Rada Miasta Białystok obniżyła w środę zarobki prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Główny powód to brak absolutorium. Decyzja zapadła głosami radnych PiS, przeciw był radny lewicy. Pozostali przed głosowaniem wyszli z sesji, salę opuścił też sam prezydent.
Obniżka pensji Tadeusza Truskolaskiego, który dotąd zarabiał, biorąc pod uwagę wszystkie składniki wynagrodzenia, ok. 13 tys. zł brutto miesięcznie, ma wejść w życie z początkiem listopada.
Formalnie radni PiS, którzy są w opozycji do prezydenta i mają samodzielną większość, przegłosowali uchwałę o ustalenie jego wynagrodzenia, co jest kompetencją rady.
Zmienili w niej kwotę miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego oraz dodatku funkcyjnego, oba składniki obniżając o 1 tys. zł, co przekłada się też jednak na inne składniki. Według wyliczeń urzędników magistratu, obniżka miesięcznej pensji prezydenta, to w sumie 3,8 tys. zł brutto.
Zanim rada zajęła się tym punktem programu sesji, salę opuścili radni Platformy Obywatelskiej oraz klubu radnych Tadeusza Truskolaskiego, jak również on sam, jego zastępcy i urzędnicy.
Obrady były kontynuowane, gdy okazało się, iż na sali jest wymagane kworum 28-osobowej rady: 15 radnych PiS i radny lewicy. Ostatecznie za projektem zagłosowali radni Prawa i Sprawiedliwości, radny lewicy był przeciw.
Wcześniej wniosek o obniżkę zarobków Tadeusza Truskolaskiego przedstawił szef klubu radnych PiS, przewodniczący Rady Miasta Mariusz Gromko. Przypomniał m.in., że rada nie udzieliła prezydentowi absolutorium z wykonania budżetu za dwa ostatnie lata.
- Mamy półmetek kadencji i cały czas rada wykazuje niezadowolenie z realizacji budżetu, dlatego my, będąc organem kontrolnym, musimy podjąć takie działania, żeby wymóc na panu prezydencie odpowiednią reakcję, zmusić go do zwarcia szeregów we własnej drużynie i jeszcze ciężej pracować na rzecz miasta Białegostoku - mówił Gromko.
Powiedział też, że "nie ma przesłanek do tego, abyśmy utrzymywali wynagrodzenie na najwyższym, dopuszczalnym, maksymalnym poziomie".
Kolejni radni PiS postawili Truskolaskiemu szereg zarzutów. Gromko mówił m.in., że ościenne gminy wygrywają z miastem ofertą inwestycyjną i przenoszą się tam białostockie firmy. - Uciekają nam inwestorzy, miejsca pracy, dochody z podatków - podkreślił.
Inni radni mówili o braku nadzoru nad miejskimi spółkami, np. działalnością stadionu. Skarżyli się, że nie dostają odpowiedzi na pytania dotyczące zarządzania czy wyników finansowych tych podmiotów. Krytykowali brak efektów promocji miasta, w tym promocji gospodarczej, zarzucali niepotrzebne likwidacje szkół i złe zarządzanie oświatą, brak ładu urbanistycznego w mieście.
- To niepoważne, nieodpowiedzialne i potwierdza to, że przez 10 lat pan prezydent i radni PO oraz radni klubu prezydenta zapomnieli, po co zostali powołani i dla kogo zostali powołani - tak mówił o opuszczeniu przez nich sali radny Krzysztof Stawnicki.
Mówił, że do radnych "docierają sygnały" o tym, że Truskolaski jest "niedostępny" dla mieszkańców. Stawiał mu zarzut, że w tygodniu przez trzy dni jest w Brukseli, jeden dzień poświęca na pracę na uczelni, a jeden - w magistracie.
Wojciech Koronkiewicz z lewicy - jedyny spoza PiS radny, który został na sali - przyznał, że zarzuty są poważne, ale pytał jednocześnie, jak poprawę ma wymusić obniżenie prezydentowi zarobków.
- Słabej jakości komedia - powiedział po tym głosowaniu prezydent Truskolaski, który na dalszą część sesji już nie wrócił. Dodał, że wysokość jego zarobków była ustalona 9 lat temu i dotąd nie były zmieniane. Zwrócił uwagę na inflację w tym czasie oraz to, że przybyło obowiązków, bo od 2015 roku zastępców prezydenta jest trzech, a nie czterech.
- To jest niskie i podłe, bezsensowna próba dokuczenia - skomentował Truskolaski. Podtrzymał też swoją wcześniejszą opinię, że działanie radnych PiS mają tło polityczne.
Nie wykluczył zaskarżenia ich decyzji; nie tylko jako uchwały w trybie administracyjnym, ale także do sądu pracy. - Zobaczymy jak to będzie. To zmiana warunków pracy, nie mająca uzasadnienia w obowiązkach, które mam - mówił prezydent.