Pamiętacie jeszcze, państwo, premiera Leszka Millera i jego osławiony „Raport otwarcia”, opublikowany w maju 2002 r. z wielką pompą i zadęciem?
Dokument przygotowany przez Ministerstwo Skarbu Państwa, którym kierował wówczas Wiesław Karczmarek, przedstawiono jako bilans czterech lat sprawowania nadzoru nad państwowym majątkiem przez Akcję Wyborczą Solidarność. Raport nie pozostawił suchej nitki na awuesowskiej ekipie rządzącej w latach 1997-2001.
Dziesięć miesięcy później, gdy sprawę zbadała Najwyższa Izba Kontroli okazało się, że „Raport otwarcia” został sporządzony nierzetelnie, ponieważ pominięto w nim fakty obciążające menedżerów związanych z SLD, których powołano do władz spółek Skarbu Państwa przed dojściem do władzy AWS. Katalog zarzutów NIK pod adresem autorów rządowego opracowania był znacznie szerszy.
Obecny rząd też zapowiadał przygotowanie raportu zawierającego bilans dokonań ekipy SLD.
Na razie jednak nic nie wskazuje, by prace nad przygotowaniem takiego podsumowania zmierzały ku finałowi. O tym, jak dzisiejszy gabinet ocenia działania nominatów eseldowskich w spółkach z udziałem Skarbu Państwa wiadomo tylko z pojedynczych wypowiedzi członków rządów. Niedawno premier Kazimierz Marcinkiewicz uzasadniając dymisje w zarządzie Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa wspomniał o całkowitej pasywności menedżerów tej spółki w okresie minionych czterech lat w dziedzinie zwiększania wydobycia gazu i dywersyfikacji źródeł (kierunków) zaopatrzenia w ten surowiec z importu.
Byłoby niewybaczalnym błędem, gdyby rząd PiS poszedł śladem SLD i sporządził bilans równie tendencyjny jak niesławnej pamięci „Raport otwarcia”. Zarówno wyborcom jak i urzędnikom potrzebna jest rzetelna summa wiedzy o tym, co działo się w Skarbie Państwa w latach 2001-2005. Raport powinien zawierać prawdę, nawet jeśli miałyby się w nim znaleźć wyrazy uznania dla niektórych menedżerów, powołanych za rządów SLD. Przykładem może być Zelmer, który we wspomnianym okresie wydobył się z zapaści finansowej i po prawidłowo przeprowadzonej restrukturyzacji brawurowo wszedł na giełdę z rekordową redukcją zapisów przekraczającą 97 proc.
Rzetelne podsumowanie błędów i pozytywnych dokonań w nadzorze nad Skarbem Państwa za poprzedniej kadencji Sejmu, jest potrzebne rządowi Marcinkiewicza szczególnie teraz, w dobie wymian władz państwowych spółek. Takie działanie zneutralizuje podnoszące się ze strony części opozycji i mediów zarzuty, że PiS przeprowadza wciela w życie hasło „Teraz k…a my!”. Warto pamiętać, że autorem tego terminu jest dzisiejszy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, który dostrzegł zalążki upadku AWS w czasach rosnącej popularności tego ugrupowania. Wtedy zmiany kadrowe w spółkach przeprowadzano po partyzancku nie przejmując się zanadto ich żywiołowym charakterem. Po klęsce AWS w wyborach 2001 r. profesjonalizacji polityki personalnej w firmach nadzorowanych przez MSP zapowiadał premier Leszek Miller. Skończyło się na dumnie brzmiącej parafrazie formuły "t.k.m." Jarosława Kaczyńskiego - "Top quality management". Żeby ocenić rzeczywistą jakość tego znakomitego zarządzania spółkami wystarczy wspomnieć takie postaci
jak Zbigniew Wróbel, były prezes PKN Orlen i jego wątpliwe dokonania. Oczekiwanie społeczne na lepszą jakość administrowania majątkiem państwowym jest większe niż w 2001 r., dlatego przed rządem Marcinkiewicza stoi poważne wyzwanie. Nie wystarczy zżymać się na poprzedników. Trzeba jeszcze samemu pokazać się od najlepszej strony.