Urzędnicy przez długie miesiące nie potrafią podjąć decyzji ws. świadczeń 500+ dla rodziców pracujących za granicą. Niektórzy czekają już drugi rok na pieniądze. Ministerstwo radzi więc, by... wziąć sprawy w swoje ręce. Po prostu załatwić papiery i podstawić pod nos.
- Nie jest nam łatwo. Mimo wielokrotnych interwencji w urzędzie nadal nic się nie zmieniło. Ciągle jest nam obiecywane, że już, że lada chwila, że maksymalnie do końca tygodnia wszystko będzie załatwione. Mija kolejny termin i nic się nie zmienia. Walka z urzędnikami wykończyła mnie psychicznie i fizycznie - mówi money.pl pani Katarzyna.
Na 500+ czeka... od początku programu. Wychowuje czwórkę dzieci w Polsce, tutaj pracuje, ale mąż dorabia w Niemczech. Złożyła już dwa wnioski o pieniądze z programu, ale żadnych środków nie zobaczyła. - Za chwilę po raz trzeci będziemy składali wniosek o świadczenie, a my nadal nie mamy wydanej decyzji odnośnie dwóch pierwszych - opowiada.
Pani Karolina czeka od sierpnia ubiegłego roku. 500+ powinna dostawać od 10 miesięcy, ale do tej pory nie dostała ani gorsza. Dlaczego? Bo jej mąż jest obcokrajowcem i pracuje za granicą, a dokładnie - w Czechach. - Moja sprawa miała być prosta i bezproblemowa. Miała. Do tej pory nie dostałam ani grosza, a przecież nowy rok szkolny zbliża się dużymi krokami. A pieniążków na te cele niestety brak - opowiada.
To historie tylko kilku czytelników, którzy skontaktowali się z nami za pomocą formularza Dziejesie.wp.pl. W sumie dostaliśmy kilkadziesiąt takich historii. Większość kończy się prośbą o pomoc. href="https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/interwencja-500,153,0,2406809.html">
W jednej sprawie interwencja money.pl przyniosła pozytywny rezultat. Zapytaliśmy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jak powinni działać pozostali rodzice z problemem.
Resort proponuje "współpracę pomiędzy urzędnikami a wnioskującymi". A właściwie to: wnioskujący o 500+ powinni sami spróbować zdobyć niezbędne dokumenty za granicą, bo to przyśpieszy sprawę. Na pomoc urzędników nie ma co liczyć.
- Dostarczenie dokumentów, w tym decyzji instytucji zagranicznej, ma istotny wpływ na rozpatrzenie sprawy i przyspieszenie procedur - tłumaczy ministerstwo. Czekający muszą wziąć sprawy w swoje ręce i za granicą zdobyć zaświadczenia, że nie pobierają tamtejszych świadczeń oraz legalnie pracują. To powinno pomóc.
Z danych ministerstwa można wnioskować, że w takiej sytuacji jest nawet... 190 tys. rodzin.
O co chodzi?
Rodziny, w których jeden z rodziców pracuje za granicą, mają ogromne problemy z otrzymaniem pieniędzy w ramach programu "500+". Przez długie miesiące urzędy nie są w stanie ustalić, czy takie środki się im należą.
Do końca kwietnia urzędnikom udało się wydać 31 tys. decyzji. Sukces? Jak wynika z informacji udzielonych przez ministerstwo, to jest zaledwie 14 proc. złożonych w tych sprawach wniosków. Czeka więc grubo ponad 190 tys. spraw (14 proc. z 221 tys. to właśnie 31 tys.). Pierwsze szacunki mówiły o „tylko” 100 tys. nierozpatrzonych wniosków od początku trwania programu. Ale wciąż przychodzą nowe. W efekcie górka się powiększa.
Obsługujący 500+ od początku mieli problemy z rodzinami z dwóch krajów. Pod koniec 2016 r. - czyli pierwszego roku funkcjonowania programu - do urzędów trafiło 50 tys. wniosków od rodzin w takiej sytuacji. Na ostatni dzień grudnia statystyka wyglądała fatalnie. Rozpatrzonych było 10 tys., kolejne 40 tys. czekało w kolejce.
Dalej było tylko gorzej. 1 stycznia 2018 r. czekało 120 tys. wniosków. Warto dodać, że połowa nie była nawet tknięta. Urzędnicy zadziałali ledwie w 42 proc. spraw. W przypadku reszty - nie wykonali żadnych czynności poza przyjęciem dokumentów.
W województwie opolskim z 4722 takich spraw nie została ruszona żadna. 100 proc. czekało na jakąkolwiek pracę urzędników. W województwie lubuskim i zachodniopomorskim niedotknięte papiery stanowiły 85 proc.
Rząd rzucił się więc do naprawiania sytuacji. Zgodnie z ustawą od 1 stycznia 2018 r. sprawami z zakresu unijnej koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego, do których zalicza się program "Rodzina 500+", zajmują się wojewodowie - a nie urzędy marszałkowskie. To miało przyspieszyć proces.
W kwietniu Urzędy Wojewódzkie w zakresie świadczenia wychowawczego wydały 7342 decyzje, a więc o 3120 więcej niż Urzędy Marszałkowskie w kwietniu 2017 roku. Służby działają więc sprawniej, ale wciąż nie dość szybko. Jeżeli średnia 7-8 tys. wniosków na miesiąc się utrzyma, to do rozładowania kolejki będą potrzebne nawet dwa lata.
Świadome jest tego Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Wskazuje, że sprawy byłyby rozpatrywane na bieżąco, gdyby nie ogromne zaległości.
W czym problem?
W weryfikacji, które państwo powinno wypłacać pieniądze. To element tak zwanej koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego. W skrócie polega na tym, by jedna rodzina nie pobierała dwóch świadczeń z tego samego tytułu. Urzędnicy mówią tak: świadczenie wychowawcze nie będzie przysługiwać, jeżeli rodzinie przysługuje za granicą świadczenie o podobnym charakterze.
Zasada jest prosta - pierwszeństwo ma kraj, w którym wykonywana jest praca jednego z rodziców. To znaczy, jeśli przykładowo ojciec pracuje za granicą, a matka zajmuje się dzieckiem i nie ma pracy, krajem właściwym do wypłacenia świadczenia jest państwo, w którym zatrudniony jest ojciec.
Polska jest w takim wypadku państwem drugim w kolejności. Ewentualnie wypłaci jedynie dodatek dyferencyjny - taki, by otrzymywane pieniądze były najwyższe z możliwych. Dodatek przysługuje rodzinie wtedy, kiedy wypłacone wsparcie jest niższe niż to otrzymywane w Polsce.
Przykład? Kraj A wypłaca 100 zł, kraj B - 200 zł. Świadczenie powinien wypłacać kraj A, więc kraj B dopłaca od siebie 100 zł, by suma wyniosła maksymalną stawkę z jednego z krajów (w tym wypadku 200 zł).
Jeżeli jednak rodzice pracują - ojciec za granicą, a matka z dziećmi w Polsce - pod uwagę brane jest miejsce zamieszkania dzieci. Na tym przykładzie: jeśli dzieci są w Polsce, to nasze państwo zapewnia wsparcie. I właśnie takie rodziny wciąż czekają na pozytywne rozpatrzenie wniosków.
Jak się okazuje, potwierdzenie zatrudnienia i korzystania ze świadczeń za granicą wymaga kilku pism. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej szacuje, że na jedną taką sprawę musi wydać 160 zł. Do pracy wysłać urzędnika ze znajomością języka angielskiego i opłacać listy. Resort od dawna dosypuje pieniędzy. Powołał też specjalne zespoły, które mają grupowo pracować nad sprawami.
- Jeżeli chodzi o sprawy organizacyjne warto wskazać, że ramach Urzędów Wojewódzkich utworzono specjalne komórki, dedykowane wyłącznie obsłudze spraw związanych z koordynacją systemów zabezpieczenia społecznego oraz zmieniono organizację pracy, co wpływa na przyspieszenie realizacji spraw. Powstały także punkty informacyjne dla zainteresowanych obywateli, gdzie mogą dowiedzieć się o statusie swojej sprawy - zaznacza resort. Nie podaje jednak daty całkowitego wyczyszczenia systemu z zalegających spraw.
Nie chcesz więc czekać na urzędników? Odezwij się do zagranicznych urzędów sam.