Najważniejszą zmianą z punktu widzenia gospodarki, o której dowiedzieliśmy się podczas ceremonii w Pałacu Prezydenckim 9 stycznia, był podział zadań superministra finansów i rozwoju. W jego miejsce pojawiła się trójka ministrów: finansów, przedsiębiorczości i technologii oraz rozwoju i inwestycji.
Nie bez znaczenia było również odebranie ministrowi infrastruktury i budownictwa tego ostatniego. Z tego względu byliśmy świadkami fali spekulacji w sprawie faktu, kto zajmie się sztandarowym programem "Mieszkanie+".
Minister bez budownictwa, ministerstwo z budownictwem
Dyskusja okazała się jałowa, gdy w sieci pojawiły się tzw. rozporządzenie atrybucyjne wydane przez premiera. Wynika z niego bowiem, iż owszem minister jest ministrem infrastruktury, ale podległy mu resort to już Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa. Co więcej, rozporządzenie precyzuje, że poza "łącznością" i "transportem" zatrudnieni w resorcie urzędnicy zajmą się "budownictwem, planowaniem i zagospodarowaniem przestrzennym oraz mieszkalnictwem".
Kolejnym z problemów funkcjonowania państwa, który pojawił się w wyniku rekonstrukcji, była publikacja rozporządzeń premiera ws. obowiązków nowych ministrów. Nominacje odebrali 9 stycznia, postanowienia prezydenta opublikowano 10 stycznia, a rozporządzenia pojawiły się w Dzienniku Ustaw dopiero 12 stycznia około południa!
Wcześniej można było je przeczytać jedynie w Biuletynie Informacji Publicznej. Jak wyjaśnia w rozmowie z money.pl konstytucjonalista prof. Marek Chmaj, ustawa zasadnicza dokładnie określa moment wejścia tego typu zmian w życie i jest to publikacja w odpowiednim dzienniku urzędowym. W tym wypadku to Dziennik Ustaw, nie BIP KPRM.
Rządowym wybiegiem, który zneutralizował ryzyko powstania luki w obsadzie resortów, jest zawarte w rozporządzeniach zdanie o tym, że wchodzą w życie "z dniem ogłoszenia, z mocą od dnia 9 stycznia 2018 r.".
Nazwy nowe, zadania stare
Analiza rozporządzeń pokazuje także, że wiele ze zmian było zmianami pozornymi. Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju kierowane przez Jerzego Kwiecińskiego zajmuje się bowiem "rozwojem regionalnym", a takie ministerstwo pamiętamy jeszcze z czasów gabinetu Donalda Tuska.
Z kolei Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, w którym dzieli i rządzi Jadwiga Emilewicz, jest niczym innym, jak pamiętanym sprzed lat resortem gospodarki.
W tym wypadku ciekawszą kwestią wydaje się być załącznik do rozporządzenia określającego jej kompetencje. Załącznik wylicza bowiem urzędy, które Emilewicz - z tytułu pełnionej funkcji - nadzoruje. To Główny Urząd Miar, Urząd Zamówień Publicznych oraz Urząd Patentowy.
Te same instytucje określa ustawa o działach rządowych, ale przyznaje także ministrowi właściwemu ds. gospodarki nadzór nad Urzędem Dozoru Technicznego oraz Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości.
Nie sposób znaleźć skutecznego z punktu widzenia prawa sposobu na uchylenie ustawowego zapisu za pomocą rozporządzenia. Co więcej, czym ma zajmować się minister ds. przedsiębiorczością, jeśli nie ma wpływu na kluczową agencję?
Nie wiemy również, czym jest technologia zawarta w nazwie resortu, ponieważ rząd zapowiada powołanie ministra cyfryzacji. Resort wbrew wielu zapowiedziom nie został zlikwidowany.
Budzącym najmniej wątpliwości rozporządzeniem jest to dotyczące Ministerstwa Finansów. Nowa szefowa resortu Teresa Czerwińska zajmie się nadzorem nad instytucjami finansowymi, finansami publicznymi oraz budżetem.
Henryk Kowalczyk bez wpływu na Wody Polskie
Tego samego dnia, gdy w Dzienniku Ustaw pojawiły się rozporządzenia ws. zadań ministrów, opublikowano dokument o wyjątkowo interesującym tytule. Chodzi o "Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 11 stycznia 2018 r. w sprawie przekształcenia Ministerstwa Środowiska".
Jak przyznał w rozmowie z nami minister środowiska Henryk Kowalczyk, zmiana nie jest tak fundamentalna, jak wynikałoby to z tytułu. Dokumentu reguluje bowiem przekazanie nadzoru nad nowo powołaną agencją rządową „Wody Polskie” ministrowi gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Sprawa może być odczytywana politycznie, gdyż uznawany za człowieka Beaty Szydło Kowalczyk stracił możliwość wpływu na obsadę stanowisk w agencji, która w ciągu trzech lat ma wydać niemal 10 mld zł. Sensacyjnego posmaku sprawie dodaje fakt, iż Wody Polskie wciąż nie mają prezesa. Jest jedynie pełnomocnik ds. organizacji oraz trzech wiceprezesów.