Zatrzymane schody ruchome w centrach handlowych, wyłączona klimatyzacja w biurowcach, pracodawcy zachęcający, by w miarę możliwości pracować z domu, zamknięte niektóre sklepy - tak wyglądała Polska dwa lata temu, kiedy upał i awarie niemalże sparaliżowały naszą energetykę.
To co widział wtedy przeciętny Polak to tylko część większego obrazu. Wprowadzenie 20 stopnia zasilania, czyli określenie ryzyka awarii systemu elektroenergetycznego na najwyższym możliwym poziomie spowodowało, że część fabryk musiało ograniczyć produkcję. Realna była groźba, że cały system po prostu nie wytrzyma. Takiej sytuacji nie było w Polsce od trzydziestu lat. Od tego czasu pytania, czy grozi nam blackout wracają regularnie. Teraz są szczególnie aktualne.
Zapotrzebowanie rośnie
- Rzeczywiście jest wysokie zapotrzebowanie na moc - przyznaje w rozmowie z money.pl rzeczniczka Polskich Sieci Elektroenergetycznych Beata Jarosz. - Uważnie obserwujemy sytuację, ale wszystko wskazuje na to, że nic niepokojącego nie będzie się działo - dodaje.
Warto jednak pamiętać, że to dopiero początek upałów. Synoptycy przewidują, że gorąco będzie jeszcze przynajmniej przez kilka dni. - Aktualne zapotrzebowanie szczytowe na moc w KSE (krajowym systemie energetycznym - red.) oscyluje wokół 22 000 MW w szczycie rannym i około 20 000 MW w szczycie wieczornym. Natomiast całkowita rezerwa mocy mieści się w przedziale 4000 - 6000 MW -napisał pod koniec lipca w odpowiedzi na interpelację poselską wiceminister energii Andrzej Piotrowski.
Pod koniec czerwca br. padł rekord zapotrzebowania na moc, kiedy podskoczyło do poziomu 22 883 MW. W poniedziałek, 31 lipca do pobicia rekordu zabrakło niewiele - zapotrzebowanie maksymalne wyniosło 22 700 MW. To co nie udało się w poniedziałek, stało się we wtorek. Rekord z czerwca został pobity i to znacznie - zapotrzebowanie w szczytowym momencie sięgnęło 23 215 MW.
Dlaczego prądu trzeba więcej właśnie latem? Odpowiedź jest prosta. Polacy włączają klimatyzację. Według szacunków Open Finance ma ją już 153 tys. gospodarstw domowych. Pełną parą pracuje też chłodzenie w centrach handlowych, czy biurowcach. Biurowiec czy centrum handlowe potrafią zużywać tyle prądu, co fabryki.
- System się bilansuje, są bezpieczne rezerwy - uspokaja Beata Jarosz. - Jeśli nie będzie kataklizmu czy poważnej awarii, to przejdziemy bez przeszkód przez te upały - dodaje.
Dziękujmy za deszcz
Specjaliści zwracają uwagę, że choć nasz system energetyczny jest stary i niedoinwestowany, to dwa lata temu splotło się kilka wyjątkowo niesprzyjających okoliczności. Przede wszystkim upałom towarzyszyła susza, więc brakowało wody używanej w elektrowniach do chłodzenia. W tym roku deszczowa wiosna spowodowało, że wody w rzekach jest dość. Poza tym w 2015 r. doszło do awarii w elektrowni w Bełchatowie.
W tym roku awarii nie ma - przynajmniej na razie. PGE wstrzymała jednak prace jednego z bloków w Bełchatowie o mocy 858 MW. Remont trwa też w innej dużej elektrowni - w Kozienicach. Tam remontowany jest jeden z bloków o mocy 560 MW. W obu przypadkach prace potrwają kilka miesięcy.
PSE zapewnia jednak, że remonty były planowane, więc nie zagrażają stabilności całego systemu.