Na samorządowców padł blady strach, bo wkrótce może się okazać, że to oni będą musieli płacić za straty finansowe podległych im szpitali. PiS przed wyborami zapowiadało, że chce zakazać prywatyzacji placówek służby zdrowia i wszystko wskazuje na to, że słowa dotrzyma. Tyle że zrobi to za pieniądze powiatów i województw.
Wcześniejsze, choć ubogie w szczegółach, zapowiedzi ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła mówiły, że doszło w tej sprawie do przyspieszenia i że projekt nowej ustawy o działalności leczniczej jest na ostatnim etapie prac. Ministerstwo Zdrowia potwierdziło money.pl, że projekt faktycznie jest, a obecnie analizowane są uwagi zgłoszone w trakcie uzgodnień wewnętrznych. Szczegóły pozostają chwilowo tajemnicą, lecz na podstawie przecieków i odpowiedzi uzyskanych z resortu można wnioskować, jak PiS chce powstrzymać prywatyzację szpitali.
Koniec z komercjalizacją zadłużonych szpitali
W kampanii wyborczej było to niezwykle nośne hasło. Politycy PiS przekonywali Polaków, że po dojściu do władzy zmienią ustawę wprowadzoną przez PO. Zezwalała ona na przekształcenia własnościowe placówek służby zdrowia będących w złej kondycji finansowej. Gdy szpital na koniec roku wykazywał stratę, jego właściciel - najczęściej samorząd albo Skarb Państwa - miał do wyboru dwie drogi. Mógł spłacić dług albo przekształcić placówkę w spółkę.
PiS chce ten zapis zmienić. Biuro prasowe resortu odpowiedziało nam, że "projekt przewiduje zmiany postępowania w przypadku wystąpienia straty netto samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej". Jakie zmiany? Według nieoficjalnych informacji, gdy projekt wejdzie w życie, możliwe będzie tylko i wyłącznie spłacanie zadłużenia.
Ministerstwo nie chce do końca zamykać drogi do zmian w obszarze służby zdrowia. Dopuszcza, że mogłyby powstawać szpitalne spółki ze wsparciem prywatnych inwestorów. Tyle że właściciel miałby zachować ponad 50 proc. udziałów w placówce.
Ministerstwo Zdrowia potwierdziło nam, że w projekcie rzeczywiście planuje się "wprowadzić zakaz zbywania akcji albo udziałów w spółkach Skarbu Państwa, jeśli w wyniku zbycia podmioty te utraciłyby większościowy pakiet akcji albo udziałów”.
Samorządy będą musiały płacić
Z takimi zapisami wiąże się szereg wątpliwości. Zmiany zapowiadane przez rząd szczególnie martwią samorządy. - Znajdziemy się w totalnym klinczu - mówi Jarosław Maroszek, dyrektor Departamentu Zdrowia Województwa Dolnośląskiego. - Powszechnie wiadomo, że są świadczenia i placówki, jak nasz wrocławski szpital psychiatryczny, które ze względu na wyceny NFZ, z definicji muszą przynosić straty. Ta reforma spowoduje, że będziemy zobligowani do tego, żeby do nich dokładać.
Zauważa, że obecna ustawa daje możliwość spłacenia części strat placówki, ale pozwala też podjąć działania, które w przyszłości mogłyby skutkować poprawą sytuacji finansowej. - Zakazać przekształcania zadłużonych placówek, to jak kazać piekarzowi sprzedawać chleb po złotówce i nie pozwalać sprzedać piekarni - dodaje Maroszek.
Z jego analiz wynika, że na Dolnym Śląsku szpitale, których właścicielem jest Urząd Marszałkowski, tracą średnio około 16 mln zł rocznie. - To nie jest dla nas coś, czego nie możemy zapłacić, ale przecież nawet w zamożnych samorządach kołdra budżetowa jest krótka - dodaje.
Są i inne głosy. Adam Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia z Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, przekonuje, że nowe zapisy mogą zmotywować zarządzających do poprawy wyników.
Faktycznie, dość łatwo wyobrazić sobie, że gdy straty finansowe placówek zdrowotnych będą musiały być każdego roku spłacane przez samorządy czy resorty, właściciele bacznie będą patrzeć na ręce dyrektorom szpitali. Pytanie tylko, czy rzeczywiście przyniesie to pozytywne efekty. Dla Jarosława Maroszka sprawa nie jest tak oczywista.
- Może i zdopinguje samorządowców, którzy zwykli odkładać szukanie oszczędności w szpitalach na potem, ale też postawi dyrektorów szpitali pod ścianą płacowych żądań pracowników. Teraz zawsze mogą powiedzieć, że ewentualne podwyżki to groźba straty finansowej i przekształcenia w spółkę. Po zmianach ta argumentacja nie będzie już skuteczna, bo skoro samorząd musi dokładać, a nie może przekształcać, to niech dokłada i do naszych pensji - dodaje samorządowiec z Dolnego Śląska.
Podobnie myśli Piotr Karniej, prodziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu Wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Pod względem finansowym sytuacja szpitali się nie zmieni. Nowelizacja nie zwiększy wycen NFZ. Zmiana ma bardziej cel polityczny, a realnie zapłacą samorządy. To zdejmie kaganiec nadmiernego zadłużania. Teraz dyrektorzy wiedzą, że nikt im nie da. Z nowelizacją w takim kształcie okaże się, że pieniądze jednak zawsze się znajdą - mówi Karniej.
Obowiązek spłacania strat szpitali za rok obrotowy oznaczałby dodatkowe obciążenie dla finansów publicznych. Dlatego rządzący mogą się zawahać nad przyjęciem tak skonstruowanych zapisów. Nie wydaje się jednak, by w temacie zatrzymania prywatyzacji mieli jakiekolwiek wątpliwości.
Co o prywatyzacji szpitali sądzą Polacy? Więcej na kolejnej stronie
Koniec prywatyzacji szpitali
Według badań pracowni PBS z listopada aż 64,5 proc. Polaków uważa, że prywatyzacja szpitali jest niekorzystna dla pacjentów, a 74,8 proc. nie chce, by najbliższa im placówka została sprywatyzowana. Te liczby tylko potwierdzają, że przyśpieszenie w tej sprawie może okazać się bardzo korzystne politycznie.
W Polsce działa obecnie 783 Samodzielnych Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej. Według danych Ministerstwa Zdrowia na rok 2015, do tej pory 43 szpitale należące do samorządów zostały sprywatyzowane. Oznacza to, że większościowy pakiet ma w nich właściciel prywatny. Z kolei w 133 innych skomercjalizowanych spółkach ponad połowę udziałów ciągle należy do skarbu państwa lub samorządu.
Jako że często myli się komercjalizację z prywatyzacją zaznaczmy, że to zdecydowanie nie to samo. Choć przekształcenie SPZOZ w spółkę prawa cywilnego (czyli komercjalizacja) może skutkować ostatecznie wyzbyciem się przez samorząd większości udziałów (czyli prywatyzacją), to wcale tak być nie musi. Może być sposobem na pozyskanie środków potrzebnych na inwestycje. Przekonuje o tym liczba 133 przekształconych placówek, w których wciąż pakiet większościowy ma sfera publiczna.
Wyzbywanie się przez samorząd udziałów w szpitalach czy przychodniach w oczywisty sposób zmniejsza zaangażowanie, koszty i zdejmuje odpowiedzialność finansową za to, co się z nimi dzieje. Niekiedy może ostatecznie doprowadzić do likwidacji szpitala, jak to miało miejsce ze sprywatyzowaną całkowicie placówką w Środzie Śląskiej czy Górze.
Kontrakty równo niskie dla wszystkich
W debacie o kolejnej rewolucji w polskiej służbie zdrowia samorząd lekarski od wielu już lat stoi na stanowisku, że forma własności jest drugorzędną sprawą. Ważniejsze jest realne wycenianie procedur medycznych przez NFZ. Zresztą wszyscy nasi rozmówcy właśnie od tego zaczynają rozmowę o koniecznych zmianach.
- Dla nas, lekarzy, najistotniejsze jest to, żeby móc udzielać pomocy pacjentom w warunkach godnego wykonywania zawodu. Chcemy mieć dostęp do wszystkich leków, sprzętu, by móc leczyć w oparciu o najnowszą wiedzę. Dziś w wielu zadłużonych szpitalach nie ma na to szans. Dyrektorzy oczywiście będą się zarzekać, że jest inaczej, ale prawda jest inna - mówi prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz, który podkreśla, że problemy dotyczą i SPOZ, i placówek skomercjalizowanych.
- Ustawa autorstwa PO też nie funkcjonuje najlepiej. Samorządy nie mają pieniędzy do spłacania zadłużenia, więc spółka zaczyna nowe życie ze starymi obciążeniami. Dlatego uważam, że trzeba by zacząć od rzetelnej wyceny świadczeń. Bez tego żadne magiczne formułki dotyczące własności nie zmienią sytuacji w służbie zdrowia - podkreśla Hamankiewicz.
Podobnie myśli Adam Kozierkiewicz, który zwraca uwagę, że najbardziej dogodne warunki do właściwego komercjalizowania szpitali zawarte były w ustawie z 2002, którą PO zmieniła. - Wtedy przekształcenie następowało przez likwidację SPOZ. Na jego zgliszczach tworzono zupełnie nowy podmiot, który projektowano swobodnie pod kontrakt z NFZ. Nowa placówka na nowo mogła planować poziom zatrudnienia i układać swoją strukturę. Tego zabrakło w ustawie z 2010 - dodaje.
Zdaniem Kozierkiewicza bez możliwości "pełnego resetu" szpitale nawet po przekształceniach będą miały problemy ze względu na niedostosowanie do kontraktów proponowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. - Nieważne czyim zmartwieniem będą szpitale. Ważniejsze, że NFZ nie daje pewności finansowej żadnej placówce - konkluduje Piotr Karmiej.
Winny jest więc powszechnie znany i rządzący nawet nie próbują udawać, że o tym nie wiedzą. Dlatego jak potwierdza nam resort zdrowia, "planuje się zasadniczą reformę organizacyjną systemu ubezpieczenia zdrowotnego, polegająca na likwidacji NFZ i przygotowaniu nowych struktur niezbędnych do zapewnienia efektywnego finansowania świadczeń opieki zdrowotnej". Na to przyjdzie nam jednak poczekać. Jak długo? Co najmniej do 2018 r. Bo zmiany dotyczące wyceny świadczeń "wymagają rozważnych decyzji, opartych na dogłębnych analizach" - poinformowało nas ministerstwo.