Rekordowo wysoką cenę hurtową energii elektrycznej z dostawą w 2019 r. zanotowano na polskiej giełdzie w czwartek. Następnego dnia ceny nadal rosły. Eksperci ostrzegają, że wzrost rachunków, jakie płacą Polacy, może być nieunikniony.
Jak pisze wysokienapiecie.pl, 19 lipca ceny energii elektrycznej zamawianej na przyszły rok dobiły do 224 zł za MWh, co stanowi rekord historii notowań Towarowej Giełdy Energii. Za dostawy prądu na dwa kolejne lata trzeba zapłacić jeszcze więcej - odpowiednio 230 i 235 zł. To także najwyższe stawki w historii.
Bardzo wysokie ceny panują także na rynku spot, czyli w przypadku dostaw w następnym dniu. W czwartek za piątkowe dostawy energii trzeba było płacić średnio 230 zł, a za energię zużywaną w szczycie nawet 260 zł za MWh.
Jak wskazuje branżowy serwis, takie poziomy zdarzały się kilka lat temu podczas bardzo ostrych zim, ale nigdy wcześniej tak drogo nie było przez dwa miesiące z rzędu, jak miało to miejsce w maju i czerwcu. W ciągu roku spotowe ceny prądu na warszawskiej giełdzie wzrosły o połowę, a dostawy na przyszły rok o jedną czwartą.
Podobnie sytuacja wygląda na rynku gazu, który podrożał odpowiednio o 45 proc. i 20 proc.
Kowalski zapłaci więcej
Wysokienapiecie.pl ostrzega, że to będzie musiało się przełożyć na przyszłoroczne rachunki gospodarstw domowych. Już za pięć miesięcy Urząd Regulacji Energetyki usiądzie z największymi grupami energetycznymi do rozmów o przyszłorocznych taryfach dla niemal 16 mln odbiorców domowych.
Wszystko wskazuje na to, że URE będzie musiał podnieść stawki i mogą to być jedne z większych wzrostów cen w ostatnich latach. Podobnie będzie w przypadku gazu. Wysokie ceny mocno dotkną także przemysł energochłonny.
O tym, że wzrost cen energii elektrycznej dla zwykłych odbiorców w najbliższych latach jest nieunikniony, mówił w rozmowie z WP Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl. Zaznaczył, że wprawdzie tylko około jedna czwarta ceny, jaką płacimy za energię elektryczną, wynika z cen energii na giełdzie, ale problem nie polega tylko na wzroście cen na rynku hurtowym. Rachunki za prąd będą rosły z powodu pojawiania się różnego rodzaju opłat.
- Polskie elektrownie, które opierają się głównie na węglu, muszą płacić za uprawnienia do emisji CO2. Teraz następuje dynamiczny wzrost tych opłat, co przełoży się na rachunki, jakie płacimy - wyjaśnił Bartłomiej Derski.
Ekspert przypomniał, że w 2021 r. do rachunków za prąd zostaną doliczone opłaty za rynek mocy. Dla odbiorców indywidualnych oznacza to dodatkowe 8 zł miesięcznie na rachunku za prąd.
Już w lutym 2017 roku organizacje zrzeszone w Koalicji Klimatycznej ostrzegały, że forsowana przez Ministerstwo Energii ustawa o rynku spowoduje wzrost cen prądu. Organizacje te wskazywały, że przeciętny Kowalski zapłaci miesięcznie około 11 zł zł więcej, a o wiele mocnej po kieszeni dostaną małe i średnie firmy.
Drogo nawet w Skandynawii
Przedstawiciele Urzędu Regulacji Energetyki i Forum Odbiorców Energii Elektrycznej Gazu sugerowali niedawno w Sejmie, że ich zdaniem wzrosty cen węgla i uprawnień do emisji CO2 nie wyjaśniają w pełni skoków na polskiej giełdzie. Przez URE Maciej Bando zapowiedział, że będzie się uważnie przyglądać handlowi hurtowemu prądem pod kątem potencjalnych manipulacji.
Wysokie ceny prądu nie są wyłącznie polską specyfiką. Drogo jest w całej Europie. Na najdroższym europejskim rynku, w Wielkiej Brytanii, prąd z dostawą w piątkowy wieczór kupowano wczoraj za równowartość 390 zł za MWh. We Francji i Niemczech za ponad 250 zł za MWh.
Także przyszłoroczne ceny na tych rynkach idą w górę. W Niemczech i Czechach za dostawy energii na przyszły rok trzeba już płacić ponad 190 zł za MWh, a we Francji ponad 210 zł za MWh.
Wzrosty cen dotykają także tradycyjnie najtańszej Skandynawii. W Norwegii przyszłoroczne ceny przekroczyły 165 zł za MWh. Jeden z kluczowych powodów to susza i związany z tym niski poziom rezerw wody w hydroleketrowniach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl