To już czwarty tydzień. Od 23 dni rodzice niepełnosprawnych protestują w Sejmie. Domagają się pieniędzy, które nie rozwiążą ich problemów, a będą jedynie spełnieniem socjalnego minimum. Poseł Żalek tropi wśród nich „zwyrodnialców”, poseł Pięta sugeruje usunięcie protestujących, a posłanka Krynicka straszy matki „paragrafami”. Nazwać te słowa podłymi i haniebnymi to za mało. Ale wiem, że na drugim biegunie są zwykli ludzie, którzy mówią: dajcie im, do cholery, te pieniądze! Jesteście?
Rządząca partia do znudzenia powtarza, jak bardzo jest wsłuchana w głos Polaków, jak potrafi być wrażliwa na ich problemy. Doprawdy? To świetnie, bo jest sprawa.
Wszystkie badania pokazują, że większość Polaków jest za daleko idącą pomocą dla najbardziej potrzebujących. Nie ma dnia, by premier Morawiecki nie przekonywał nas, w jak doskonałej sytuacji gospodarczej jest Polska. Mamy nadwyżkę budżetową, coraz więcej pieniędzy spływa do kasy państwa dzięki uszczelnianiu podatków.
Jest tak dobrze, że do 500+ można dorzucić kolejne 300. „Dobry start” dostaną wszystkie dzieci, bez względu na to, czy ich rodzice ledwo wiążą koniec z końcem, czy zarabiają tyle, że nie wiedzą już, co robić z pieniędzmi. Minister Rafalska zapowiedziała już, że wypłaty 300 zł na wyprawkę szkolną zaczną się we wrześniu, składanie wniosków – w lipcu. Idą wybory. PiS nie będzie eksperymentował. Rozdawanie pieniędzy to przecież sprawdzony patent. Kiełbasa wyborcza już skwierczy.
PiS w roli opozycji egzamin z wrażliwości zdał wzorowo. Kiedy podobny protest odbył się w Sejmie za rządów PO-PSL, Jarosław Kaczyński obiecywał niepełnosprawnym większe pieniądze, a Elżbieta Rafalska z sejmowej mównicy, wytykając palcem Tuska, z wyrzutem twierdziła, że to „rządzący ponoszą winę za to, że na korytarzach sejmowych leżą chore dzieci i ich rodzice”.
Dziś jest zakładniczką własnych słów, bo to ją partia wyznaczyła do negocjacji z protestującymi. Negocjacji, które kompletnie położyła. Kilkukrotnie odwiedzała rodziców, nic nie wskórała. Nie mogła im darować słów o braku empatii, po których pani minister jakby się zacięła. Ale czy protest zdesperowanych ludzi, którzy z roli rodzica, opiekującego się swoim dzieckiem 24 h na dobę, nie wyjdą do końca życia, to dobre miejsce na obrażanie się?
Wierzę, że te słowa ją dotknęły, bo na pracy w działce społecznej zjadła zęby. Poświęciła jej całą swoją karierę. Tyle że teraz jest ministrem i jej zadaniem jest rozwiązywanie problemów ludzi najbardziej potrzebujących. Tego od niej oczekujemy. Na kolegów z partii nie ma co liczyć. To już wie. Ani Beata Szydło, która z racji pełnionej funkcji powinna pójść do protestujących, ani Jarosław Kaczyński, o rozmowę z którym od dawna proszą matki, nie zamierzają angażować się w temat. Prezes panicznie boi się bezpośrednich kontaktów z ludźmi i unika ich jak ognia. Choroba tę perspektywę jeszcze bardziej oddala.
Partia daje Rafalskiej brutalną lekcję polityki, a ona kompletnie się pogubiła. Wcześniej otwarta, życzliwa, uśmiechnięta i profesjonalna, teraz poirytowana, smutna i zniecierpliwiona ucieka przed protestującymi i dziennikarzami, rzucając w biegu, że ma już „dosyć tych emocji”.
Myślę, że protestujący w Sejmie też mają dosyć, ale oni się nie poddadzą. Nie odpuszczą, mimo że na próżno wypatrywać finału sprawy. Trudno nie zrozumieć tej determinacji. Ten, kto ma z tym problem, niech choć na kilka dni zamieni się z rodzicem dziecka niepełnosprawnego, przy którym czuwanie nigdy się nie kończy. Albo posłucha jeżdżącego na wózku Bartłomieja Skrzyńskiego z Wrocławia, który opowiada o nadludzkim wysiłku swojej mamy. W nocy, żeby nie cierpiał, musi go nawet 20 razy przewrócić. Inaczej dostanie odleżyn.
Mam dwójkę zupełnie zdrowych dzieci, których wychowanie dzielę z ich ojcem. Nie jest łatwo, ale nawet nie ośmielę się narzekać. Cieszę się, że z każdym rokiem są coraz bardziej samodzielnie, z radością patrzę, jak się rozwijają. Rodzice dzieci niepełnosprawnych nigdy nie wychodzą z pieluch, śliniaków i wstawania kilkanaście razy w nocy. I drżą na myśl o tym, co będzie, kiedy zabraknie ich na świecie. Jesteście w stanie wyobrazić sobie taki strach o dziecko? O jego przyszłość?
W sprawie niepełnosprawnych nikt nie ma czystego sumienia. Ani rząd, ani opozycja. Ta druga zamiast pomóc w sprawie albo zajmuje sobą, albo niepotrzebnie nakręca emocje, które już i tak kipią. Marzy mi się działanie polityków ponad podziałami, ale przecież to pobożne życzenia.
Przerzucanie się argumentami w stylu: i tak zrobiliśmy więcej niż wy za swoich rządów, jest po prostu żałosne. Żadna opcja polityczna nie zrobiła wystarczająco dużo, by niepełnosprawni w Polsce nie mieli poczucia osamotnienia i wyrzucenia na margines życia społecznego. Państwo, które powinno chronić najsłabszych, od lat zostawia ich na pastwę losu, wyklucza.
Społeczeństwo też nie będzie miało czystego sumienia, jeśli z całych sił nie będzie wspierać protestujących w Sejmie rodziców i wywierać nacisku na rządzących. Naprawdę nie obędziemy się bez 300+? Koszt programu to prawie tyle samo, ile rząd wydałby na spełnienie postulatu protestujących o 500 zł wobec 270 tysięcy niepełnosprawnych od urodzenia, tych którzy są niezdolni do samotnej egzystencji.
Nie jestem oderwana od rzeczywistości. Wiem, że są rodziny w Polsce, którym się nie przelewa i dla których zakup wyprawki szkolnej to ogromny wydatek. Dodatkowe pieniądze przydałyby się. Zawsze się przydadzą. Ale rodziny niepełnosprawnych potrzebują ich bardziej. Nie dajmy karmić się kiełbasą wyborczą. Niepełnosprawni są wśród nas. Pomoc im to nasz obowiązek. Obowiązek silniejszego wobec słabszego.
Czekamy na Wasze komentarze na dziejsiesie.wp.pl