Włoski premier Matteo Renzi postawił wszystko na jedną kartę. Niedzielne referendum w sprawie ograniczenia roli senatu przerodziło się w być albo nie być dla jego rządu. Przegrana Renziego to poważny cios w mocno zadłużone włoskie banki, strefę euro, wspólną walutę, a nawet złotego. Włochy to trzecia co do wielkości gospodarka strefy euro, kłopoty tego kraju to nic w porównaniu z tym, co Unia Europejska przechodziła w związku z niewypłacalnością Grecji.
- To referendum w sprawie jednej ustawy zmieniono w kampanię wyborczą - mówi money.pl Sebastiano Giorgi, prawnik i dziennikarz dziennika "Gazzetta Italia".
Niedziela, 4 grudnia, to dzień, w którym Włosi zdecydują, czy zmienić senat w przedstawicielstwo regionów ze 100 zamiast 350 senatorami i tym samym umocnić pozycję rządu Renziego, czy też zagłosować przeciwko premierowi i jego polityce.
Włoski premier na szalę rzucił nie tylko własną karierę, ale i dobro kraju. Liczy, że wygra, co zapewni mu większą skuteczność działań jako premierowi i wygraną jego partii w kolejnych wyborach 2018 roku. Przy wysokim poparciu na początku tego roku, nie zakładał, że może przegrać. Ale według ostatniego sondażu sporządzonego tuż przed początkiem dwutygodniowej ciszy wyborczej na "tak" chciało zagłosować 37 proc. Włochów, a przeciwko aż 42 proc.
- Działania premiera Matteo Renziego ukierunkowane są na wzmocnienie władzy rządu. Chce ograniczyć kontrolę swoich działań przez reformę senatu, która ma na celu osłabienie tej izby parlamentu - komentuje Sebastiano Giorgi z "Gazetta Italia". - Problem w tym, że są to posunięcia antydemokratyczne i sprzeczne z konstytucją, dlatego prawnicy i konstytucjonaliści głośno wyrażają sprzeciw wobec tej reformy i wskazują wiele zagrożeń - podkreśla.
Nowy senat nie mógłby już głosować w sprawie wotum nieufności dla rządu, a także przestałaby obowiązywać zasada "równoległych kompetencji". Tym sposobem władza we Włoszech uległaby centralizacji. - Większość Włochów jest przeciwna ograniczeniu roli senatu do przedstawicielstwa regionów. Renzi postawił wiele na jedną kartę i popełnił błąd – dodaje redaktor "Gazzetta Italia."
Kryzys finansowy
Rynki już teraz nerwowo reagują na sytuację we Włoszech. Inwestorzy zaczęli wyprzedawać obligacje, a ich rentowność drastycznie wzrosła. Podobnie zresztą jak papierów niemieckich, bo inwestorzy spodziewają się, że w razie kłopotów, to znów Niemcy poniosą największe koszty ratowania europejskiej gospodarki.
Europejski Bank Centralny już zapowiedział, że jest gotów zwiększyć skup włoskich papierów, jeśli koszty obsługi długu wzrosną. EBC może przeznaczyć na ten cel 80 mld euro.
Analitycy przepytani przez "Reutersa" twierdzą, że włoski kryzys może dramatycznie przełożyć się na kurs europejskiej waluty. Ich zdaniem mało prawdopodobne, by doprowadził do rozpadu strefy euro, jak prognozują najwięksi pesymiści, ale jest możliwa głęboka deprecjacja.
Zgodnie z najczarniejszym ze scenariuszy euro może stracić na wartości nawet o 10 punków procentowych. Nie oznacza to niczego dobrego dla złotego, mocno powiązanego ze wspólną walutą, bo nasz pieniądz również mocno może się osłabić. John J. Hardy, dyrektor ds. strategii rynków walutowych w Saxo Banku, uważa, że euro może kosztować nawet powyżej 4,50 zł. Nasza waluta straci też też do dolara, franka szwajcarskiego i funta, a o skali przeceny będzie decydować jak mocno w euro uderzą wyniki włoskiego referendum.
Przegrana premiera i jego rezygnacja to potencjalnie poważny cios dla włoskiej finansjery. Bankierzy obawiają się destabilizacji politycznej, a przede wszystkim zakręcenia kurka ze wsparciem z budżetu państwa. "Financial Times" wskazuje, że na włoskich bankach ciąży 360 mld euro niespłacanych pożyczek i odejście premiera może skutkować upadkiem aż ośmiu z nich. - Renzi ma poparcie banków i finansjery. Wielu z nich popiera ten rząd. Żaden następca premiera nie będzie tak przychylny bankom i nie będzie tak łatwo wyrażał gotowości dofinansowania najbardziej nierentownych z nich. A we Włoszech jest aż osiem banków, które mają poważne kłopoty i liczą na rządową pomoc.
Zagrożony jest największy włoski bank UniCredit, właściciel polskiego Pekao SA, którego akcje stara się sprzedać, jak i najdłużej działający we Włoszech, a trzeci co do wielkości Monte dei Paschi di Siena. Renzi to dla nich gwarancja przetrwania. Premierowi udało się bowiem ominąć unijne przepisy mające na celu ograniczenie ratowania banków pieniędzmi z kieszeni podatników i obiecał pomoc rządową.
Zdaniem komentatorów szef włoskiego rządu nic sobie nie robi z zasad Unii Bankowej, dostrzegając słabość Brukseli. Jeśli dopnie swego, da przykład również innym krajom i Europie znów będzie groził kryzys bankowy. Sam jednocześnie przekonuje, że jego przegrana to sygnał dla zagranicznego kapitału, by opuścić Włochy. Banki wtedy upadną, kraj pogrąży się w kolejnym kryzysie finansowym, a obywatele stracą 31 mld euro prywatnych oszczędności.
Komik u bram. Wyprowadzi Włochy z Unii?
Problem w tym, że Włochy wciąż nie wyszły z kryzysu, który trwa tam już dekadę. Dług publiczny kraju jest niewiele mniejszy od greckiego i pochłania już 133 proc. PKB. Brakuje pracy, młodych Włochów nie stać na mieszkania, nie mają perspektyw. Do tego przerośnięta biurokracja i administracja zżerana przez korupcję.
Do tych problemów dochodzi kryzys migracyjny, z którym kraj już sobie nie radzi, a od którego Europa odwraca głowę. Wielu pokładało nadzieję w młodym premierze, który nie tylko dał Włochom ulgi podatkowe, wsparł najbiedniejszych, ale i dynamicznie zajął się reformowaniem systemu. Renzi potrzebuje więcej władzy i swobody, aby przeforsować wiele kolejnych ustaw, ponieważ jego działania w zderzeniu z procedurami administracyjnymi straciły na skuteczności.
Niezadowolenie w kraju narasta, na czym kapitał polityczny zbijają populiści. – Matteo Renzi straszy Włochów, że jeśli go nie poprą, on odejdzie, a władza trafi w ręce populistów, z kraju ucieknie zagraniczny kapitał, a kryzys w kraju się pogłębi – wyjaśnia Sebastiano Giorgi.
Największe poparcie uzyskała antysystemowa partia założona przez włoskiego aktora komediowego Beppe Grillo. Ruch Pięciu Gwiazd na hasłach populistycznych zyskuje sympatię zmęczonych stagnacją i trudną sytuacją gospodarczą Włochów. Już teraz Rzym jest ich, podobnie jak parę innych dużych miast w Italii.
- Wygrana zwolenników zmiany ustawy będzie oznaczać silną władzę Mateo Renzi. Ale da też wiatr w żagle krytykującemu rząd Ruchowi Pięciu Gwiazd. Przegrana może oznaczać upadek tego rządu. Czy władze już tej wiosny przejmie Grillo? Jest taka możliwość. Ten były komik ma duże poparcie dzięki pragmatycznym poglądom – podkreśla Giorgi.
Ekscentryczny aktor znany jest ze swoich antyunijnych wystąpień. Wśród europejskich polityków stawia się go w jednym z szeregu z Francuzką Le Pen i Brytyjczykiem Farage'm. Wielu komentatorów obawia się, że dojście do władzy Grillo może poskutkować kolejnym kryzysem wewnątrz Unii, a nawet Italoexitem.
Już teraz 48 proc. Włochów opowiada się za wyjściem z UE lub te nastawionych jest negatywne do struktur Wspólnoty. - Italoexitu raczej nie powinniśmy się obawiać. Wciąż większość Włochów czuje się Europejczykami i chce być w UE. Nawet, jak zagłosują za populistyczną partią Grillo – uspokaja jednak włoski dziennikarz.