Nie zdziw się, jeśli w sobotę nie będziesz mógł wejść na część stron internetowych. Wszystko przez ustawę hazardową, która nakazuje dostawcom internetu zablokowanie dostępu do nielegalnych w Polsce kasyn, pokerroomów czy bukmacherów. Hazardziści już mają jednak na to sposoby, a na dodatek samo Ministerstwo Finansów zapomniało wpisać do rejestru kilku z największych na świecie stron hazardowych. Legalni bukmacherzy i tak zacierają ręce. W miesiąc zgłasza się do nich teraz tylu nowych klientów, co wcześniej przez rok.
Już 482 strony internetowe wpisano do rejestru nielegalnych stron hazardowych. Ten formalnie zacznie działać 1 lipca, a więc w najbliższą sobotę. Na liście są znane serwisy takie jak: Unibet, Betclic czy bet-at-home oraz wiele, wiele mniejszych. Lista nie jest jednak kompletna. Ba, brakuje jednych z największych na świecie i popularnych w naszym kraju witryn takich jak np. bwin, mybet, betsafe czy nawet Pokerstars.
Tylko ten ostatni ma miliony użytkowników, a u nas jest praktycznie monopolistą na rynku pokera on-line. Zresztą tylko trzy strony z rejestru to stricte pokerroomy. Wygląda to jakby, urzędnicy Ministerstwa Finansów zapomnieli, że poker też jest nielegalny.
- To jest kwestia czasu. Na razie głównie skupiono się w rejestrze na serwisach bukmacherskich – komentuje Paweł Purski z organizacji Wolny Poker. Jak dodaje, dziwne też, że należący do państwa Totalizator Sportowy, nie uruchomił dotąd swojego serwisu pokerowego, choć ma być monopolistą na tym rynku.
Na razie głównym poszkodowanym nowych przepisów są firmy dostarczające internet. To na nich ciąży obowiązek zablokowania dostępu do witryn z rejestru i przekierowania na stronę internetową Ministerstwa Finansów. Jeśli tego nie zrobią, mogą liczyć się ze sporymi karami. Ustawa mówi, że jest to nawet do 500 tys. zł.
_ W rejestrze brak np. serwisu Pokerstars (28 czerwca 2017r.) _
Duzi gracze, typu Orange, Multimedia czy Netia, przystosują się bezproblemowo. Część już to zresztą zrobiła. Na przykład Play zaczął testowo blokować dostęp do witryn już w połowie czerwca (w środę można było jednak jeszcze wejść na strony z rejestru). Więcej zamieszania może to wywołać u małych graczy dostarczających internet lokalnie w małych miastach.
Głosy, że to właśnie niewielkie firmy dostarczające internet będą wąskim gardłem, słyszymy u legalnych bukmacherów.
- Choć ich skala działania nie jest duża, to w tych niewielkich firmach trudno będzie codziennie aktualizować rejestr i wyłączać nawet kilkadziesiąt nowych stron – mówi nam anonimowo przedstawiciel jednego z bukmacherów.
Inna sprawa, że fora internetowe poświęcone bukmacherce, pełne są metod na obejście nowych przepisów za pomocą programów VPN. Mylą one serwery sugerując, że łączymy się z siecią nie z Polski, ale dowolnego innego kraju.
- Skuteczniejsze jest na pewno blokowanie przelewów niż stron. W sieci jest wiele metod na zmianę IP. To widać na przykładzie innych krajów, które zdecydowały się na takie działania - mówi money.pl Adam Lamentowicz, prezes firmy bukmacherskiej Totolotek S.A.
Jak dodaje, kluczową sprawą jest zachowanie firm oferujących tzw. elektroniczne portmonetki. Polskie banki i fintechy takie jak Przelewy24 na pewno zastosują się do nowych zasad, bo grożą im wysokie kary. Jednak zagraniczne serwisy takie jak Skrill czy Neteller zapewne będą jeszcze próbowały je obchodzić. Z danych money.pl wynika, że tylko ta pierwsza z firm rocznie transferowała nawet 4 mld zł. Ile z tego to pieniądze do serwisów hazardowych? Zapewne większość.
Legalnie działający bukmacherzy i tak mają powody do zadowolenia. Zwiększony ruch w swoich serwisach widzą już od 1 kwietnia, kiedy weszły pierwsze przepisy związane z ustawą hazardową. Jednocześnie kilka dni przed tą datąmasowo z polskiego rynku zaczęły rezygnowaćzarejestrowane w krajach unijnych firmy bukmacherskie.
- Tylko w kwietniu liczba nowo zarejestrowanych użytkowników była tak duża, jak w całym ubiegłym roku. Na dodatek ta dynamika nie słabnie. Wpłaty też są 2-3 krotnie większe. Przekroczyliśmy nawet zakładane przez nas poziomy obrotów - mówi Adam Lamentowicz. Podobnie wypowiadał się dla money.pl szef Fortuny.
- W dzień wycofania się bet365 mieliśmy wyraźny peak. To był dosłownie moment. Informacja poszła, a do nas przyszli klienci. Od tego czasu mamy dwukrotnie więcej nowych rejestracji i trzykrotnie większe wpłaty - opowiadał Konrad Komarczuk w połowie kwietnia.
Lamentowicz spodziewa się, że 1 lipca będzie podobnie. Ruch może być tak duży, że na wszelki wypadek zabezpiecza dodatkowe serwery do obsłużenia nowych użytkowników.
- Zakładamy, że technologicznie jesteśmy przygotowani do 1 lipca – zrobiliśmy potrzebne inwestycje jeszcze przed kwietniem. Spodziewamy się dużo większego ruchu. Na szczęście brak jest dużych wydarzeń sportowych w tym okresie, więc zwiększona liczba nowych użytkowników rozłoży się na cały miesiąc. I tak jednak na początku lipca będzie moim zdaniem peak – tłumaczy szef Totolotka.
Większy ruch u legalnych graczy to większe pieniądze dla budżetu. Rząd planuje, że rocznie nowelizacja ustawy hazardowej da dodatkowe ok. 1,5 mld zł. To łączne wpływy od bukmacherów i automatów z jednorękich bandytów, które pod koniec tego roku mają być wystawiane na ulice przez Totalizator Sportowy.