- Jeśli nie nastąpi żadna jakościowa zmiana systemu, istnieje obawa, że nie da się dopchnąć kolanem takich wpływów podatkowych, jakie założył rząd - ostrzega w rozmowie z money.pl Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte.
Jacek Bereźnicki, money.pl: W 2017 r. wzrost wpływów podatkowych ma być jeszcze szybszy niż w bieżącym roku. Czy założenia MF są realistyczne?
Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte: Trzeba mieć świadomość, że w 2016 r. uruchomiono pewne proste rezerwy, bo nie nastąpiła żadna systemowa zmiana. Sytuację wprawdzie poprawił pakiet paliwowy, ale Jednolity Plik Kontrolny w pełni wchodzi w życie od przyszłego roku. Założenie, że w przyszłym roku nastąpi taka poprawa efektywności systemu podatkowego, jest możliwe do zweryfikowania wyłącznie w Ministerstwie Finansów, które dysponuje informacją jak wygląda techniczna strona wprowadzenia tych rozwiązań.
A założenia makroekonomiczne?
Nie obawiałbym się o wzrost gospodarczy, uważam, że będzie wyższy niż prognozowany w budżecie. Oczywiście istnieje ryzyko, że będziemy mieć do czynienia z jakimiś zdarzeniami zewnętrznymi negatywnie wpływającymi na wzrost gospodarczy w Polsce, ale trudno z góry takie ryzyko oszacować. Przy założeniu, że kontynuowany będzie wzrost PKB w przedziale 3,5-4,0 proc. i udadzą się technicznie zmiany w systemie podatkowym, cel jest ambitny, ale realistyczny.
Przedsiębiorcy obawiają się, że dużo większe wpływy podatkowe oznaczają w praktyce więcej kontroli.
Jeżeli systemowo wszystko zadziała tak, jak założono, to ryzyko ręcznego poszukiwania wpływów podatkowych na poziomie firm spada. Jeśli jednak ten model nie zadziała prawidłowo, to niestety takie ryzyko wzrośnie. Niestety do tej pory w polskiej polityce podatkowej przeważała ta druga praktyka. Jak było ryzyko niezrealizowania dochodów podatkowych, to sięgano po odpowiednie orzeczenia podatkowe. Taka praktyka podważa zaufanie do państwa, więc im szybciej zostanie zmieniona tym lepiej.
Czy po blisko roku funkcjonowania Ministerstwa Finansów pod nowym kierownictwem można stwierdzić, że taka praktyka to już przeszłość?
Jest nadzieja, że jeśli wprowadzi się systemowo pewne metody uszczelniania, to nieprawidłowości będą odpowiednio wcześniej wyłapywane. Na przykład, jeśli zostałby wcześniej wyłapany schemat podatkowy na paliwach, prętach stalowych, czy elektronice, to tylko podmioty prowadzące nieuczciwe interesy byłyby targetowane przez służby skarbowe, zamiast doszukiwać się nieprawidłowości u wszystkich działających w tych branżach, tym Bogu ducha winnych przedsiębiorców. Jeśli nastąpi zmiana praktyki, to będzie to zmiana na korzyść.
Jednak eksperci mówią, że państwo wciąż nie potrafi dobrać się do organizatorów karuzel VAT, za to z całą surowością uderza się w firmy, które zostały wplątane taki proceder.
Problem z polskim systemem podatkowym jest taki, że dawno powinien zostać zmieniony. Efekt jest właśnie taki, że mamy do czynienia z ręcznym dostosowywaniem go do aktualnej sytuacji budżetowej.
Czyli takie ciągłe dopychanie budżetu kolanem.
Tak. W scenariuszu pesymistycznym, jeśli nie nastąpi żadna jakościowa zmiana systemu, to w przyszłym roku i kolejnych latach będziemy mieć do czynienia z taką samą strategią, jak do tej pory i nic się nie zmieni. Pogorszenie chyba nie jest możliwe, bo już jest źle. Istnieje obawa, że nie da się dopchnąć kolanem takich wpływów podatkowych, jakie założył rząd, że są zbyt wysokie w stosunku do tego, co do tej pory udawało się dopychać kolanem. Tylko w MF wiedzą, czy zakładana zmiana systemowa może się udać, nikt z zewnątrz jak ja nie jest w stanie ocenić wszystkich kwestii technicznych.
Jaskółką jest fakt, że wygląda na to, że pakiet paliwowy zadziałał. Na tej podstawie przyjęto, że jeśli nadal będą prowadzone takie działania, to przyniosą rezultat. W ciągu 8 miesięcy bieżącego roku wpływy podatkowe wzrosły już o ponad 12 mld zł, a wzrost ten rozkłada się na wszystkie podatki. Wygląda na to, że system - może tymczasowo - trochę się uszczelnił. Jeśli więc jest możliwość uszczelnienia go tymczasowo, może jest możliwość uszczelnienia go w sposób trwały. Kluczowe jest jednak to, w jakim stopniu wzrost wpływów podatkowych ma wynikać z systematycznego ograniczenia luki VAT, co deklarował minister Szałamacha.
Rząd chyba nie ma wyboru, musi jakoś zwiększyć wpływy podatkowe, skoro jeszcze bardziej rozdmuchał wydatki.
Wszyscy teraz na to narzekają, ale od początku transformacji problem polegał na tym, że nieważne, czy gospodarka rosła 1 czy 5 proc., deficyt budżetowy zawsze był. Średnio w ciągu tego ćwierćwiecza deficyt przekraczał 3 proc. PKB. Jak tylko środki były, to je wydawano. Wcześniej wydawano na emerytury, teraz wydaje się na dzieci, co osobiście uważam za bardziej zasadne, gdyż już na początku transformacji analizy ekonomiczne wyraźnie pokazywały, że to rodziny z dziećmi są najbardziej poszkodowane, tylko wśród polityków zwyciężała arytmetyka wyborcza i wspierano emerytów i rencistów, w tym z różnych grup społeczne uprzywilejowanych.
Zawsze są do spłacenia rachunki z kampanii wyborczej.
Dokładnie tak, zawsze ktoś dostawał. Teraz mówi się, że wydanie pieniędzy na nową grupę docelową wywołało jakieś zaburzenia, a wcześniej nie było problemu, że na inne grupy wydawano?
Tylko problem chyba polega na tym, że oprócz 500+ wprowadza się jednocześnie wiele innych, bardzo kosztownych programów.
Na razie rozliczajmy to, co zostało wprowadzone. Zobaczymy, jak inne obietnice będą realizowane i wpisywane do ustawy budżetowej. Zarówno strona podatkowa, jak i wydatkowa wymagają głębokiej reformy. Najgorsze jest to, że w ostatnich latach zdegenerował się system podatkowy i państwo zaczęło tracić dochody.
Chodzi głównie o lukę VAT?
Tak, ale nie tylko, gdyż także większość innych podatków jest skomplikowana i razem tworzy nieefektywność całego systemu podatkowego. Niestety Ministerstwo Finansów działa jak zwykły księgowy, nie robi żadnej głębszej analityki. Poszczególni ministrowie nie potrafili po prostu zarządzać resortem - bycie dobrym ekonomistą nie oznacza, że umie się zarządzać ministerstwem. W pewnym momencie za ministra Rostowskiego było nawet 11 wiceministrów finansów, a przecież nawet w globalnych korporacjach nie powołuje się tylu wiceprezesów. Kompetencje tych wiceministrów nakładały się na siebie i chyba nie przypadkiem właśnie w tym okresie państwo zaczęło tracić najwięcej dochodów podatkowych, a receptą na deficyt i wzrost długu publicznego była nacjonalizacja połowy OFE. Taki sposób kształtowania polityki podatkowej i kierowania MF chyba nie wymaga komentarza.