Rząd nie wycofa się z reformy oświatowej, ale jej wdrożenie zostanie przesunięte o rok. Posłowie PiS przeciwni szybkiej likwidacji gimnazjów spotkali się z Jarosławem Kaczyńskim i namawiali go, aby zmiany wprowadzić za 2 lata - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Aktualizacja 7:18
- Skutki tej rozmowy dotarły już do rządu. Wszystko wskazuje na to, że Rada Ministrów przesunie reformę o rok - ujawnia dziennik powołując się na słowa jednego z uczestników spotkania z prezesem PiS.
"Niestety, Minister oświaty Anna Zalewska nie chce o tym słyszeć" - zauważa dziennik. Szefowa MEN "podkreśla, że w 2018 r. będą wybory samorządowe i lokalna opozycja będzie grała w kampanii zwolnieniami nauczycieli i nieprzemyślanymi zmianami" - czytamy w artykule.
Zdaniem dziennika, decyzję w sprawie odłożenia likwidacji gimnazjów, jeśli już do tego dojdzie, podejmie raczej Rada Ministrów, ale są też możliwe inne rozwiązania. "Z naszych informacji wynika, że rząd rozważa też inną opcję. Niewykluczone, że o przesunięciu reformy zadecyduje poprawka parlamentu" - pisze "DGP".
Powodem wprowadzenia takiej poprawki miałby być fakt, że planowane są też inne duże reformy.
- Do końca roku musimy zmienić przepisy dotyczące obniżenia wieku emerytalnego. Czeka nas też duża reforma służby zdrowia. Obecnie nie ma w budżecie tyle pieniędzy na reformę oświaty, jakich domagają się samorządy - powiedzieli dziennikowi posłowie PiS, którzy nie chcą pospiechu w reformowaniu szkolnictwa.
"Na przesunięcie o rok reformy oświatowej i otwarcie się na dialog naciskają nie tylko posłowie, lecz także kilku wojewodów" - przypomina "DGP".
Ile może kosztować likwidacja gimnazjów
W ramach ogłoszonej reformy systemu oświaty od przyszłego roku szkolnego stopniowo wracać będą ośmioklasowa szkoła powszechna, czteroletnie liceum i pięcioletnie technikum. Anna Zalewska, minister edukacji, zapewnia, że zmiana będzie bezkosztowa.
Patrząc jednak na wydatki, które zostały poniesione na wprowadzenie gimnazjów - była to kosztowna operacja. Jak szacuje Związek Miast Polskich, od chwili ich utworzenia w 1999 roku, samorządy wydały na ich funkcjonowanie łącznie 130 mld zł, w tym 8 mld na inwestycje.
Ponadto także inne podmioty prowadzące gimnazja w całej Polsce, w tym organizacje obywatelskie i kościoły, wydatkowały na ten cel kolejnych kilkanaście miliardów złotych.
Reforma jednak najbardziej dotknie nauczycieli gimnazjalnych, dla których zmiany oznaczać będą likwidację miejsc pracy. W gimnazjach w ubiegłym roku było ponad 100 tys. etatów, co po uwzględnieniu zatrudnionych na część etatu oznacza, że w tych szkołach pracuje ponad 170 tys. nauczycieli.
Minister edukacji zapewnia, że żaden nauczyciel nie straci pracy, bo zatrudnienie znajdzie w innych placówkach, przede wszystkim w powiększonych podstawówkach. Jednak biorąc pod uwagę niż demograficzny, można obawiać się, że o pracę nie będzie tak łatwo. Bo likwidacja 7,6 tys. placówek oznacza zwolnienie 7,6 tys. dyrektorów gimnazjów, pożegnanie pracowników administracji szkolnej. Do tego dochodzą koszty odpraw zwalnianych.
Ostateczne koszty odwracania reformy systemu oświaty trudno na razie oszacować Jednak minister Anna Zalewska jest optymistką. Według niej likwidacja gimnazjów, napisanie nowej podstawy programowej i nowych podręczników zamknie się w ramach subwencji oświatowej, która trafia do samorządów.
- Reforma jest tak zaplanowana, żeby zmieścić się w pieniądzach, które są. Bilansuje się, dlatego że subwencja oświatowa jest bardzo duża, to 42 mld zł - zapewniła Zalewska w wywiadzie udzielonym money.pl.