Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Rafał Zaorski. Człowiek, który chwali się w sieci milionowymi zyskami [WYWIAD]

82
Podziel się:

Zaczynał od serwisu komputerów i tworzenia stron internetowych. Od młodości inwestował, na pierwsze zyski przyszło mu czekać pół życia. Teraz zjednoczył kilkanaście tysięcy inwestorów i walczy z finansowymi naciągaczami. W między czasie potrafi pochwalić się w mediach społecznościowych milionowymi zyskami. Money.pl rozmawia z Rafałem Zaorskim.

Inwestor, spekulant, przedsiębiorca i fan deskorolek oraz rolek. To Rafał Zaorski, twórca Trading Jam Session
Inwestor, spekulant, przedsiębiorca i fan deskorolek oraz rolek. To Rafał Zaorski, twórca Trading Jam Session (Maciej Stanik/Wirtualna Polska)

Zaczynał od serwisu komputerów i tworzenia stron internetowych. Teraz potrafi pochwalić się w mediach społecznościowych milionowymi zyskami, a część oddaje na potrzeby charytatywne. Money.pl rozmawia z Rafałem Zaorskim.

Rafał Zaorski, inwestor, założyciel stowarzyszenia inwestorów Trading Jam Session: O czym będziemy rozmawiać?

Mateusz Ratajczak, money.pl: O Tobie. Nie o analizie technicznej, nie o strategiach inwestycyjnych. Raczej o tym, kim jest gość, który wrzuca w mediach społecznościowych informacje o milionowych zyskach z inwestycji.

Żadna tajemnica. Spekulantem bywam, inwestorem i przedsiębiorcą jestem. Lat dokładnie 40, choć niektórzy mówią, że wyglądam na mniej. Mam przekonanie, że napoje energetyczne i aspartam z nich doskonale konserwuje. I do tego jeżdżę na deskorolce i rolkach. Tyle.

A po co chwalisz się takimi kwotami w sieci? To kwestia ego?

Zupełnie nie. To kwestia wiarygodności. Jeżeli od kilku lat aktywnie działam na polskiej scenie traderskiej [obrót akcjami, obligacjami - red.]. Zdarzają mi się jakieś prezentacje, wystąpienia na branżowych wydarzeniach, więc po prostu muszę być wiarygodny. A jakie zaufanie ma gość, który mówi o technikach i nie pokazuje ich rezultatów?

Powinien mieć niskie.

Powinien. Ale dziś pełno jest hochsztaplerów, którzy sprzedają za pieniądze swoje wątpliwe prawdy objawione. Albo przekonują ludzi, że z marszu zostaną milionerami. To bzdura, ale zawsze znajdą się naiwni. Jeżeli chcesz wyrzucać naciągaczy z rynku, edukować ludzi, to nie możesz iść ich śladem.

Więc odpalam transmisję na Facebooku i działam. Spójrz na to z tej strony: albo przegram publicznie wszystkie pieniądze, albo zyskam. Dziś już nie ma etyki spekulanta, etyki inwestora. Skoro chcesz pokazywać innym, że masz rację, to wyciągnij papiery na stół. A jak nie potrafisz, to siedź cicho i nie naciągaj.

źródło: Maciej Stanik/Wirtualna Polska

Kiedyś inwestowanie było naprawdę fajną przygodą. Nie było szkoleniowców, którzy za pieniądze zrobią z każdego milionera. Nikt nie chciał wciskać sobie żadnego badziewia, bo inaczej tego określić się nie da. Dom maklerski był z kolei po prostu domem maklerskim, a nie twoim przeciwnikiem na rynku. Maklerzy byli kumplami i dbali o to, żeby wszystkim dobrze szło. Zależało im na obrotach, na wizerunku. A dziś... ciągła walka. Nie tylko na rynku, ale z całym otoczeniem. I stąd wyszedłem z wynikami na zewnątrz. Od patrzenia na sumy wolę, żeby ludzie analizowali ruchy. Moje, swoje.

Zobacz także: GPW chce kupić giełdę w Izraelu. Paweł Borys wyjaśnia

A nie martwisz się, że pokazując wideo z zarobionymi pieniędzmi, wciągasz na rynek niedoświadczonych graczy? I oni też stracą.

Czy Robert Lewandowski słyszy, że ryzykuje zdrowiem tysięcy dzieci, bo pokazuje, jak grać? Pokazuje, że pasją i konsekwencją można dążyć do perfekcji w piłce nożnej. Jest inspiracją, prawda? A jednak nikt mu nie zarzuca ryzykowania zdrowiem innych. Bo nie ryzykuje. I tak samo ja.

źródło: Maciej Stanik/Wirtualna Polska

Pokazuję pełen obraz rynku. Z plusami i minusami, bo takie są. W inwestowaniu na każdym poziomie minusów zwykle jest więcej. Na sobie pokazuję, że to nie jest zabawa. Ale powiem ci szczerze, że nie robię z siebie społecznika. Spekulacja to mój sposób na życie, a wideo to dodatek.

"W inwestowaniu (...) minusów zwykle jest więcej. Na sobie pokazuję, że to nie jest zabawa"

Spekulant, czyli właściwie kto?

W dużym uproszczeniu handlarz. Z tym, że kupujący i sprzedający to, co niebawem inni będą chcieli mieć. Czasami niektórzy mnie pytają, co z takiej działalności mają ludzie jako społeczneństwo. A najprościej rzecz ujmując - mogą sobie wymieniać waluty w kantorze, bo spekulanci zapewniają im jakąkolwiek płynność. Spekulant dla świata nie jest jak lekarz albo strażak. I nie ma się co czarować.

Trade'owanie wyzwala jeszcze jakieś emocje u ciebie?

Już nie. Powoli doszedłem do automatyzmu, przynajmniej w kwestii ucinania strat. Są i zawsze będą.

Największa jednorazowa strata?

Pokazałem ją na żywo. 2,5 mln zł. Nie ma złości, nie ma płaczu. Straciłem tyle, ile mogłem i chciałem. Nie przeliczam sobie tego na to, co mogę kupić. Miałem do wyboru albo trzymać stratę i teoretycznie ją pogłębić lub cudownie zniwelować, albo wyskoczyć i nie stracić wszystkiego. I kwota nie ma tutaj nic do rzeczy, istotny jest mechanizm działania. Jutro jest nowy dzień. Nie muszę dziś być bogatszy od największych i najbogatszych na świecie.

Żyjemy w czasach, kiedy ciężko przyznawać się do błędów. A przecież w inwestowaniu wszystko to, co powoduje stratę, jest błędem. Wielu to wypiera, nie uczy się, nie wyciąga wniosków. Pokazuję, że nie ma łatwych pieniędzy.

Łatwo mówić, gdy w grę wchodzą takie kwoty.

Ale one dotyczą i potencjalnych zysków, i potencjalnych strat. Jaka jest różnica w tych sytuacjach: jeżeli mam 10 mln zł i stracę 10 mln zł, to zostaję z niczym, a mam tysiąc złotych i stracę tysiąc złotych? Też zostaję z niczym.

Od dawna pokazuję, że do porażek trzeba być przygotowanym psychicznie. Sportowcy mają łatwiej, bo od początku znają smak przegranej. Wiedzą, że mogą być w doskonałej formie, ale ktoś może być po prostu lepszy.

W inwestowaniu ludzie nie radzą sobie ze stratami, z porażkami. Chcą mieć tu i teraz. Trzymają się błędów, mają do końca wiarę, że się uda. A to właśnie świadomość, że nie zawsze się udaje, jest kluczowa. U nas, u polskich inwestorów jest niestety mała.

źródło: Maciej Stanik/Wirtualna Polska

Kiedy zacząłeś?

_ (Zaorski w tym momencie wychodzi z kilku pozycji, realizuje zysk, przez chwilę analizuje wykresy) _

W zasadzie miałem dwie pasje w młodości. To programowanie i informatyka, z których się wyleczyłem po prowadzeniu biznesu w tej branży. A drugą było właśnie inwestowanie.

Inwestowanie? W młodości?

Nauczyciel z technikum wprowadził mnie w spekulację.

Niezły nauczyciel. "A teraz, dzieci, omówimy sobie techniki spekulacyjne" - tak wyglądały lekcje?

To był naprawdę charyzmatyczny gość, z pełną głową. Na zajęciach przerabiał standardowy materiał, a później opowiadał różne ciekawostki. I właśnie pokazywał krachy finansowe, bańki spekulacyjne. I próbował jakoś wyjaśnić, co i dlaczego. Dziś wiem, że był raczej średnim spekulantem. Ale swoje zrobił.

Miałem 16 lat, kiedy dowiedziałem się cokolwiek o rynkach finansowych. Jak tylko dostałem dowód, to pobiegłem do banku i założyłem konto maklerskie. Chyba nawet gdzieś mam swoją pierwszą transakcję. To debiut giełdowy Polifarb Dębica. Kupiłem akcje, odczekałem swoje i sprzedałem z zyskiem 5 proc.

"Miałem 16 lat, kiedy dowiedziałem się cokolwiek o rynkach finansowych. Jak tylko dostałem dowód, to pobiegłem do banku i założyłem konto maklerskie"

I na co wydałeś?

Na kolejne inwestycje. Policzyłem sobie, że jeżeli utrzymam zysk na poziomie 1 proc. dziennie, to szybko prześcignę Warrena Buffeta i będę najbogatszym człowiekiem na świecie. Ustawiłem sobie próg nisko, bo przecież nie chciałem wypaść na chciwego. Jak dostałem po tyłku pierwszy i kilka kolejnych razów, to zorientowałem się, że 1 proc. zysku bywa marzeniem (śmiech).

Wskakiwałem do spółek, na których był największy ruch. I z niewyjaśnionych przyczyn zawsze na nich traciłem po jakimś czasie. Po latach dopiero wychodziło, że jakaś grupa spekulantów kręciła tym na wszystkie strony.

A rodzicom powiedziałeś, co robisz w pokoju?

Jasne. Miałem na start oszczędności z wakacji, bo akurat trochę popracowałem, ale to było mało. Więc poszedłem do mamy i wyciągnąłem rękę. Pożyczyłem kilka tysięcy i zapewniłem ich, że szybko zarobię. Na nich, na siebie. Mama uwierzyła, a ja powoli całą kasę traciłem. Spłukałem się w ciągu roku do zera.

Na drugiej stronie przeczytasz o początkach inwestycyjnych Rafała Zaorskiego. Ile razy tracił, nim zobaczył pierwsze zyski

I rodzicom powiedziałeś, niczym rasowi naciągacze, że trzeba dopłacić, by się odkuć?

_ (Zaorski znów analizuje wykresy) _

Gorzej. Ukrywałem to wszystko i to największy błąd życia. Gdybym się przyznał, to szybciej mógłbym ruszyć dalej. A tak opowiadałem, że wszystko jest dobrze, pracuje i oszczędności rosną. To strasznie ciąży w głowie.

Powoli się odkuwałem, bo jednocześnie prowadziłem biznes, usługi komputerowe. W sumie biznes to mocno powiedziane, ale zostałem przedsiębiorcą, gdy tylko zacząłem studia. Skręcałem komputery, montowałem ludziom internet, dorabiałem w hurtowni, w serwisie.

Miałem nawet epizod z hobbystycznym hakowaniem, podmieniałem strony tu i tam. Nie wiem, czy za to przypadkiem mi coś nie grozi, ale te kilkanaście lat temu podmieniliśmy stronę jednej z instytucji rządowych. Taki mały eksperyment.

A jak przeżyłeś pierwsze straty?

Powódź w 1997 roku doszczętnie wyczyściła moje spółki. Tam, o ironio, utopiłem pierwsze duże pieniądze. Z 20 tys. zł doszedłem do 100 tys. zł i wszystko wtedy traciłem. Pierwszy raz.

Głowa młodzieniaszka coś takiego potrafi udźwignąć?

W ogóle. Uważałem, że już w życiu nic nie osiągnę, to koniec. Wkręcałem sobie, że Bill Gates na tym etapie życia miał już stworzony i działający Microsoft, a ja nie mam nic. Będzie lipa, nie ma przyszłości, czarnowidztwo.

Życie w pośpiechu niszczy. W spekulacji, inwestowaniu pośpiech to jeszcze gorszy doradca. Dziś wiem, że czasami trzeba po prostu zrezygnować, uspokoić się, odczekać, nie szarpać się. Nie teraz, to zaraz. Na początku tego nie robiłem.

"Miałem problemy z wydawaniem pieniędzy. Jestem ze skromnego domu, wychowała mnie babcia i mama. Nigdy nie odwalało mi na punkcie kasy"

Zbierałem się powoli. Na inwestowanie dorobiłem, handlując płytami CD. Kupowałem je w hurtowni po 1 zł, sprzedawałem w innych miejscach po 5 zł.

źródło: Maciej Stanik/Wirtualna Polska

Czyli już wtedy spekulowałeś, na kompaktach?

Spekulant przez całe życie (śmiech). Uzbierałem pieniądze i znów inwestowałem. I dopiero na internetowej bańce udało mi się zarobić pierwsze duże pieniądze. Miałem rację, że spółki były przewartościowane, grałem na spadki. I wreszcie korekty przyszły.

Dziś wiem, że to był fart. Założenia miałem słuszne, ale moment wtedy wybrałem dość przypadkowo. Argumentów nie miałem, po prostu uparty osioł stwierdził, że tak będzie. I tak było. Teraz oczywiście wiem więcej i dałbym radę uzasadnić decyzje, ale nie mam problemów z przyznaniem, że wtedy to było szczęście.

Pytałem o straty, to teraz o zyski. Wpadają pierwsze duże pieniądze i...

... i nic. Miałem problemy z wydawaniem pieniędzy. Jestem ze skromnego domu, wychowała mnie babcia i mama. Nigdy nie odwalało mi na punkcie kasy i nawet, jak się w końcu pojawiła, to niewiele się zmieniło. W siebie nie inwestowałem.

W siebie, czyli?

W ubrania, buty, cokolwiek. Wszystko wpadało dalej na inwestycje. Aż obudziłem się tuż przed czterdziestką i zdałem sobie sprawę, że życie po prostu umyka. Nie jeździłem nawet na wakacje, nic, zero.

A sześć zer na koncie już było?

Było. W ogóle z tego nie korzystałem, ale refleksja w końcu przyszła.

Jaka?

Że czas zrobić coś więcej. Założyłem kilka biznesów. W tym pierwszy naprawdę duży, czyli grupę Etendard.

Profil?

Wciąż programowanie. Zaczęliśmy od tworzenia stron internetowych. Najpierw punkt ksero za kilkaset złotych, później witryny dużych wydawnictw edukacyjnych. W sumie miałem kilka firm z branży IT, a jeden bardzo dobry zespół informatyków. I w ten sposób udawało nam się rozwijać na kilku płaszczyznach jednocześnie. Gdy akurat nie było zamówień na strony internetowe, to były na systemy e-learningowe. I tak wymienialiśmy zadania.

Tworzyliśmy na przykład Krajowy Rejestr Adresów Pocztowych. W skrócie: KRAP, czyli z angielskiego dosyć wulgarne określenie na... kit. Zbieraliśmy adresy pocztowe miejsc, w które nigdy nie trafiają wysłane listy. Chcieliśmy to sprzedawać np. firmom windykacyjnym, by mogły się optymalizować. Wysyłka listów w miejsca, gdzie ich nikt nie odbiera, to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Firma ta akurat jest w zawieszeniu, bo pojawiły się pewne komplikacje prawne. Do tego pojawiła się też spółka, która zajmowała się obsługą paczek, taki kurier internetowy.

źródło: Maciej Stanik/Wirtualna Polska

Czyli stałeś się szefem wszystkich szefów.

Wręcz przeciwnie. Na biznesowych spotkaniach często pokazywałem wizytówkę ze stanowiskiem juniorskim. Dopiero później na umowach ludzie zauważali, że prezesem jestem ja.

Po co?

Widzę masę młodzieniaszków, którzy sobie wpisują CEO i inne w mailach i im nic z biznesu nie wychodzi. Miałem też takich wspólników, którzy zaczynali od sekretarek i samochodów, a nie od działalności. A ja się chciałem skupiać na działalności. Mam taką zasadę: w firmie, do której wchodzę, mój zarząd ma kosztować złotówkę.

Aż stwierdziłeś, że IT ci się nie podoba.

To nie tak. Byłem już tym zmęczony. Za bardzo biznes uzależniłem od siebie. Decydowałem, działałem, wypalałem się. Jak wyciągnąłem siebie z jakiejś firmy, to nagle wszystko się sypało. To był domek z kart, w którym ja stanowiłem niektóre karty. Duży błąd w zarządzeniu. Jak przyszło zmęczenie i odpuszczenie, to ciągle były problemy. Pozamykałem inwestycje, pożegnałem IT.

I wróciłeś do spekulowania.

Daleko mi do tego, żeby być prawdziwym spekulantem. Sporo wiem o rynku, ale potrafi mnie zaskoczyć naprawdę mocno.

"Widzę masę młodzieniaszków, którzy sobie wpisują CEO i inne w mailach i nic im z biznesu nie wychodzi. Miałem też takich wspólników, którzy zaczynali od sekretarek i samochodów, a nie od działalności"

Słowo spekulant nie kojarzy ci się źle?

Nie.

Szkodnictwo gospodarcze, czyli właśnie spekulacja, były kilkadziesiąt lat temu karane.

W ustroju socjalistycznym. Państwo regulowało ceny, więc każdy kto badał prawdziwy popyt i podaż, i ustalał na jego podstawie wartość produktów, był szkodnikiem. Spekulant w gospodarce kapitalistycznej odgrywa pozytywna rolę.

Nie wiem, czy wiesz, ale kilkadziesiąt lat temu spekulanci w USA mieli wynajętych agentów, którzy sprawdzali, czy kukurydza dobrze rośnie. W ten sposób badali, czy wchodzą w odpowiednie pozycje. Kapitalizm potrzebuje spekulantów jak tlenu.

"Kapitalizm potrzebuje spekulantów jak tlenu"

To znaczy, że chciałbyś być jak George Soros, który zaatakował Bank Anglii?

To fajne wyzwanie. Pamiętaj o tym, że Bank Anglii mógł te potyczkę wygrać. Gdyby wytrzymał dwa tygodnie, to Soros by popłynął i pewnie dziś o nim byśmy w ogóle nie rozmawiali. Taka akcja dla każdego spekulanta jest marzeniem. Tych samych mechanizmów oczywiście nie da się już wykorzystać. A inne? Trzeba wymyślić. Z tym, że mi nie chodzi o pieniądze, a ewentualną satysfakcję.

Trading Jam Session to wyjątkowe miejsce. Zebraliście w sieci kilkanaście tysięcy małych, domowych inwestorów.

I sobie pomagamy nawzajem. Choć w ostatnim czasie głównie walczymy z naciągaczami, których nie brakuje. Chciałbym, żeby słowa trader i spekulant nie kojarzyły się źle. By nie zrównywali nas ludzie z łowcami naiwniaków.

Jesteśmy organizacją konsumencką, która rozdaje klapsy brokerom i oszustom. A do tego zaczyna walczyć o prawa inwestorów. Aktywnie uczestniczymy w spotkaniach z Ministerstwem Finansów i pracach nad uczciwym opodatkowaniem kryptowalut. Polski rynek finansowy wygląda na mocno uregulowany, ale w rzeczywistości taki nie jest. I nad tym pracujemy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

forex
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(82)
WYRÓŻNIONE
zzz
6 lat temu
najbardziej mnie szokuje te powtarzanie tekstu wytluszczonym drukiem. czy wy dziennikarze wszyscy macie jakas chorobe ?
Daro
6 lat temu
Super gościu, do wszystkiego doszedł sam. Jako chyba jedyny z trajderów, który nie boi sie pokazywać trajdów, rachunków, sald. i naprawdę gra na forexie. Bo większośc tych innych pseudo mądrali z forexu zarabia na płatnych szkoleniach a nie na trajdewaniu za pomocą swoich strategii,metod. Oby takich więcej u nas w Polsce.. Szacun.:)
Janusz biznes...
6 lat temu
Pisowcy za chwilę mu się dobiorą do zadka , spokojnie , długo nie pozarabia ]:-> , nie ma takiego zarabiania i wpłacania charytatywnie !! ALBO CARITAS albo KRZYŻ na drogę !!
NAJNOWSZE KOMENTARZE (82)
NeoTrader
rok temu
Co mi się wydaje, że to zwyczajny uzurpator! Bez analizy to szybko mu się portfel skurczy!
adam
2 lata temu
jakos ta jego historia zbyt cudowna jest. A tu mam bardziej odczucie ze sie zwiazal z domami traderskimi by zarabiac na tym kase i szuka jeleni by ładowali sie w ryzykowne inwestycje czytaj hazard giełdowy a on pobierał prowizje za kazda transakcje. Juz o takich genialnych inwestorach czytalem i jakos przy nim mam tylko wrazenie ze zeruje na głupocie nastolatkow ktorym sie wydaje ze kazdy łatwo moze zarobic postepujac tak jak ten pseudoguru spekulacji.
mefju
6 lat temu
Witam, Co to za program, z którego czesto Zaorski jak i inni inwestorzy wrzucają screeny?
RealLife
6 lat temu
Brawo Rafał! Spekóła / forex to bago, szczerze o tym mówisz, ale 500+ czy dopłaty dla rolników - to przy tym rozbój w biały dzień. Jeżeli grupa ludzi ryzykuje własne, zarobione pieniądze żeby zarobić jeszcze więcej albo sporo tracić - to jest ich wybór, robią to między sobą, a Rafał głośno mówi jak to na prawdę wygląda. Ale jeżeli państwo zabiera ci z kieszeni pieniądze, żeby dać ludziom, którym nic nie chce się robić aby mieć kasę - to jest prawdziwe złodziejstwo.
Jajature
6 lat temu
Pokazałby statement od początku roku, przecież prawdziwi wiarygodni, prawdomówni traderzy tak robią.
...
Następna strona