Cztery lata temu warszawski sąd upadłościowy rozpatrywał 652 wnioski o ogłoszenie upadłości. W 2017 takich wniosków było 2413. Jak pisze "Rzeczpospolita", jeszcze bardziej wzrosła liczba postępowań prowadzonych już po ogłoszeniu upadłości.
Oglądaj też: Jak się bankrutuje w Polsce. Potrzeba około 2 tys. zł
- Niewydolne stały się także sądy odwoławcze – mówi "Rzeczpospolitej" mec. Piotr Zimmerman, autor komentarza do prawa upadłościowego. - W jednej ze spraw restrukturyzacyjnych po zatwierdzeniu przez sąd układu jeden z wierzycieli wniósł zażalenie, które zgodnie z przepisami powinno być rozpoznane w ciągu miesiąca, a sądowi okręgowemu zajęło to siedem miesięcy. I nadal czekamy na uzasadnienie. Tak długi czas oczekiwania na rozpoznanie sprawy wypacza sens restrukturyzacji - komentuje.
Przeciążenie sądów dotyczy nie tylko Warszawy, ale całego kraju, choć nie rozkłada się równomiernie. Najgorzej pod tym względem jest w dużych miastach. Firmy, nie chcąc czekać latami na zakończenie postępowania, próbują przenosić sprawy do innych miast, w których obłożenie sądów jest trochę mniejsze.
Zgodnie z prawem, wniosek o upadłość rozpatruje sąd właściwy dla głównego ośrodka działalności przedsiębiorcy. Jednak, jak mówi cytowany przez Rzeczpospolitą szef warszawskiego sądu upadłościowego, wystarczy zmienić siedzibę spółki i adres zamieszkania. Wtedy można złożyć wniosek o upadłość w innym sądzie.
Z przeciążenia sądów zdaje sobie sprawę Ministerstwo Sprawiedliwości, które planuje usprawnienie restrukturyzacji i upadłości m.in. przez wprowadzenie elektronicznych akt, czy doręczeń.
W planach jest też poszerzenie kompetencji syndyków i reforma upadłości konsumenckiej.