- Znam z odpraw liczby i u nas już ponad połowy stanu nie ma. Największa absencja jest w jednostkach, które pracują na ulicy. My się przyłączyliśmy. Od poczucia solidarności zawodowej to tak ruszyło. Ci policjanci są najniżej opłacani, a wykonują odpowiedzialną, niebezpieczną i ciężką pracę - mówi money.pl policjant z Wrocławia, który z oczywistych względów nie chce upubliczniać swojego nazwiska.
Policjanci, z którymi udało nam się porozmawiać podkreślają, że przyłączenie się do protestu było jedną z najtrudniejszych decyzji w ich karierze.
- Wszyscy mamy poczucie stania w rozkroku: między obowiązkami a misją. Po prostu nie mamy innych narzędzi, by walczyć o nasze postulaty. Bardzo bym chciał żeby, nie oceniać tych, którzy zostali w pracy. Jednak na pewno w niektórych jednostkach zrobi się z tego powodu nieprzyjemnie - dodaje policjant.
- Źle się czujemy z tym że bandyci mogą poczuć się bezkarni, ale tak długo głośno krzyczymy, a nikt nas nie słucha. List do policjantów komendant główny napisał dopiero we wtorek, kiedy sytuacja zrobiła się już dramatyczna. Teraz apeluje się do naszych sumień, ale nie jest w porządku. Inna forma protestu by nie pomogła - mówi money.pl policjantka z Wrocławia.
Policjantów na L4 będzie przybywało
Oficjalne dane mówią o 30 proc. policjantach, którzy poszli na zwolnienia.
- Są duże miasta gdzie przekroczyła już 50 proc. Tam o wydolności służby nie ma mowy. Takich miast jest wyjątkowo dużo. Nie jest nam wcale do śmiechu, bo może być gorzej. Obciążenie pracą tych co zostali jest tak duże, że fizycznie nie wytrzymają i tych na L4 może być jeszcze więcej - mówi money.pl Sławomir Koniuszy z biura prasowego zarządu głównego NSZZ Policjantów.
Jak przekonuje granicą zapewnienia płynności służby jest stan w okolicach 40 proc. Po nim zaczyna się bardzo poważny problem. - Ciągle czekamy na zaproszenie do rozmów od ministra Brudzińskiego, ale ono nie przychodzi. Powaga sytuacji jest jednak taka, że to ostatni moment, żeby zamknąć się bez kamer i mikrofonów, bo boimy się o to, co może się stać - dodaje Koniuszy.
Zapytany o nieoficjalne informacje, z których wynika, że do pomocy w utrzymaniu porządku ma być zaangażowane Wojsko, odpowiada: Tego sobie nie wyobrażam. Trzeba by ogłosić stan klęski żywiołowej, stan wyjątkowy, a tu przecież wystarczy, żeby minister chciał rozmawiać. Wtedy ludzie zacisnęliby zęby i wrócili do pracy.
Z kolei dla policjantów, którzy słyszeli o pomysłach zaangażowania wojska do pracy na ulicach, wydaje się to jedyny rozsądny scenariusz wobec absencji wśród funkcjonariuszy prewencji. Zwłaszcza że narodowcy zapowiadają, że i tak przemaszerują ulicami Wrocławia, mimo zakazu prezydenta.
Zza biurek na ulicę
- Nie wyobrażam sobie właściwego zabezpieczania 11 listopada bez wojska. Jest żandarmeria i rzeczywiście mogą być o to poproszeni - mówi policjant.
- Marsz narodowców, który zwykle jest zabezpieczany przez 200 policjantów, w tym roku, z racji protestu, obsłużyć ma 40 policjantów. To tym bardziej niebezpieczne, że będzie to nielegalna impreza - mówi policjantka z Wrocławia.
Jak przekonuje, sytuacja jest na tyle dramatyczna, że do pracy na ulicach mają ruszyć funkcjonariusze, którzy nigdy na ulicy nie pracowali. - Siedzą naście lat za biurkiem, a potem mają używać środków, co do których nie są przeszkoleni - dodaje policjantka.
Jak dodaje, nawet w policji nie można być od wszystkiego, i wielu jej kolegów i koleżanek nie ma takich szkoleń na bieżąco. Nie mają też potrzebnej na ulicy biegłości w posługiwaniu się środkami przymusu bezpośredniego.
- Dlatego też nieoficjalnie pojawiają się głosy o zaangażowaniu wojska do pomocy. Jednak to też nie będzie łatwe. Wojskowi nie mają wiedzy dotyczącej policyjnej biurokracji, w żandarmerii też są inne procedury. Może dojść do sytuacji, kiedy nie będzie wiadomo, co zrobić np. z zatrzymanymi - wyjaśnia policjantka.
Ciągłość służby
Paweł Petrykowski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu przekonuje z kolei, że na Dolnym Śląsku wczoraj na L4 było 24 proc. dziś 34 proc. i trudno przewidzieć, jak dalej sytuacja będzie się rozwijała. W samym garnizonie wrocławskim oficjalnie obecnie na zwolnieniach jest 37 proc. funkcjonariuszy.
- Natomiast cały czas ciągłość służby jest zapewniona. Choć niewątpliwie liczba patroli jest mniejsza. Zgłoszenia drobniejszych spraw mogą się wiązać z długim czasem oczekiwania. Obecnie priorytet mają sytuacje, gdzie zagrożone jest życie obywatela. Pierwsze słyszę o wojsku, proszę pytać w komendzie głównej - mówi Petrykowski.
Pytania o skalę protestu i możliwość zaangażowania wojska przesłaliśmy do MSW i Komendy Głównej, jednak do czasu opublikowania tego artykułu, nie dostaliśmy odpowiedzi.
"Wafle na służbie"
W zapewnienia ciągłości służby trudno uwierzyć słuchając protestujących policjantów i czytając profil na FB „ Mundurowi Dziękują Rządowi”. W kolejnych komunikatach oznaczonych jako „Psia grypa - info” czytamy raporty od policjantów z całego kraju (pisownia oryginalna):
”WRD KPP MYŚLENICE 100% poza kierownictwem, KPP Wieliczka - Wydział Kryminalny cały L4, Wydział Dochodzeniowo Śledczy cały L4, WRD na 19 osób 18 wzięło L4, został jeden WAFEL w służbie, Dzielnica, na 11 osób 9 wzięło L4, dwa WAFLE w służbie. KPP Pisz 99% RD L4, Prewencja 100% L4 (pojedyncze jednostki myślą o powrocie do zdrowia), KP Ruciane Nida podlegające pod KPP Pisz 100% od 02.11 - 100%, tylko kartki na drzwiach brakuje. KPP Inowrocław 34/34 liniowych nieobecnych!!! Dzisiaj na 6 rano wyjechał tylko JEDEN JEDYNY patrol WRD w składzie Naczelnik WRD i jego zastępca. Piękny widok dwóch komisarzy obrabia zdarzenia”.
- Wczoraj była potężna fala idących na zwolnienia, a dziś szykuje się jeszcze większa. CBŚ w województwie deklaruje, że prawie w całości pójdzie na L4. Podobnie jest w całej komendzie wojewódzkiej. Zaczęło się wszystko od miejskiej, a teraz ruszyło dalej. Już teraz jest to ponad 50 proc, dlatego zastępca komendanta podczas odprawy apelował, by kolejni zwolnień nie brali, bo sytuacja - jak powiedział - jest dramatyczna - mówi policjantka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl