Zdaniem prezesa Comarchu, w Polsce już od pewnego czasu to firmy walczą między sobą o pracownika. Zwłaszcza w sektorze IT.
- Teraz jest konkurencja o pracownika. Gdybym był jedynym pracodawcą w Krakowie, to, owszem, mógłbym wyzyskiwać, ale jestem jednym z wielu i nie mogę płacić mniej niż dyktuje rynek. Gdybym chciał wymusić coś na moim pracowniku, to on parsknąłby śmiechem, rzucił robotę i poszedł gdzie indziej - mówi Filipiak i powołuje się na przykład swojej firmy, z której w pewnym momencie zaczęli odchodzić ludzie.
Oglądaj też: Prezes firmy Comarch nie chce wspierać startupów
- Chciałem uniknąć rotacji personelu na poziomie 30 proc. Zaproponowałem więc 750 osobom podwyżkę o 2 tys. złotych brutto. To dla firmy koszt 1,5 mln zł w skali miesiąca, ale w efekcie mam rotację jedynie 12 proc. - opowiada.
Zdaniem Janusza Filipiaka, rynek pracownika przeważa już nie tylko w branży IT. Wyraźnie widać go też w usługach czy handlu. Sytuację w Polsce szef Comarchu porównuje do rynku w Niemczech.
- Mam spółkę w Niemczech, zatrudniam tam kilkaset osób. Niemcy traktują pracę bardzo pragmatycznie. Przychodzą, realizują instrukcję stanowiskową krok po kroku i wracają do domu, do swojej golonki i Bundesligi. Żadne dodatkowe premie ich nie zmotywują, żeby wyciskać z siebie siódme poty w robocie. Gdy tę niemiecką spółkę kupiliśmy, to był dla mnie szok kulturowy. Myślałem, że oni sobie ze mnie żartują. A teraz muszę przyznać, że podobne nastawienie zaczynam obserwować także w Polsce - komentuje.