustawa refundacyjna.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", od czasu objęcia władzy przez PiS Ministerstwo Zdrowia w przypadku niektórych leków stosuje trik, który pozwala na ominięcie zapisu wymuszającego redukcję ceny o co najmniej 25 proc.
Na czym polega ten mechanizm? Tuż przed wygaśnięciem okresu ochronnego danego leku resort zdrowia znacznie podnosi jego cenę. W ten sposób wymuszone ustawą obniżenie ceny o 25 proc. jedynie przywraca jej poziom z okresu wyłączności rynkowej.
Gazeta opisuje to na przykładzie leków Pradaxa i Xarelto, produkowanych przez niemieckie firmy farmaceutyczne Boehringer Ingelheim i Bayer. To specjalistyczne leki przeciwzakrzepowe, które są stosowane po wszczepieniu endoprotezy.
"Wyborcza" pisze, że jeszcze w grudniu 2017 r. małe opakowanie Pradaxy kosztowało 45 zł, a duże 135 zł. W styczniu na liście refundacyjnej ich cena nagle wzrosła do 60 zł i 180 zł. Okres wyłączności rynkowej Pradaxy mijał w marcu, co oznacza, że przez trzy miesiące pacjenci musieli więcej dopłacać - za duże opakowanie aż 159 zł zamiast 112 zł. Więcej też musiał płacić NFZ, częściowo refundujący ten lek.
Po wygaśnięciu okresu wyłączności rynkowej cena Pradaxy oczywiście spadła, ale do poziomu 42 zł za małe i 127 zł za duże opakowanie. Gdyby resort zdrowia nie wprowadził styczniowej podwyżki, cena musiałaby spaść do odpowiednio 34 i 101 zł. To oznaczałoby niższe wpływy producenta, ale niższe koszty pacjentów i NFZ.
Taki sam mechanizm w przypadku Xarelto zastosował Bayer, a nawet powołał się na casus swojego konkurenta, grożąc resortowi zdrowia procesem, gdyby ten nie podwyższył ceny tego leku na liście refundacyjnej.
Ministerstwo Zdrowia broni swojej polityki cenowej, ale ogranicza się do zapewnień, że działania te są "w interesie pacjentów", a intencją resortu jest o "utrzymanie równowagi".
Po dojściu PiS do władzy, w listopadzie 2015 roku stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia odpowiedzialnego za politykę lekową objął Krzysztof Łanda. Kilka miesięcy później na możliwy konflikt interesów i nieprawidłowości w oświadczeniu majątkowym Łandy wskazali posłowie PO Marcin Kierwiński i Jan Grabiec.
Jak przekonywali, oświadczenie majątkowe wiceministra powinno zbadać CBA, ponieważ według nich nie znalazły się w nim istotne informacje. Wcześniej "Rzeczpospolita" informowała, że z oświadczenia majątkowego wiceministra wynikało, że w 2015 roku nie zarobił ani złotówki. Choć Łanda nie wykazał żadnego dochodu, to wspólnie z żoną wpłacił milion złotych tytułem umowy przedwstępnej na zakup pięciu mieszkań.
Łanda złożył dymisję w kwietniu 2017 r. Oficjalnym powodem były "względy osobiste".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl