Jest to niemożliwe przez wynalazek samego szatana, czyli piekielną lekką siatkę na zakupy. Po pierwsze rozkłada się od stu do nawet czterystu lat. Dusi ryby w oceanach. Fruwa zwiewnie po polskich chodnikach i z wdziękiem oblepia wszystko, na co opadnie. Ale targając w niej zakupy do domu nie myślę o tym, jaką krzywdę robi środowisku. Myślę o tym, że krzywdę robi mnie. I wszystkim Polakom, którym wpadnie do głowy spontanicznie udać się na zakupy bez własnej siatki.
Otóż od nowego roku nie dostanę siatki w sklepie. Muszę ją kupić. Niby przepis obowiązuje półtora miesiąca, ale wciąż trudno się przyzwyczaić. I przykra niespodzianka przy kasie: płać za siatkę, albo ładuj zakupy do fartuszka. Opłata recyklingowa nie jest wysoka. Raptem 25 groszy. Czyli naprawdę mało. Ale problem w tym, że za te 25 groszy dostajemy śmieć, który nadaje się właściwie tylko do wyrzucenia. Równie dobrze przy wejściu do sklepu można postawić kosz, do którego będziemy wyrzucać monety.
Taka myśl naszła mnie, kiedy zbierałam rozsypane zakupy tuż przed wejściem do domu. Foliówka za 25 groszy nie przeżyła nawet drogi ze ze sklepu do moich drzwi. Daleko nie jest, zapewniam.
To może załadowałam siatkę ponad miarę? Nieszczególnie. Litr mleka, kostka masła, dwa pomidory, mały bochenek chleba, jajko z niespodzianką dla dziecka. To nie wygląda na zaopatrzenie dla pułku wojska, prawda?
Siatka natomiast wygląda, jakby w niej wybuchł granat. Uszy urwane, wielka dziura w dnie, pomniejsze po bokach. O co ten dramat, przecież siatki się drą - ktoś mógłby zauważyć. No właśnie. Dlatego płacenie, choćby kilkudziesięciu groszy za każdą taką półrazówkę (specjalnie nie piszę jednorazówkę, bo nie nadaje się nawet na raz) jest po prostu denerwujące. Zapłacilibyście chociaż 1 grosz za takie coś?
Opłata recyklingowa ma w założeniu zmniejszyć zużycie plastikowych torebek. Dlatego - jeśli zmusi się ludzi do płacenia - to zastanowią się dwa razy zanim jakąś wezmą. Brzmi logicznie. - Cykl życia takiej torby jest niezwykle krótki i wynosi z reguły kilkanaście minut. Później staje się ona odpadem, który zanieczyszcza środowisko - mówił wiceminister środowiska Sławomir Mazurek, uzasadniając zasadność wprowadzenia opłaty.
No i tu jest właśnie problem. Skoro rząd zdaje sobie sprawę, że życie siatki jest tak krótkie, to dlaczego zatrzymuje się w pół drogi? Skoro już i tak mamy płacić za foliówkę, to niechże ona nie będzie aż tak słaba. Wtedy jest nadzieja, że nie posłuży raz, tylko przynajmniej kilka razy. Czyż tak nie byłoby dla środowiska lepiej?
Nie mówię o popadaniu w przeciwną skrajność. Pamiętam z dzieciństwa sąsiadki, które dokładnie myły foliowe siaty, a później suszyły je na balkonach jak pranie. Jedna siatka służyła tygodniami. I nie, nie chcę robić tego samego.
Ale lekka siatka foliowa nie przestaje być śmieciem tylko dlatego, że pobrano za nią 25 groszy opłaty recyklingowej. Czy staje się bardziej przyjazna środowisku, bo nie jest za darmo? To może takie siatki w ogóle powinny zniknąć z polskich sklepów? Przynajmniej płacąc te kilkadziesiąt groszy za foliówkę będziemy mieć pewność, że doniesiemy zakupy do domu.