- 24 grudnia miałem mieć wolne. Dostałem telefon z pracy z prośbą o wzięcie dodatkowego dyżuru za chorego kolegę. Nie bardzo miałem na to ochotę, bo tego dnia miał przyjść na świat mój syn, ale ostatecznie pojechałem, bo nie chciałem stawiać pozostałych kolegów w trudnej sytuacji. Na miejscu okazało się, że to był tylko pretekst. Żadnego dyżuru nie było, a mnie o siódmej rano wręczono wypowiedzenie – opowiada Jakub Kasiński, ratownik medyczny z 13-letnim stażem.
Dziś jest bez pracy – podobnie jak jego trzech kolegów i brat Marcin, który wypowiedzenie dostał w drugi dzień świąt.
Podwyżki okazały się cięciami
Pod koniec listopada zarejestrowali, wraz z grupą innych pracowników, związek zawodowy. Przewodniczącym został Michał Kasiński, Jakub został wybrany na jego zastępcę. Bezpośrednim powodem zawiązania związku były trudności w porozumieniu się z dyrekcją.
Początek nieporozumień na linii pracodawca-pracownicy miał związek z wejściem w życie ustawy z czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne. W zakładzie rzeczywiście ustalono podwyższenie wynagrodzenia o 200 zł miesięcznie, ale jednocześnie wprowadzono zmiany w "Regulaminie wynagrodzeń pracowników Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego (ŚCRMiTS) w Kielcach", polegające na obniżeniu wszystkich obowiązujących dodatków do wynagrodzenia o pracę o 50 proc.
Pracownicy zostali de facto zobligowani do podpisania niekorzystnego dla nich porozumienia, które skutkowało obniżeniem wynagrodzenia, a nie jego podwyższeniem, co gwarantowała ustawa. Zmiana najbardziej uderzyła w pracowników uzyskujących najniższe wynagrodzenie. Z jednej strony ich pensja wzrosła z 1 590 zł do 1 790 zł, ale jednocześnie pozbawienie ich 50 proc. dodatków do wynagrodzenia zasadniczego poskutkowało niższymi wpływami na koniec miesiąca.
*Zobacz też: * *Na czym polega praca dyspozytora pogotowia? *
- Zabolało nas, że tej decyzji nikt z nami nie konsultował – opowiada Jakub Kasiński. – Co innego, gdyby dyrekcja zaprosiła nas na spotkanie i poinformowała, że Centrum jest w trudnej sytuacji finansowej, w związku z czym przez kilka miesięcy nie będzie w stanie wypacać nam podwyżek.
Mówi, że gdy pracownicy, których wynagrodzenie zostało z tygodnia na tydzień pomniejszone o 400-500 zł, próbowali porozumieć się z dyrekcją i uzyskać dodatkowe informacje lub zaproponować alternatywne rozwiązania dla tej trudnej sytuacji, spotykali się ze ścianą milczenia. "Nie wiemy", "nie mamy na ten temat informacji" – mieli słyszeć.
Kara za anonim
- Odnosiłem wrażenie, że dyrekcja nie rozumiała, że sprawy finansowe są dla nas ważne. Dla wielu nowe wyliczenia oznaczały spadek wynagrodzenia o 1/5 – mówi Jakub Kasiński.
Chcąc wzmocnić swoją pozycję, założyli związek zawodowy. Wprawdzie w Centrum Ratownictwa działały już inne związki, ale pracownicy, których dotknęły cięcia, czuli, że nie będą one reprezentowały ich interesów. Dyrekcja uznała, że związek działa bezprawnie, wobec czego jego członkowie wystąpili o ekspertyzę prawną, by rozwiać wątpliwości. To był jednak dopiero początek kłopotów.
Niedługo po rejestracji związku pięciu pracowników pogotowia otrzymało wypowiedzenie dyscyplinarne. Dyrekcji tak się śpieszyło, że pismo wręczyła im w okresie świątecznym. Jako przyczynę wskazano ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych i rażące naruszenie zasady zaufania oraz lojalności w stosunkach pracowniczych.
Czytaj też reportaż o ratownikach medycznych:Trudno ratować kogoś, kogo życie rozlało się po podłodze i kapie z 5 na 4 piętro
- Do Ministerstwa Zdrowia, NFZ, marszałka województwa i wojewody świętokrzyskiego dotarł jakiś anonim, którego autorzy informowali o nieprawidłowościach w Centrum. Dyrekcja jest przekonana, że to my się poskarżyliśmy, choć jako związek odcinamy się od takiego zachowania – mówi Kasiński. – Ponosimy karę za czyjeś donosicielstwo.
Jest rozczarowany, bo przez wszystkie lata pracy jako ratownik nie dostał żadnej nagany. Nie było do niego zastrzeżeń. Wprost przeciwnie: wraz z bratem reprezentował pogotowie w wielu ogólnopolskich zawodach ratowniczych. W 2017 r. zdobyli Mistrzostwo Polski w ratownictwie medycznym.
Sąd rozstrzygnie, czy była dyskryminacja
Zwolnieni ratownicy nie zgadzają się z decyzją dyrekcji. Uważają, że zostali niesłusznie zwolnieni i ukarani za działalność związkową. Odwołali się do sądu pracy. Sąd połączył trzy sprawy i przyjrzy się im 14 marca. Kolejne dwie odbędą się w późniejszym terminie.
Ratownicy domagają się przywrócenia do pracy. Zapytałam, czy otrzymali pomoc od innych związków zawodowych działających w Centrum ratownictwa. Kasiński zaprzecza, ale dodaje, że słowa wsparcia zaczęły płynąć ze związków w całym kraju. 29 stycznia przed Aulą Świętokrzyskiego Centrum Onkologii, w którym odbywa się sesja sejmiku wojewódzkiego, odbędzie się pikieta w obronie zwolnionych ratowników. Dyrektor Centrum Ratownictwa miała zapowiedzieć, że pojawienie się pracowników na tej pikiecie zostanie odebrane jako działanie na szkodę wizerunkową firmy.
Czy faktycznie padło takie ostrzeżenie? Chcieliśmy potwierdzić zarzuty wysuwane przez zwolnionych ratowników. Skierowałam kilka pytań do dyrekcji Centrum. W pierwszej chwili pani dyrektor odmówiła komentowania, zaś po kilku godzinach sekretariat przesłał oświadczenie, które już grudniu ukazało się na facebookowym profilu "Scyzoryk się otwiera – satyryczna strona Kielc". Niestety, nie zawiera odpowiedzi na wszystkie zadane pytania i nie rozwiewa wszystkich wątpliwości.
Pani dyrektor uznała anonimy (których autorstwo przypisała zwolnionym ratownikom) za znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas pełnienia czynności służbowych. "Z uwagi na powagę stawianych tam kłamliwych twierdzeń sprawa skierowana została do Prokuratury Rejonowej w Kielcach o ściganie sprawców anonimów" – czytamy.
Pani dyrektor odniosła się też do podnoszonego przez ratowników zarzutu, że jak dotychczas nie było wobec nich skarg, co więcej, przynosili Centrum chlubę na różnego rodzaju zawodach. "Wielokrotnie podkreślane było, że zwolnieni pracownicy są Mistrzami Polski w Ratownictwie Medycznym w 2017 r. Zostali nimi również dlatego, że Ś.C.R.M. i T.S, ponosząc wszelkie koszty, wysyłało ich na zawody, gdzie mogli zdobywać wiedzę i doświadczenie, a za zdobyte wysokie lokaty dyrekcja wypłacała im nagrody pieniężne".
Pani dyrektor zaprzecza, jakoby przyczyną zwolnienia ratowników było założenie przez nich związku.
Gorsze traktowanie związkowców to przejaw dyskryminacji
Sąd rozstrzygnie, czy zwolnienia ratowników rzeczywiście miało związek z ich działalnością związkową. To bardzo poważny zarzut. Pracodawca nie może utrudniać pracownikom zawiązania związku zawodowego. Straszenie pracowników, że jeśli się zrzeszą, mogą stracić pracę lub na przykład nie dostać awansu, jest przejawem dyskryminacji. Niedozwolone jest faworyzowanie pracowników niezrzeszonych, by w ten sposób ukarać związkowców. Co więcej, pracodawca ma obowiązek udostępniania związkom zawodowym pomieszczeń i urządzeń w celu prowadzenia działalności. Utrudnianie dostępu do takiej infrastruktury może zostać uznane za przestępstwo.
Trudno sobie wyobrazić pracodawcę, który chce, by w jego zakładzie został zawiązany związek zawodowy, bo jest to dla niego pewne ograniczenie i utrudnienie. Konieczność zapewnienia jego członkom pomieszczenia to najmniejsza uciążliwość. Istnienie związku powoduje, że pracodawca musi z nim wiele decyzji i postanowień uzgadniać. Regulamin pracy, ustalenie częstotliwości i czasu trwania szkolenia okresowego z zakresu BHP, powoływanie zakładowej komisji pojednawczej to tylko przykłady sytuacji, w których pracodawca musi współdziałać ze związkiem.
I rzecz najważniejsza – konieczność uzyskania zgody zarządu związku zawodowego na wypowiedzenie lub rozwiązanie umowy z pracownikiem, który jest członkiem związku. Aby jednak pracownik korzystał z takiej ochrony, zarząd organizacji musi wcześniej pisać go na specjalną listę, którą następnie przekazuje pracodawcy. Zarząd organizacji określa też czas trwania ochrony tych osób przed zwolnieniem.