Małgorzata Sadurska, która została niedawno odwołana ze stanowiska szefowej Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy i trafiła do zarządu PZU oraz Michał Krupiński, który ma przejąc fotel prezesa Pekao po Luigi Lovaglio, na razie nie zostaną objęci ustawą kominową. Obie firmy nie wprowadziły bowiem zasad wynagradzania obowiązujących w spółkach skarbu państwa.
Od ubiegłego roku, według ustawy, którą przygotował jeszcze były minister skarbu Dawid Jackiewicz, pensje władz we wszystkich spółkach kontrolowanych państwo miały zostać ograniczone do maksymalnie 15-krotności średniego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Obecnie maksymalna pensja wynosi 63 tys. zł brutto miesięcznie - wylicza "Gazeta Wyborcza". Obniżenie, nieraz sowitych, zarobków prezesów państwowych firm miało przynieść budżetowi oszczędności nawet 100 mln zł rocznie.
Chociaż walne zgromadzenie PZU na początku lutego 2017 r. przyjęło uchwałę w sprawie ograniczenia maksymalnych zarobków, to rada nadzorcza spółki nie wprowadziła nowych zasad w życie. A z informacji gazety wynika, że rada nadzorcza wciąż pracuje nad ich wdrożeniem. Dlatego w PZU członkowie zarządu nadal mogą więcej niż przewiduje ustawa kominowa.
Z tego wynika, że mimo szumnych deklaracji o przycinaniu astronomicznych zarobków szefów państwowych firm, u największego polskiego ubezpieczyciela jest dalej po staremu. Przypomnijmy, że Michał Krupiński, który został odwołany ze stanowiska prezesa PZU pod koniec marca, tylko do końca 2016 roku z tytułu wynagrodzenia zainkasował 1 mln 377 tys. zł. Ta kwota daje dochód rzędu 114,7 tys. zł miesięcznie. Tak wynika z rocznego sprawozdania finansowego PZU. Jeśli dodać do tego proporcjonalne pieniądze za trzy miesiące tego roku, wychodzi, że Krupiński zainkasował w sumie 1 mln 721 tys. zł.
Małgorzata Sadurska będzie miała ustalone wynagrodzenie dopiero wtedy, kiedy w Grupie PZU zostaną wprowadzone nowe zasady Ustawy kominowej.
PZU, ani Polski Fundusz Rozwoju, czyli właściciel w banku Pekao, drugiego największego w Polsce, nie spieszą się z wprowadzeniem tam nowych zasad płac dla prezesów. Bank, który jeszcze niedawno należał do włoskiej grupy UniCredit, oferował jedne z najwyższych apanaży. Odwołany 14 czerwca prezes Luigi Lovaglio w 2016 roku zarabiał co miesiąc przeciętnie 695 tys. zł. Dużo? Więcej nie dostawał żaden z szefów spółek giełdowych. A i tak Włoch musiał ograniczyć swój apetyt o 84 tys. zł, tracąc ponad milionowy dodatek za rozłąkę z ojczyzną z 2015 r. Wystarczy powiedzieć, że trzeba pensji aż 78 pracowników Pekao, żeby zebrać tyle samo, ile zarabiał sam Lovaglio.
To oznacza, że nie wiadomo, na ile będzie opiewać kontrakt Michała Krupińskiego, który w ubiegłym tygodniu został powołany na wiceprezesa banku z promesą przeniesienia na fotel prezesa po uzyskaniu zgody przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Według prawników, z którymi rozmawiała "Gazeta Wyborcza", ograniczenie pensji w Pekao powinno zostać wprowadzone jak najszybciej. Radca prawny Karol Sienkiewicz z kancelarii Sienkiewicz i Zamroch, mówi gazecie, że posiadanie nawet kilkunastu procent akcji w kapitale zakładowym Banku Pekao obliguje zarząd tej spółki do podjęcia stosownych działań, w szczególności zażądania zwołania walnego zgromadzenia w celu ustalenia zasad wynagradzania.
Wychodzi jednak na to, że wprowadzenie przepisów ustawy kominowej może być odkładane w nieskończoność. Bo jak twierdzi dziennik, rząd zapomniał wpisać kary za nieprzestrzeganie nowych przepisów.