Dopisana w ostatniej chwili do projektu nowego Kodeksu pracy możliwość pracy na umowach cywilnoprawnych może okazać się kłopotliwym "prezentem" komisji kodyfikacyjnej dla Elżbiety Rafalskiej. Odpowiedzialność za dalsze losy kontrowersyjnego projektu bierze teraz resort rodziny i pracy.
Wbrew wcześniejszym deklaracjom przewodniczącego komisji kodyfikacyjnej prof. Marcina Zielenieckiego, w projekcie nowego Kodeksu dopuszczono pracę na umowach cywilnoprawnych. Jak pisaliśmy w money.pl, ustalono przy tym limit 32 godzin pracy miesięcznie.
Arbitralny, 32-godzinny limit nie będzie obowiązywał jedynie specjalistów i menedżerów, ale i w tym przypadku wprowadzono sztywne ograniczenie - wynagrodzenie musi wynosić co najmniej 5-krotność minimalnej stawki godzinowej.
W projekcie zapisano też m.in. to, że każdemu będzie przysługiwało 26 dni urlopu (dziś jest to 20-26 dni zależne od stażu pracy)
, a praca w godzinach nadliczbowych będzie wykonywana wyłącznie na polecenie pracodawcy (to oznacza, że pracownik, który samo sobie wydłuży czas pracy, musi się liczyć z faktem, że nie dostanie za to ani gorsza).
W nowym kodeksie zapisano również koniec "urlopów na żądanie" oraz usankcjonowana zostanie możliwość pracy zdalnej poza siedzibą firmy do maksymalnie jednego dnia w tygodniu. Obecnie regulowana jest systematyczna praca zdalna np. telepraca.
"Dziennik Gazeta Prawna" zwraca uwagę, że nieobecna na podsumowaniu prac komisji kodyfikacyjnej była minister Elżbieta Rafalska, która dzięki temu na razie nie musiała wypowiadać się o propozycjach zawartych w projekcie. Zapowiada, że przedstawi
swoje stanowisko po ich analizie.
To jednak właśnie na minister Rafalskiej spoczywa teraz odpowiedzialność za dalsze losy projektu nowego Kodeksu pracy. Nie wiadomo, czy propozycje komisji zyskają status projektu rządowego, czy trafią pod obrady Rady Dialogu Społecznego, a nawet czy w ogóle zostaną upublicznione.
Szefowa resortu rodziny będzie musiała zmierzyć się z olbrzymim oporem środowisk biznesowych, które propozycje komisji uważają za niezwykle szkodliwe nie tylko dla polskich firm, ale także dla samych pracowników.
Reprezentująca w komisji kodyfikacyjnej środowiska przedsiębiorców prof. Monika Gładoch zwraca bowiem uwagę, że umowa o pracę to nie tylko przywileje, ale też szereg obowiązków: podporządkowanie w zakresie miejsca i czasu pracy, zwierzchnictwo pracodawcy, wykonywania poleceń służbowych czy ograniczenia w zakresie konkurencji.
Z tego względu propozycje komisji nie podobają się pracownikom kreatywnym i przedstawicielom wolnych zawodów, dla których sztywne ramy pracy etatowej oznaczają ograniczenie wolności zawodowej, w szczególności dowolności w zawieraniu umów z różnymi pracodawcami.
Praca na etat oznacza także konieczność dostosowania dni wolnych do kalendarza urlopów, prowadzonego przez pracodawcę. Takie warunki nie będą odpowiadać wielu osobom, dla których praca jest drugoplanowym zajęciem, głównie studentów. Umowa o pracę oznacza bowiem trudność w dopasowaniu godzin pracy do nieregularnego rytmu studiów i wyjazdów.
Z drugiej strony niekorzystne dla wielu pracowników może okazać się wprowadzenie umowy nieetatowej. W takim przypadku pracownik będzie musiał pozostawać w gotowości i będzie podejmować pracę jedynie na wezwanie pracodawcy.
W projekcie nowego Kodeksu znalazło się także wiele innych propozycji, które mogą okazać się nie do pogodzenia z realiami nowoczesnego rynku pracy. Chodzi m.in. o konieczność wysłuchania pracownika przed zwolnieniem i uzasadniania wypowiedzenia umowy na czas określony, odpracowywanie czasu poświęconego np. na przerwę na papierosa czy przepadanie urlopu w razie jego niewykorzystania do marca następnego roku kalendarzowego.