Gdyby wierzyć danym przesyłanym do Eurostatu przez krajowe biura statystyczne, to największa prostytucja w Europie panuje we Francji i w Irlandii. W tym pierwszym kraju wydawane jest co 11. euro przeznaczane na konsumpcję, a w Irlandii co 17. Polska według tych danych jest jednym z najmniej purytańskich krajów w Europie.
Wymóg nowego Europejskiego Systemu Rachunków Narodowych i Regionalnych UE, spowodował, że urzędy statystyczne musiały dwa lata temu przeliczać wstecz dane o produkcie krajowym brutto. Wskaźniki gospodarcze zawierają od tej pory dochody z czarnej strefy, czyli z nielegalnej działalności gospodarczej, takiej jak handel narkotykami, przemyt czy prostytucja.
Szacunki na temat ostatniego z wymienionych procederów zostały właśnie zaktualizowane. Niektóre są szokujące.
We Francji wydaje się na prostytutki aż 9,3 proc. wszystkich środków przeznaczanych na konsumpcję prywatną. W 2015 roku panie i panowie lekkich obyczajów zarobili nad Sekwaną aż 108 mld euro.
Drugim najbardziej sprostytuowanym krajem w Europie według oficjalnych statystyk jest Irlandia, gdzie aż 5,9 proc. wydatków konsumpcyjnych idzie na nierząd.
Polska jest w Unii Europejskiej na piątym miejscu. Wyprzedzają nas jeszcze Czechy i Luksemburg.
W 2015 roku z każdej złotówki wydanej u nas przez konsumentów 3 grosze trafiało do prostytutek. Środki wydawane na nierząd w Polsce wynosiły 7,2 mld euro i były o 3,2 procent wyższe niż rok wcześniej. W ciągu dziesięciu lat, tj. od 2005 roku wzrosły o aż 67 procent.
Szczególnie interesujący jest jednak przypadek Czech. W ciągu dziesięciu lat wydatki na prostytutki wzrosły tam o aż.... 848 procent! Albo doszło do gigantycznej inflacji w tym zawodzie, albo skala zjawiska wybuchła z nieobserwowaną nigdzie indziej dynamiką.
Jest jednak jeszcze jedna możliwość. Urzędy statystyczne dostały po prostu glejt na to, żeby „zaszaleć” i podrasować wskaźniki PKB. I niektóre postanowiły sobie nie folgować.
Praktyczny wymiar prostytucji dla budżetu państwa
W związku z regulacjami unijnymi sprzed dwóch lat prostytucja nabrała dla budżetów państw praktycznego wymiaru. Nie chodzi o to, że działalność została opodatkowana i nagle panie (i panowie) do towarzystwa zapełniają kasę państwa podatkami od ciężko zapracowanych pieniędzy.
Co prawda niektóre kraje pobierają podatki od nierządu - w Niemczech są na przykład nawet automaty podatkowe na ulicach, gdzie prostytutka po zapłaceniu dostaje kwit, dający prawo do uprawiania najstarszego zawodu przez jakiś czas, ale... chodzi o inny aspekt. Statystyczny.
W jaki sposób liczona jest wartość usług nierządu, sprzedaż nielegalna narkotyków czy określana kwota przemytu? Wszystko to oczywiście szacunki, okraszone mniej lub bardziej wyrafinowanymi metodologiami - przecież nikt nie wysyła ankieterów, żeby liczyli i sprawdzali osobiście.
GUS liczy to w następujący sposób: „Dochody z tytułu działalności związanej ze świadczeniem usług seksualnych obliczono dla trzech typów prostytucji - działalności agencji, osób pracujących w prywatnych lokalach oraz prostytucji ulicznej. Wartość tych przychodów równa jest iloczynowi liczby osób świadczących usługi seksualne, liczbie kontaktów w ciągu roku oraz średniej cenie usług. W szacunku uwzględniono także udział nierezydentek, który charakterystyczny jest dla prostytucji ulicznej. Wartość usług świadczonych przez cudzoziemki, a także wartość kosztów, jakie ponoszą w związku z przekazywaniem części swojego zysku sutenerom, wpływają także na poziom salda handlu zagranicznego” - czytamy w opisie wyliczeń PKB przez GUS. Do szacunków wykorzystuje się m.in. raporty policyjne.
Dane źródłowe są jak widać tak niekonkretne, że można na ich podstawie zmodyfikować wartość PKB o sporą kwotę. To pozwala państwu natomiast... zadłużyć się trochę bardziej.
Oficjalnie dzięki sztucznemu podwyższeniu PKB stosunek długu publicznego do PKB jest przez to mniejszy. Łatwiej więc wyrobić się w limicie bezpiecznego deficytu budżetu, który Komisja Europejska ustaliła na 3 procent PKB, lub wykazać inwestorom na rynku obligacji, że proporcja zadłużenia do PKB jest mniejsza, więc mogą się czuć komfortowo, kupując emitowane przez państwo papiery dłużne.
Z deficytami budżetowymi problemy ma właśnie Francja, która wydaje dużo więcej niż dostaje z podatków i od dziewięciu lat bezskutecznie próbuje zmieścić się w granicach trzech procent PKB. Zresztą nawet po zmianach w rachunkowości unijnej jej się to nie udaje, a dochodzi już do poziomu długu publicznego w wysokości 100 procent PKB (w 2016 r. ma to być 96,4 proc.).
Problemy z budżetem państwa przez kryzys finansowy miała też Irlandia (nawet 32,1 proc. PKB deficytu budżetowego w 2010 roku) i Czechy (w latach 2009-2012 deficyt przekraczał poziom 4 proc. PKB trzy razy).
Polska również nie radziła sobie z tematem zbyt wysokich wydatków państwa i dopiero niedawno zdjęto z nas unijną procedurę nadmiernego deficytu, tj. w ubiegłym roku zeszliśmy poniżej 3 procent PKB po raz pierwszy od 2007 roku.
To trochę tłumaczy dlaczego prostytucja, narkotyki i przemyt tak potrzebne są dla statystyki publicznej. Dają po prostu pewien margines swobody rządom w kreowaniu polityki budżetowej. Przez to niestety oficjalne dane wskazują, że nierząd w niektórych krajach jest najbardziej prężną branżą gospodarki.