Upaństwowienia i podwyżek domagają się ratownicy zrzeszeni w ośmiu związkach zawodowych. - Prace takie trwają, a propozycje wzrostu nakładów na ratownictwo "zostaną przeanalizowane" - zapewnił resort zdrowia. Ratownicy grożą eskalacją protestów, gdyż zarabiają bardzo mało, a pracują często po 400-600 godzin miesięcznie.
W czwartek z ratownikami spotkał się wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz.
Dzień wcześniej Komitet Protestacyjny Ratowników Medycznych (zrzeszający osiem związków zawodowych ratowników) skierował pismo do premier Beaty Szydło, w którym domagał się podwyżek, likwidacji prywatnego ratownictwa i przyspieszenia prac nad tzw. dużą nowelizacją ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym (PRM). Ratownicy zapowiadają, że "brak realizacji zgłaszanych postulatów może doprowadzić w najbliższym czasie do eskalacji protestu, a jego forma ulegnie radykalnej zmianie".
"Dzisiejsze zarobki ratowników medycznych, biorąc pod uwagę charakter wykonywanej pracy i ogromną odpowiedzialność z nią związaną, są na urągająco niskim poziomie" - uważają ratownicy. Przekonują, że aby utrzymać rodziny, muszą pracować na dwa lub więcej etatów. Szacują, że w ramach umów cywilnoprawnych pracują po 400-600 godzin miesięcznie.
Związkowcy domagają się utworzenia państwowej służby ratownictwa medycznego już od początku przyszłego roku. "Zmienione zapisy w projekcie obecnie procedowanej tzw. małej nowelizacji ustawy o PRM mówiące o możliwości funkcjonowania prywatnych dysponentów ratownictwa medycznego do 2021 r. zadają kłam obietnicy upaństwowienia ratownictwa medycznego przez Pani Rząd" - wskazują ratownicy w piśmie do premier.
Zgodnie z projektem ustawy wprowadzającej sieć szpitali umowy na świadczenia z zakresu ratownictwa medycznego będą mogły być przedłużane do 30 czerwca 2018 r.
Na początku tygodnia rzecznik rządu Rafał Bochenek zapewniał, że rząd dąży do tego, by upaństwowić ratownictwo. Również Ministerstwo Zdrowia wielokrotnie wskazywało, że państwo musi zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne obywateli w sytuacji nagłego zagrożenia zdrowia lub życia, a wolna konkurencja w kontraktowaniu świadczeń ratowniczych niesie ryzyko.
W czwartek z ratownikami spotkał się wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz. Jak poinformował PAP resort zdrowia, Tombarkiewicz zapewnił, że prace nad upaństwowieniem systemu PRM trwają i resort nie wycofuje się z zapowiedzi wprowadzenia obowiązku zatrudniania personelu zespołów ratownictwa medycznego na etat (zespoły te mają mają być obowiązkowo trzyosobowe; w tej chwili mogą być dwu- lub trzyosobowe).
Wiceminister zapewnił też, że "przedstawione przez zebranych propozycje wzrostu nakładów na funkcjonowanie systemu Państwowe Ratownictwo Medyczne zostaną przeanalizowane".
Przeciwni upaństwowieniu systemu PRM są natomiast np. ratownicy medyczni zatrudnieni w Falck Medycyna (wg danych MZ udział tej firmy w rynku prywatnych dysponentów zespołów ratownictwa medycznego obejmuje około 54 proc. zakontraktowanych zespołów). Ratownicy z tej firmy na początku roku złożyli w kancelarii premiera petycję, w której wyrażali opinię, że prywatne firmy są tak samo skuteczne jak podmioty publiczne.
Wskazywali oni, że w efekcie planowanych zmian kilkanaście podmiotów prywatnych zostanie wykluczonych z branży ratownictwa medycznego. W ich opinii, w przypadku Falck Medycyna może to oznaczać pozbawienie pracy ok. 3,5 tys. osób.
Resort pracuje także nad tzw. małą nowelizacją ustawy o PRM. Dotyczy ona dyspozytorni medycznych, dyspozytorów medycznych oraz przejęcia przez ministra zdrowia zadania utrzymania Systemu Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego (dotychczas było to zadanie MSWiA). We wtorek w rozmowie z dziennikarzami Tombarkiewicz zapowiadał, że projekt ten w ciągu dwóch tygodni zostanie skierowany na Stały Komitet Rady Ministrów.