O sprawie pisze w poniedziałek "Gazeta Wrocławska". Marcina K. do zainwestowania w wiatraki zachęcił Józef D. Panowie poznali się przez wspólnego znajomego. Marcin K. wpłacił 51 tys. zł, które miały stanowić jego udział w elektrowni wiatrowej. W zamian miał dostawać część zysków ze sprzedaży "ekologicznego" prądu - 12 tys. zł miesięcznie.
Pierwsza płatność miała do niego wpłynąć do 20 stycznia 2016 roku, ale do dzisiaj dostał tylko 3 tys. zł.
Według Józefa D., który zachęcał do inwestycji, zmieniły się przepisy i inwestycje w zieloną energię przestały się opłacać. Poza tym biznes to nie on miał budować elektrownię (która nie powstała), jego rola polegała na pośrednictwie w doprowadzeniu do tego, by taka inwestycja powstała. Rzekomy partner z Niemiec się wycofał, z budowy nic nie wyszło, a pieniądze zostały przejedzone na bieżącej działalności firmy.
Jego wersję stawia pod poważnym znakiem zapytania fakt, że pieniądze, które Maciej K. wpłacił na rzekomą inwestycję, nie wpłynęły na żadne firmowe konto. Trafiły bowiem do matki Jerzego C., który razem z Józefem D. kręcił podejrzanym biznesem. To jej konto było wskazane w umowie inwestycyjnej, a Maciej K. ufnie przelał na nie 51 tys. zł.
Sprawa trafiła do prokuratury, która oskarżyła wspólników o oszustwo. Teraz zajmie się nią sąd. Akt oskarżenia obejmuje tylko jednego pokrzywdzonego, ale według pełnomocnika Macieja K. naciągniętych osób może być więcej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl