Pani Katarzyna na 500+ czeka... od początku programu. Wychowuje czwórkę dzieci w Polsce, tutaj pracuje, ale mąż dorabia w Niemczech. Złożyła już dwa wnioski o pieniądze z programu, ale żadnych środków nie zobaczyła. - Za chwilę po raz trzeci będziemy składali wniosek o świadczenie, a my nadal nie mamy wydanej decyzji odnośnie dwóch pierwszych - opowiada.
- Nie jest nam łatwo. Mimo wielokrotnych interwencji w urzędzie nadal nic się nie zmieniło. Ciągle jest nam obiecywane, że już, że lada chwila, że maksymalnie do końca tygodnia wszystko będzie załatwione. Mija kolejny termin i nic się nie zmienia. Walka z urzędnikami wykończyła mnie psychicznie i fizycznie - wyjaśnia.
Pani Karolina czeka od sierpnia ubiegłego roku. 500+ powinna dostawać od 10 miesięcy, ale do tej pory nie dostała ani gorsza. Dlaczego? Bo jej mąż jest obcokrajowcem i pracuje za granicą, a dokładnie - w Czechach. - Moja sprawa miała być prosta i bezproblemowa. Miała. Do tej pory nie dostałam ani grosza, a przecież nowy rok szkolny zbliża się dużymi krokami. A pieniążków na te cele niestety brak – opowiada.
Pani Dorota czeka 9 miesięcy. Standardowa historia: mąż pracuje w Niemczech, ona w Polsce. W ostatnim czasie nie wytrzymała. Postraszyła urzędników prokuraturą, zgłoszeniem skargi na przewlekłość pracy. Wtedy padły zapewnienia, że decyzja już jest, środki lada dzień będą. I pieniędzy jak nie było, tak nie ma.
Pan Wojciech nie otrzymuje świadczenia od października 2017 roku. Najpierw pracował w Niemczech, później w Norwegii, a jego żona w Polsce. I tym pokonali urzędników. Ci nie są w stanie od kilku miesięcy wydać decyzji, czy 500+ rodzinie się należy, czy też nie. Czwórka dzieci czeka na środki.
- Dodzwonić się do urzędników ciężko. Albo zajęte, albo nikt nie odbiera - opowiada z kolei Beata z Sierpca. Też czeka z rodziną na decyzję. - Mam nadzieję, że poruszycie ziemię i niebo, żeby to wszystko ruszyło do przodu - prosi w wiadomości.
To tylko część historii czytelników, którzy przysłali prośby o interwencję w sprawie 500+. Napisali do nas za pośrednictwem formularza na stronie dziejesie.wp.pl
To nie są jednostkowe przypadki. W takiej sytuacji w połowie kwietnia było prawie 90 tys. rodzin - wynika z analizy money.pl na podstawie danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Resort w jednej z interpelacji poselskich podał stan na 1 stycznia 2018 roku - czekało blisko 112 tys. rodzin.
Przez cztery miesiące urzędnikom udało się wydać 25 tys. decyzji. Sukces? W tym tempie potrzebują jeszcze półtora roku, żeby zamknąć wszystkie obecne sprawy. A przecież będą przybywać nowe wnioski.
W czym problem?
W weryfikacji, które państwo powinno wypłacać pieniądze i czy przypadkiem druga strona już takich środków nie przekazuje. To element tak zwanej koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego. W skrócie polega na tym, by jedna rodzina nie pobierała dwóch świadczeń z tego samego tytułu. Urzędnicy mówią tak: świadczenie wychowawcze w Polsce nie będzie przysługiwać, jeżeli rodzinie przysługuje za granicą świadczenie o podobnym charakterze i to „zagranica” powinna płacić.
Zasada jest prosta - pierwszeństwo ma kraj, w którym wykonywana jest praca jednego z rodziców. To znaczy, jeśli przykładowo ojciec pracuje za granicą, a matka zajmuje się dzieckiem w Polsce i nie ma pracy, krajem właściwym do wypłacenia świadczenia jest państwo, w którym zatrudniony jest ojciec.
Miejsce pracy decyduje. Polska jest w takim wypadku państwem drugim w kolejności. Ewentualnie wypłaci jedynie dodatek dyferencyjny - taki, by otrzymywane pieniądze były najwyższe z możliwych. Dodatek przysługuje rodzinie wtedy, kiedy wypłacone wsparcie jest niższe, niż to otrzymywane w Polsce.
Przykład? Kraj A wypłaca 100 zł, kraj B - 200 zł. Świadczenie powinien wypłacać kraj A, więc kraj B dopłaca od siebie 100 zł, by suma wyniosła maksymalną stawkę z jednego z krajów (w tym wypadku 200 zł).
Jeżeli jednak rodzice pracują - ojciec za granicą, a matka z dziećmi w Polsce - pod uwagę brane jest miejsce zamieszkania dzieci. Na tym przykładzie: jeśli dzieci są w Polsce, to nasze państwo zapewnia wsparcie.
Jak się okazuje, potwierdzenie zatrudnienia i dokumenty dotyczące otrzymywania świadczeń wymagają kilku pism od urzędników. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej szacuje, że na jedną taką sprawę musi wydać 160 zł. Do pracy wysłać urzędnika ze znajomością języka angielskiego i opłacać listy.
W 2017 r. w budżecie państwa zabezpieczono na ten cel aż 33,5 mln zł. "Działania te niestety również nie spowodowały istotnego przyspieszenia rozpatrywania spraw z zakresu świadczenia wychowawczego i świadczeń rodzinnych" - przyznają wprost przedstawiciele resortu rodziny, pracy i polityki społecznej.
Obsługujący 500+ od początku mieli problemy z rodzinami z dwóch krajów. Pod koniec 2016 r. - czyli pierwszego roku funkcjonowania programu - do urzędów trafiło 50 tys. wniosków od rodzin w takiej sytuacji. Na ostatni dzień grudnia statystyka wyglądała fatalnie. Rozpatrzonych było 10 tys., kolejne 40 tys. czekało w kolejce.
Dalej było tylko gorzej. 1 stycznia 2018 r. czekało 120 tys. wniosków. Warto dodać, że połowa nie była nawet tknięta. Urzędnicy zadziałali ledwie w 42 proc. spraw. W przypadku reszty - nie wykonali żadnych czynności poza przyjęciem dokumentów.
W województwie opolskim z 4722 takich spraw nie została ruszona żadna. 100 proc. czekało na jakąkolwiek pracę urzędników. W województwie lubuskim i zachodniopomorskim niedotknięte papiery stanowiły 85 proc.
Nikła poprawa
Rząd rzucił się więc do naprawiania sytuacji. Zgodnie z ustawą od 1 stycznia 2018 r. sprawami z zakresu unijnej koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego, do których zalicza się program "Rodzina 500+", zajmują się wojewodowie - a nie urzędy marszałkowskie. To miało przyspieszyć proces.
"Dzięki zmianie minister rodziny zyskał znacznie większy wpływ na egzekwowanie efektywnej realizacji zadań z zakresu unijnej koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego" - wyjaśniał niedawno Krzysztof Michałkiewicz, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej w interpelacji do posłów, którzy otrzymują liczne skargi od mieszkańców swoich okręgów.
Ale statystyki wskazują, że wcale nie jest lepiej. W marcu tego roku urzędy wojewódzkie wydały 5876 decyzji, a więc o 393 decyzji więcej niż urzędy marszałkowskie w marcu 2017 r. Przyśpieszenie to zaledwie 6,7 proc. Od początku roku udało się zamknąć 25 tys. z 120 czekających wniosków.
21 maja zapytaliśmy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej o to, jak chce rozwiązać problem i przyśpieszyć wydawanie decyzji 500+. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymaliśmy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl