Politycy oraz władze Orlenu i Lotosu przeszli od słów do czynów. Eksperci bardzo poważnie podchodzą do podpisanej umowy, wskazując, że trudno będzie się teraz wycofać z połączenia. Uważają, że obie spółki wyjdą na tym dobrze, choć o podboju rynków zagranicznych mogą zapomnieć.
Zarząd PKN Orlen podpisał list intencyjny ze Skarbem Państwa w sprawie przejęcia kontroli kapitałowej nad grupą Lotos. Rozważane jest bezpośrednie lub pośrednie przejęcie minimum 53 proc. udziałów.
Po miesiącach mniej lub bardziej konkretnych wypowiedzi ze strony władz poszczególnych spółek i przede wszystkim polityków, w końcu mamy konkret. Negocjacje między dwoma największymi paliwowymi koncernami należącymi do państwa nabrały formalny kształt.
Czy to kolejna wrzutka bez pokrycia czy poważna zapowiedź? Zdaniem analityków najnowszy komunikat należy traktować bardzo poważnie.
- Naszym zdaniem jest bardzo prawdopodobne, że do takiej transakcji dojdzie. Podpisanie listu intencyjnego jest ważnym sygnałem - komentuje Łukasz Prokopiuk, analityk Domu Maklerskiego BOŚ.
- Ciężko byłoby się teraz wycofać z transakcji. Tym bardziej, że w ostatnim czasie sporo na ten temat wypowiadali się politycy, którzy mówili o połączeniu w samych superlatywach - dodaje Krzysztof Pado z BDM.
Kiedy mogłoby dojść do transakcji? Eksperci wskazują, że jest na razie za wcześnie na wyznaczanie terminów. Tłumaczą, że dużo w tym wszystkim polityki, którą trudno przewidzieć. Wspominają jednak o pojedynczych wypowiedziach władz obu spółek, które w tym kontekście mówiły raczej o perspektywie około roku.
Ciągle tylko europejski średniak?
W uzasadnieniu podpisania listu intencyjnego czytamy, że "celem jest stworzenie silnego, zintegrowanego koncernu zdolnego do lepszego konkurowania w wymiarze międzynarodowym". Eksperci potwierdzają, że biznesowo takie działanie ma sens. Są jednak sceptyczni w odniesieniu tego, co możemy zwojować za granicą.
- Trzeba sobie zdawać sprawę, że możemy być jedynie regionalnym liderem. Nie znajdziemy się w pierwszej lidze, do której należą tacy gracze jak BP czy Shell - podkreśla Krzysztof Pado.
Obecnie, po uwzględnieniu dużej zwyżki cen akcji, Lotos wyceniany jest na prawie 11 mld zł (kapitalizacja giełdowa). W przypadku Orlenu jest to niecałe 43 mld zł. Po przeliczeniu na amerykańską walutę daje to łącznie niemal dokładnie 16 mld dolarów.
Jak to wygląda w zestawieniu z innymi? Fińskie Neste, szczątkowo obecne w Polsce, jest podobnie wyceniane. Mniejsze są tureckie, niektóre włoskie lub greckie koncerny, ale już od hiszpańskiego giganta Respol czy włoskiego Eni jesteśmy ponad dwukrotnie mniejsi. Nie mówiąc o najbardziej rozpoznawalnych markach takich jak norweski Statoil (ok. 75 mld dolarów), brytyjski BP (140 mld dolarów), holenderski Shell (290 mld dolarów) czy amerykański Exxon Mobil (360 mld dolarów).
Na razie z dużym optymizmem na to wszystko patrzą inwestorzy i posiadacze akcji obu paliwowych spółek. Zaraz po komunikacie Orlenu notowania akcji poszybowały do góry. Po godzinie 14:00 zyskiwały na wartości po około 7 proc.
- Z punktu widzenia akcjonariuszy połączenie może przynieść dużo korzyści. Nieco gorzej może to wyglądać z perspektywy klientów stacji benzynowych. Istnieje pewne zagrożenie, że połączone podmioty stworzą jednego monopolistę rynkowego. Może to skutkować np. podwyżką marż - komentuje ekspert BDM.
Czytaj więcej: Rząd tworzy monopol naftowy. Jest zielone światło dla fuzji Orlenu i Lotosu, będzie zgoda Brukseli?
Zagrożona konkurencja?
Kwestia monopolu na rynku paliw może być jednym z problemów, który stanie na drodze szybkiej fuzji. Zgodę na jej przeprowadzenie musi wydać UOKiK. Zbada on, czy transakcja nie naruszałaby konkurencji na rynku.
Eksperci zauważają, że w przypadku działalności detalicznej, która skupia się na stacjach paliw, możliwa jest interwencja UOKiK. Polegałaby na nakazaniu sprzedaży części stacji przez Orlen. Tak żeby po połączeniu sił z Lotosem ich udział w rynku nie przekraczał 40 proc.
Nawet jeśli tego typu zalecenie miałoby miejsce, analitycy są zgodni, że nie przeszkodziłoby to w przeprowadzeniu transakcji.
Wiadomo, że na razie wniosek dotyczący zgody na przejęcie nie trafił do UOKiK. Brana jest jeszcze pod uwagę zgoda Komisji Europejskiej, która mogłaby przejąć odpowiedzialność za kontrolę od urzędników.
"Wniosek o koncentrację nie wpłynął do nas. Najprawdopodobniej sprawa fuzji spółek o tak dużych obrotach trafi do Komisji Europejskiej. Gdyby okazało się, że to KE jest uprawniona do zbadania tego połączenia - możemy wystąpić o przejęcie sprawy" - czytamy na profilu Urzędu na twitterze.