W poniedziałek zapadnie prawomocny wyrok w głośnej sprawie próby oszustwa i wyłudzenia 341 mln zł w związku z próbą reaktywacji przedwojennej spółki Giesche. W sądzie pierwszej instancji pięciu oskarżonych skazano na kary od 5 do 3,5 lat więzienia i wysokie grzywny.
Posługując się kolekcjonerskimi akcjami, "wznowiony" zarząd domagał się gigantycznych odszkodowań za dawny majątek przedwojennej spółki Giesche, znacjonalizowany w PRL, choć Skarb Państwa uregulował jej wszelkie roszczenia odszkodowawcze.
Żądania oskarżonych obejmowały ok. 30 proc. powierzchni Katowic, gdzie znajdują się m.in. budynki mieszkalne, obiekty przemysłowe i drogi publiczne.
Udając legalnych akcjonariuszy, oskarżeni wystąpili do Skarbu Państwa, miasta Katowice, Katowickiego Holdingu Węglowego i Hutniczo-Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej w Katowicach z żądaniem odszkodowań lub zwrotu dawnego majątku firmy, wartego ponad 341 mln zł.
Podejrzani zostali zatrzymani w lutym 2010 r. przez funkcjonariuszy ABW, ale nie trafili wtedy do aresztu. Akt oskarżenia wysłała sądowi Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu. Proces ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie w październiku 2012 r. Odbyło się 38 rozpraw. Oskarżeni, którym groziło do 10 lat więzienia, odpowiadali z wolnej stopy.
Dzieje sprawy sięgają 1926 r., gdy kapitał akcyjny śląskiej spółki Giesche objęła Silesian American Corporation (SACO) z większościowym akcjonariatem amerykańskim. Akcje spółki zdeponowano w Nowym Jorku.
W 1946 r. majątek spółki przejęło państwo polskie w ramach nacjonalizacji przemysłu. W 1960 r. rządy PRL i USA ustaliły w tzw. umowie indemnizacyjnej, że Polska wypłaci 40 mln dolarów na zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli USA w związku z nacjonalizacją - 75 proc. tej kwoty otrzymali udziałowcy SACO z tytułu posiadanych akcji Giesche.
W zamian USA przekazały w 1968 r. Polsce skrzynie z obligacjami i akcjami przedwojennych firm (w tym ze 172 akcjami Giesche). Akcje miały być zniszczone, ale wywieziono je do składnicy makulatury; potem wykupili je kolekcjonerzy.
W 2005 r. 100 akcji Giesche kupiło za 200 tys. zł od kolekcjonera (który nabył je na targu staroci) pięciu mężczyzn, mieszkańców Pomorza. Krajowy Rejestr Sądowy wpisał spółkę Giesche, po przedstawieniu przez oskarżonych - jak uznał sąd - nieprawdziwych twierdzeń, że są jej akcjonariuszami. Wykorzystali oni fakt, że po 1946 r. spółka nie została wykreślona z przedwojennego rejestru handlowego i nie posiadała statutowych organów w Polsce.
W czasie procesu oskarżeni nie przyznawali się do przestępstwa, wyrażając przekonanie, iż działali w pełni legalnie, w granicach przysługującego im prawa. Twierdzili, że "spółka, którą reaktywowali, nie wyciąga ręki po majątek państwa, tylko po majątek, który kiedyś należał do spółki", a o układzie indemnizacyjnym z USA dowiedzieli się dopiero w 2007 r.
Oskarżony Marek N. mówił, że akcje Giesche nigdy nie zostały umorzone przez Skarb Państwa, co oznacza, że spółka działa legalnie. Dodawał, że "do tej pory żył w nieświadomości i przekonaniu, że panujący ustrój, demokracja, prawa człowieka, czy gospodarka rynkowa są wartościami nadrzędnymi".
Podsądny Leszek P. twierdził, że proces jest "wynikiem usiłowania zastraszenia obywateli przez organy państwa, noszącym znamiona działalności terrorystycznej", a prokurator "nie rozumie istoty papierów wartościowych".
W czerwcu 2016 r. sąd okręgowy uznał winę pięciu oskarżonych. Marka N., Pawła R. i Leszka P. skazano na kary po 5 lat więzienia i po 540 tys. zł grzywny. Jacek S. i Marek K. zostali skazani na kary po trzy i pół roku więzienia i po 300 tys. zł grzywny.
SO nie podzielił wniosków prokuratora o wymierzenie im kar pozbawienia wolności w zawieszeniu, uznając że "kłóciłoby się to w oczywisty i rażący sposób" z elementarną sprawiedliwością. Przyznając, że takie kary "są rzadkością za czyny przeciw mieniu w podobnych sprawach", SO uznał, iż choć surowe, to są adekwatne do zawinienia i bardzo wysokiego stopnia społecznej szkodliwości czynu.
"Uporczywe trwanie w przestępczym zamiarze i wyrażane poczucie bezkarności nakazywało wymierzyć oskarżonym kary w takim rozmiarze aby poprzez swą realną i odczuwalną dolegliwość wdrożyły ich do przestrzegania porządku prawnego, ukazując oskarżonym nieopłacalność sięgania za pomocą oszukańczych zabiegów po cudze mienie o wartości liczonej w setkach milionów zł" - napisał SO w pisemnym uzasadnieniu wyroku.
"Popełnienie przestępstw przeciw mieniu po prostu nie może się opłacać, w takim dosłownym, finansowym sensie" - tak SO uzasadniał grzywny, przyznając że są one "dotkliwe i surowe". "Ich egzekucja wiązać się będzie w nieunikniony sposób z bardzo znaczącym pogorszeniem sytuacji materialnej, obniżeniem stopy życiowej i prawdopodobną koniecznością zbycia składników majątku lub zaciągnięcia zobowiązań" - dodano.
Wobec Leszka P. sąd orzekł 5-letni zakaz wykonywania zawodu radcy prawnego. Pozostali otrzymali 5-letnie zakazy zajmowania funkcji w spółkach. Sąd obciążył oskarżonych kosztami procesu (od 110 tys. do 90 tys. zł). Nakazał im też zwrot w sumie 9 tys. zł kosztów oskarżycieli posiłkowych - miasta Katowice i HGSM.
Mając na względzie działania oskarżonych - "w sposób jawny, wręcz zuchwały i manifestowany poczuciem bezkarności, a z drugiej strony fakt znacznego wzburzenia działaniem oskarżonych w miejscu, gdzie skutki ich działania byłyby (w razie powodzenia ich przestępczego zamiaru) dotkliwie odczuwalne" - sąd uznał za konieczne podanie prawomocnego wyroku do publicznej wiadomości. Ma on być zamieszczony na stronie internetowej Urzędu Miasta Katowice.
W uzasadnieniu wyroku SO podkreślił, że reaktywowanie spółki Giesche - na podstawie pochodzących ze skupu makulatury akcji nabytych w latach 80. XX wieku na targu staroci, które zostały zwrócone przez USA polskim władzom w wykonaniu układu indemnizacyjnego z 1960 r. - "miało służyć tylko i wyłącznie stworzeniu swoistej podstawy prawnej, +szyldu+ pod jakim oskarżeni mogliby wykorzystując pozory legalności swego działania wystąpić z żądaniami zwrotu majątku należącego w przeszłości do spółki".
Niewykreślenie spółki Giesche z przedwojennego rejestru handlowego było przejawem i konsekwencją swoistego braku ładu prawnego w realiach PRL - uznał SO.
Według SO oskarżeni liczyli na to, że uda zachować się w tajemnicy rzeczywiste pochodzenie akcji i okoliczności ich nabycia, co "bynajmniej nie było pozbawione ani sensu, ani szans na powodzenie".
SO dodał, że o ile sama przedwojenna spółka Giesche SA była i jest powszechnie znana na Górnym Śląsku, a szczególnie w Katowicach - od nazwiska rodu Giesche pochodzą tam nazwy dzielnicy Giszowiec i osiedla Nikiszowiec - o tyle losy spółki i jej jedynego akcjonariusza po II wojnie światowej nie były wiedzą ogólnie znaną.
"Ogólna niewiedza co do losów akcji Giesche po II wojnie światowej sprzyjała powodzeniu działalności oskarżonych, którzy nie bez szansy powodzenia mogli zakładać, że skoro udało się im w sądzie uzyskać zgodę na zwołanie Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy, a następnie uzyskać wpisanie reaktywowanej spółki do KRS, nie ujawniając faktu pochodzenia akcji, to równie skuteczne mogą być ich wezwania kierowane do organów administracji publicznej i pozwy skierowane przeciwko pokrzywdzonym" - pisał SO.
Za jedyną okoliczność łagodzącą uznano niekaralność podsądnych. "Nie mogła ona w żadnej mierze zrównoważyć szeregu bardzo istotnych okoliczności obciążających" - uznano. Za obciążające uznano to, że podsądni dążyli do doprowadzenia czterech podmiotów do niekorzystnego rozporządzenia mieniem o wartości ponad 341 mln zł. SO dodał, że "chodziło o bardzo cenne i atrakcyjne nieruchomości położone w samym centrum Katowic", na których są budynki mieszkalne, obiekty przemysłowe i drogi publiczne.
SO podkreślił, że skuteczne przeprowadzenie przestępczego zamiaru doprowadziłoby do "bardzo poważnych strat". "Miałoby wymierny, odczuwalny, dotkliwy charakter dla tysięcy osób: mieszkańców budynków należących do HGSM - której sytuacja w razie uwzględnienia roszczeń zgłaszanych przez oskarżonych stałaby się krytyczna - oraz mieszkańców budynków posadowionych na gruntach należących do miasta Katowice bądź Skarbu Państwa" - głosi uzasadnienie.
Za okoliczność obciążającą uznano też bardzo długi okres przestępczego działania: od kwietnia 2005 r. do listopada 2009 r. - co zdaniem SO wskazuje na "wielką determinację oskarżonych". SO dodał, że nie zrażało ich złożenie zawiadomienia o przestępstwie przez prezydenta Katowic ani wszczęcie śledztwa przez prokuraturę i wykonywanie czynności przez ABW. "Nawet przeszukania przeprowadzone na polecenie prowadzącej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu w miejscach zamieszkania oskarżonych i w kancelarii prawnej Leszka P. nie skłoniły oskarżonych do poniechania przestępczych działań" - podkreślono.
"Sąd rozpoznając niniejszą sprawę był świadom, że stan prawny w odniesieniu do przedwojennych papierów wartościowych jest daleki od uporządkowania i że de lege ferenda niezbędne są działania leżące w kompetencji władzy ustawodawczej. Pewien nieład w tej sferze niewątpliwie sprzyjał działaniu oskarżonych" - napisał SO w uwagach końcowych.
Po wyroku SO Prokuratura Krajowa przypominała, że skuteczne okazały się działania Prokuratury Okręgowej w Katowicach, zmierzające do wykreślenia reaktywowanej spółki z KRS.
autor: Łukasz Starzewski