Jarosław Zieliński, wiceszef MSWiA, zaapelował do policji o zakończenie protestu. Jego zdaniem może on mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo w kraju. Policjanci odpowiadają: Nie ma mowy. I wymieniają swoje argumenty.
Od kilku tygodni policjanci prowadzą strajk włoski i dają pouczenia zamiast mandatów. Jak informuje RMF FM, zapowiadają także demonstrację w Warszawie.
Zdaniem Zielińskiego, który gościł kilka dni temu w TV Republika,protest na dłuższą metęmoże mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo. A także doprowadzić do lekceważenia prawa.
To niedopuszczalne – ocenia te słowa Rafał Jankowski ze Związku Zawodowego Policjantów w liście do wiceministra. Oskarża Zielińskiego, że ten chce zrzucić z siebie odpowiedzialność za katastrofalną sytuację w policji. – Nie można tego robić, bo to nie my odpowiadamy za braki kadrowe w policji ani za niskie płace i złe przepisy emerytalne – wylicza Jankowski.
Zieliński podkreślał za to, że drzwi do resortu są wciąż otwarte, sugerując tym możliwość rozmów z protestującymi. Ale przedstawiciele policji odpowiadają, że rozmowy już były, tylko efektów wciąż nie ma.
- Nasze postulaty leżą w resorcie od 12 marca i jakoś nie znalazły zrozumienia – zaznacza Jankowski. Przytacza przy tym anegdotę, którą opowiadają sobie związkowcy: że ministerialne gabinety w Polsce to najlepiej przewietrzone pomieszczenia w Polsce.
Tymczasem konkretnej propozycji porozumienia, ciągle brak.
Związkowcy chcą podwyżek, waloryzacji płac (pensji nie rewaloryzowano od 2012 r.) i powrotu do prawa do emerytury po piętnastu latach pracy. Według obowiązującego w Polsce prawa policjanci nie mogą strajkować. Dlatego są zmuszeni zastosować inne formy protestu. Jest to strajk włoski, czyli niezwykle skrupulatne wykonywanie swoich obowiązków, oraz stosowanie pouczeń zamiast dawania mandatów.
Zapowiadają jednak, że wkrótce wyjdą na ulice.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl