Antoni Macierewicz, Witold Waszczykowski, Jan Szyszko, Konstanty Radziwiłł i Anna Streżyńska żegnają się z ministerialnymi fotelami. To efekt wtorkowej rekonstrukcji rządu Mateusza Morawieckiego. Na otarcie łez odwołani ministrowie mogą liczyć na odprawę, którą gwarantuje im ustawa o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe. Dostaną trzykrotność miesięcznego wynagrodzenia, które pobierali do tej pory.
Takie pieniądze przysługują tym ministrom, którzy na stanowisku byli przez co najmniej rok. Jak tłumaczy w rozmowie z money.pl konstytucjonalista prof. Marek Chmaj fakt, że w grudniu ubiegłego roku cały gabinet został odwołany i powołany na nowo, nic tutaj nie zmienia. Wszyscy zachowali bowiem ciągłość pracy i należy im się trzymiesięczna odprawa.
Ile więc dostaną na pożegnanie? Podstawowe uposażenie ministra to 10 tys. zł brutto plus dodatek funkcyjny - 2,7 tys. brutto. Do tego dochodzą inne dodatki, na przykład dodatek stażowy. W praktyce - jak mówi Chmaj - przekłada się to zwykle na około 11-15 tys. zł "na rękę", w zależności od ministra i tego, jakie dodatki dostaje. Oznacza to więc, że w najgorszym wypadku odchodzący ministrowie dostaną odprawy na poziomie 33 tys., a w najlepszym - 45 tys. zł.
Na takie pieniądze mogą liczyć szefowie resortów, którzy przez najbliższe trzy miesiące nie znajdą sobie nowej pracy. Ci, którzy obejmą nowe stanowiska, dostaną mniej. Albo wcale. Jeśli pensja w nowym miejscu pracy będzie niższa niż wynagrodzenie, które pobierali jako ministrowie, należy im się wyrównanie do kwoty, którą zarabiali w resorcie.
Jeśli jednak dostaną pracę lepiej płatną, nie dostaną nic.
Tym razem nie powtórzy się już więc sytuacja z grudnia. Prezydent Andrzej Duda odwołał i powołał ponownie wszystkich ministrów, co było konieczne ze względu na zmianę na fotelu premiera. Na krótko rozpętała się wówczas burza, bo wydawało się, że każdy z ministrów dostanie odprawę. Pojawiły się nawet wyliczenia, według których rekonstrukcja miała kosztować 3,7 mln zł.
Ostatecznie jednak odprawy nie dostał nikt, bo wszyscy ministrowie zachowali ciągłość zatrudnienia. Wyrównanie dostała tylko Beata Szydło, która objęła stanowisko wicepremiera, a jej pensja delikatnie się skurczyła.