Ponad 100 mld zł - tyle odprowadzą Polacy w ramach Pracowniczych Planów Kapitałowych w latach 2018-2025. Zmiana, którą szykuje rząd, jest konieczna, by utrzymać wysokość emerytur na sensowym poziomie. Kluczowe będzie odbudowanie zaufania Polaków. Że tym razem te środki będą ich, a nie publiczne.
- Jeśli nie chcemy, aby nasze dzieci płaciły wyższe podatki, musimy sami dbać o to, by mieć zabezpieczenie na emeryturę - to słowa Pawła Borysa, prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju.Emerytalny plan z OFE już rząd Platformy Obywatelskiej uznał za nieudany. Obecny rząd emerytury chce postawić na nogi dzięki PPK.
Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) to jeden z najważniejszych elementów nowego systemu emerytalnego. Czasu jest niewiele - już od nowego roku chce je wprowadzić wicepremier Mateusz Morawiecki. Główny cel: namówić Polaków do długoterminowego oszczędzania pieniędzy na emeryturę.
Na zachętę wicepremier obiecał im, że jeżeli zdecydują się odprowadzać do PPK 2 proc. swojej pensji, to pracodawca zostanie zobowiązany do tego, by dorzucać kolejne 2 proc. Rekompensatą dla niego będą m.in. ulgi w składkach na fundusz pracy.
100 mld zł w grze
Co to oznacza? Zdaniem ekonomistów firmy doradczej PwC scenariusz 4-proc. składki oznacza, że do końca 2025 r. wartość środków zgromadzonych w PPK wyniesie 61 proc. tego, co będzie w OFE na koniec tego roku. Dziś w OFE jest ok. 171 mld zł. Jeśli ta kwota się znacząco nie zmieni, do PPK może trafić nieco ponad 100 mld zł.
Taki zastrzyk gotówki z pewnością wpłynąłby na ożywienie rynku finansowego. W tym i warszawskiej giełdy, która w ostatnich latach mocno odczuła odcięcie środków z Otwartych Funduszy Emerytalnych. O ile oczywiście większość środków kierowanych do PPK będzie przeznaczana na zakup akcji spółek notowanych na warszawskim parkiecie.
Pytanie tylko, czy projekt PPK we wspomnianym kształcie zostanie utrzymany. Na rynku wciąż trwają spekulacje, czy rząd ostatecznie nie zdecyduje się na zmniejszenie zachęt do długoterminowego oszczędzania. Wciąż nie poznaliśmy dokładnych zasad: w jaki sposób będzie zarządzał środkami w PPK. A projekty ustaw - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - nie zostały jeszcze opublikowane.
Eksperci, z którymi rozmawiał money.pl, zwracają uwagę na to, że sporym wyzwaniem dla autorów reformy będzie odbudowa zaufania do systemu emerytalnego. To właściwie klucz do powodzenia całego projektu.
W jaki sposób przekonać oszczędzających do tego, że za kilkadziesiąt lat ktoś nie stwierdzi, że zgromadzone w PPK środki są publiczne, a nie prywatne? Jak zapewnić, że przekazanie części środków OFE do IKZE oznacza ich faktyczną prywatyzację?
Z tego punktu widzenia założenie, że aż trzy czwarte Polaków będzie chciało korzystać z PPK, wydaje się dość ambitne.
Oszczędzanie na emeryturę to konieczność. Im wcześniej, tym lepiej
Nie zmienia to faktu, że osoby, które będą przechodzić na emeryturę za kilkadziesiąt lat, muszą już teraz myśleć o dodatkowym odkładaniu środków na przyszłość. Sam ZUS nawet ze środkami, które zgromadziliśmy do tej pory w OFE, z pewnością nie zapewni świadczeń na poziomie ostatnich zarobków.
Jak prognozują ekonomiści z PwC, jeżeli pracownik nie zdecyduje się na udział w PPK, to tzw. stopa zastąpienia (stosunek wielkości emerytury do zarobków) wyniesie zaledwie 41 proc. (w przypadku mężczyzn) i zaledwie 30 proc. (w przypadku kobiet). Warto zaznaczyć, że mowa tu o dzisiejszych 25-latkach, a więc osobach, które mają bardzo dużo czasu na odkładanie środków. A im krótszy okres, tym gorszy wynik.
Co zmieni PPK? Według wyliczeń PwC mężczyźni na emeryturze będą mogli wówczas liczyć na 55 proc. ostatnich zarobków, a kobiety - na 41 proc. (przy założeniu 4 proc. składki na PPK).
Źródło: PwC.
OFE znikną z rynku. Co ze środkami zgromadzonymi w akcjach?
Wprowadzenie PPK to niejedyna zmiana emerytalna, którą chce zaserwować Polakom rząd. Zgodnie z zapowiedziami szykuje się jeszcze większa rewolucja w postaci całkowitej likwidacji OFE. Jedna czwarta środków w nich zgromadzonych ma trafić do Funduszu Rezerwy Demograficznej (a więc w ręce państwa), a reszta do funduszy, które będą funkcjonować w ramach trzeciego filaru (IKZE).
Takie rozwiązanie może budzić obawy wśród inwestorów giełdowych. W akcjach spółek notowanych na warszawskiej giełdzie OFE mają obecnie ponad 130 mld zł. Można wyobrazić sobie sytuację, że fundusze musiałyby część z nich sprzedać (powodując spadki), lub też w akcjonariacie niektórych prywatnych spółek nagle znalazłby się Skarb Państwa.
Rząd przekonuje, że jego celem nie jest nacjonalizacja spółek notowanych na GPW. "Nie zakładamy, aby akcjonariat spółek notowanych na GPW uległ zmianie, stąd prywatyzacja oszczędności Polaków zgromadzonych obecnie w OFE nie powinna mieć wpływu na sytuację tych spółek" - czytamy w oświadczeniu, które jeszcze w styczniu zostało przesłane do money.pl przez Ministerstwo Rozwoju.
Stanie się tak tylko wówczas, gdy wszystkie akcje spółek z GPW zgromadzone w OFE trafią w całości do funduszy IKZE. Wiele w tym zakresie będzie też zależało od tego, jak sprawnie zmiany zostaną przeprowadzone. Ewentualne opóźnienia mogłyby bowiem spowodować spore zamieszanie na rynku.