Reforma OFE ma zacząć obowiązywać w lipcu 2018 r. - ogłosił Mateusz Morawiecki. - Reforma była jedna, w 1999 r. Od tamtego czasu ruchy kolejnych rządów są pozorowane - mówi twórca emerytalnej reformy prof. Marek Góra. A Jeremi Mordasewicz, członek rady nadzorczej ZUS, dodaje, że "Sprawę OFE trzeba zamknąć przyzwoicie, żeby nie zniechęcić ludzi do oszczędzania".
Zdaniem Mordasewicza, ZUS musi przeprowadzić szeroką akcję informacyjno-organizacyjną. A rok to wystarczająco dużo czasu. Wskazuje jednocześnie, że ZUS musi ściśle współpracować z Powszechnymi Towarzystwami Emerytalnymi, które zarządzają OFE.
Technikalia to jedno, ale ekspertów zapytaliśmy również o to, jak na portfele przyszłych emerytów wpłynie reforma OFE. Choć od tego terminu stroni prof. Marek Góra, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej.
- Jedyne istotne rzeczy, które zasługują na miano reformy, zostały zrobione w 1999 roku - stwierdził ekspert w rozmowie z money.pl. I dodał, że od tego czasu wszystkie ruchy wykonywane przez kolejne rządy są "pozorowane". - Nie ruszają one fundamentu, którym jest powiązanie składki i świadczenia.
Zdaniem prof. Góry, znacznie ważniejsze od poszczególnych ruchów jest edukowanie społeczeństwa. - Przestańmy w końcu straszyć ludzi tym, że na starość nie dostaną żadnej emerytury - apeluje ekonomista. Uważa, że dopiero wtedy ludzie mogą pomyśleć o dodatkowym oszczędzaniu.
Przy czym prof. Marek Góra uważa, że należałoby nie tyle "oszczędzać", co inwestować w instrumenty, które na starość zamienią się w "strumień dochodu". - Mogą to być nieruchomości, które po latach sprzedamy lub wynajmiemy albo dobre papiery wartościowe, które zdecydujemy się spieniężyć na emeryturze - podkreśla naukowiec z SGH.
Reforma o pośrednim wpływie
Na podobny aspekt zwraca uwagę Jeremi Mordasewicz. Członek rady nadzorczej ZUS podkreśla, że reforma wpłynie na portfele polskich emerytów raczej pośrednio niż bezpośrednio.
- Musimy uświadomić sobie, że zapowiedziana przez wicepremiera Morawieckiego reforma jest stosunkowo dobrym wyjściem z sytuacji - uważa. - Gdyby zdecydowano się na przeniesienie wszystkich środków z OFE do Funduszu Rezerwy Demograficznej, to Polacy masowo przestaliby oszczędzać na emeryturę.
Zdaniem eksperta, taki ruch zostałby odebrany jako grabież prywatnych środków i automatycznie zniechęcił do jakiegokolwiek oszczędzania na emeryturę - również w niepublicznym systemie.
Mordasewicz przyznaje jednak, że wolałby, aby wszystkie środki z OFE trafiły na Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego, a nie - jak zakłada reforma - tylko 75 proc.
- Zdaję sobie jednak sprawę, że w polityce nie wybiera się rozwiązań idealnych, tylko te możliwie najlepsze - ocenia ekspert. - Żeby dodatkowo oszczędzać, ludzie muszą mieć pewność, że pieniędzy nie stracą.
Start od lipca 2018 r.
Na temat reformy wypowiedział się w czwartek wicepremier Mateusz Morawiecki. - Moim zdaniem, wejdzie ona w życie od początku lipca przyszłego roku. Jest to bardzo kompleksowa reforma, która nadal wymaga ustaleń międzyresortowych, ponadto przygotować się do niej musi również ZUS - powiedział Morawiecki.
Na czym ma ona polegać? W lipcu 2016 r. Morawiecki zaprezentował Program Budowy Kapitału, który jest jednym z filarów Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
Zakłada on przekształcenie OFE w fundusze inwestycyjne - 75 proc. aktywów ma trafić na Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego Polaków (IKZE). Natomiast pozostałe 25 proc. - do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Zarządzanie funduszem ma przejąć Polski Fundusz Rozwoju. Zgodnie z pierwotnym planem przekształcenie OFE miało nastąpić od stycznia 2018 roku.
Drugi element planowanej reformy to upowszechnienie pracowniczych planów kapitałowych w celu oszczędzania na emeryturę.
Reforma wielokrotnie była już komentowana przez ekonomistów, którzy podchodzą do niej dość sceptycznie. Są wśród nich zwolennicy, ale nie brakuje też jej przeciwników.