Krzyki, przepychanki, wyrywanie mikrofonów. Tak wygląda walka o Sąd Najwyższy. Ale w cieniu tego politycznego sporu jest 321 praktycznie niezauważanych osób. To pracownicy Sądu. Asystenci, urzędnicy, obsługa administracji. - Większość pogodziła się z myślą, że straci pracę - słyszymy od jednego z nich. Właśnie wystosowali apel. Są przekonani, że nowa ustawa pozbawia ich praw pracowniczych zagwarantowanych w Konstytucji i kodeksie pracy.
Bez prawa do odprawy, bez prawa do równego traktowania - takie zdaniem pracowników Sądu Najwyższego będą skutki podpisania nowej ustawy o SN. Polityczny bój o jej kształt trwa od kilku dni. W nocy ze środy na czwartek rządząca koalicja odrzuciła ponad tysiąc poprawek opozycji w kilka minut, które wcześniej zgłosiła opozycja chcąca zablokować głosowanie.
W całym zgiełku zapomina się o ogromnej grupie pracowników Sądu. - Większość już pogodziła się z myślą, że straci zatrudnienie - mówi money.pl jeden z nich. - Wiem, jak to będzie wyglądać. Ustawa jest napisana tak, by wyczyścić wszystkich - dodaje.
- Oglądamy wszystkie relacje z Sejmu. Patrzymy na te zdjęcia, tę walkę, a później przychodzimy do pracy. Bo Sąd Najwyższy musi cały czas pracować. Nie jest lekko. Tym bardziej, że zdajemy sobie sprawę, że zmiany nie dotkną tylko sędziów - opowiada inny pracownik.
- Mamy rodziny, zobowiązania, niektórzy kredyty. I większość z nas nie ma złudzeń, że nowy prezes Sądu Najwyższego się z nami pożegna. Bo nie ma w tej kwestii żadnych ograniczeń. Po wejściu do SN będzie mógł dowolnie zmieniać umowy. W skrajnym wypadku z pracą pożegnąć mogą się po prostu wszyscy - tłumaczy. I przypomina, że pracownicy Sądu nie mają takich pensji jak sędziowie. Nie mogli się przygotować na taką sytuację, nie mają wielkich oszczędności.
Dlaczego boją się o pracę? 321 pracowników Sądu Najwyższego wyjaśnia to we właśnie wystosowanym apelu. Apelu o odpowiednie poprawki i przestrzeganie prawa.
Zgodnie z ustawą, którą najpewniej dziś przegłosuje Sejm, będzie tak: nowy Pierwszy Prezes SN w terminie trzech miesięcy od dnia objęcia stanowiska "może przedstawić Szefowi Kancelarii Prezesa Sądu Najwyższego, członkom Biura Studiów i Analiz Sądu Najwyższego niebędących sędziami oraz pracownikom Sądu Najwyższego niebędących sędziami zatrudnionym na podstawie przepisów dotychczasowych, nowe warunki pracy i płacy". Kiedy tak się nie stanie, "stosunek pracy tych osób, rozwiązuje się z upływem tego terminu".
- Takiej podstawy wygaśnięcia stosunku pracy nie ma w Kodeksie pracy - protestują pracownicy. I nie kryją żalu. Do opozycji też. - Opozycja zgłosiła 1000 poprawek. I żadna z nich nie dotyczyła naszej sprawy, naszych praw. Były za to zmiany "albo" na "lub". To naprawdę przykre - słyszymy.
Pracownicy zwracają uwagę, że "zawarte w projekcie upoważnienie do zaproponowania przez nowego Pierwszego Prezesa SN nowych warunków zatrudnienia nie zawiera jakichkolwiek wytycznych, którymi ten organ powinien się kierować przy podejmowaniu decyzji w sprawach kadrowych". Martwi ich to, że ich los zależy od decyzji bez żadnych kryteriów.
Ale to nie jest jedyny problem. Zastosowanie takich przepisów, zdaniem pracowników Sądu Najwyższego, pozbawiają ich możliwości sądzenia się o należne im odprawy. Z dnia na dzień po prostu przestaną pracować.
"Zastosowanie konstrukcji rozwiązania stosunku pracy z mocy prawa względem pracowników zatrudnionych w SN, którym nie złożono pisemnej propozycji nowych warunków pracy i płacy, w rzeczywistości pozbawia te osoby prawa dostępu do sądu. Trzeba bowiem z całą stanowczością podkreślić, że działanie lub zaniechanie „nowego” Pierwszego Prezesa SN nie będą mogły być przedmiotem kontroli sądu pracy" - wyjaśniają.
"Proponowany przepis (...) nie przewiduje wobec wszystkich, bez wyjątku, pracowników SN, których stosunek pracy ulegnie rozwiązaniu w tym trybie jakichkolwiek świadczeń osłonowych (np. prawa do odprawy na zasadach przewidzianych w ustawie o zwolnieniach grupowych)” - dodają.
W przepisach nie ma też ani słowa o ochronie, którą mają osoby znajdują się w okresie ochronnym -będące w wieku emerytalnym lub korzystające z urlopu rodzicielskiego.
Zdaniem pracowników propozycje z ustawy są „nie do przyjęcia w realiach demokratycznego państwa prawnego". Ich zdaniem urągają zasadom moralnym, bo „pozostają w oczywistej kolizji z ogólnoludzkim poczuciem sprawiedliwości, jakie powinno funkcjonować w każdym cywilizowanym społeczeństwie".
Jak usłyszeliśmy, w tej chwili część pracowników już zastanawia się nad dalszą drogą postępowania. Rozmowom o ewentualnych procesach przysłuchują się nawet sprzątaczki.