Nie ma nadziei dla kierowców. Korki z dróg nie znikną przed końcem wakacji. Przybędzie za to miejsc, gdzie korki będą tworzyły się do jesieni. Niestety nie ma możliwości, by uniknąć remontów w czasie, gdy cała Polska rusza w drogę.
Wakacje. Długo wyczekiwany urlop. Wyjazd z całą rodziną. Nawigacja pokazuje, że dojedziemy nad morze w cztery godziny, a tu już szósta mija, a my dopiero w połowie drogi. Kto nigdy w takiej sytuacji szpetnie nie zaklął, ręka do góry. Historia z wakacyjnymi remontami powtarza się co roku. Czy naprawdę drogowcy muszą wyciągać swoje spychacze, rozstawiać słupki i wieszać chorągiewki kiedy cała Polska rusza w trasę? Niestety. Muszą.
- Tam, gdzie to tylko możliwe, robimy wszystko, aby unikać prowadzenia prac w wakacje - mówi money.pl rzecznik GDDKiA Jan Krynicki. - Tak było w obecnym i dwóch poprzednich latach w woj. opolskim na A4 między Wrocławiem a Katowicami, gdzie zaczęliśmy remont w kwietniu, a skończyliśmy na początku lipca. Co ważne przerwa wakacyjna była wpisana już w dokumentacji przetargowej. Na A2 w woj. łódzkim trwały prace gwarancyjne w dni powszednie między wtorkiem a czwartkiem, żeby nie było utrudnień w weekendy. Podobnie malowanie oznakowania poziomego na A2 w rejonach węzła Pruszków i Konotopa odbywało się minionej nocy w godzinach 22-5 rano - dodaje.
Ale zastrzega, że nie zawsze można tak zorganizować prace. - W przypadku budowy nowych dróg mamy do czynienia z kontraktami paroletnimi i nie możemy nakazać wykonawcy, by przerwał prace wtedy, gdy idą najszybciej. Wykonawca ze swojej strony też musi dotrzymać terminów, z których jest rozliczany - mówi.
Efekt jest taki, że kierowcy tracą w korkach czas i pieniądze.
Polska w budowie
Lista utrudnień drogowych, przygotowywana przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, liczy ponad 400 pozycji. To oznacza, że w ponad 400 miejscach pojedziemy wolniej niż zwykle, albo w ogóle staniemy. Te same pozycje rzucone na mapę pokazują, że właściwie na każdej z najważniejszych tras są przewężenia, ograniczenia lub ruch wahadłowy. Znaczna część to wypadki, ale prac i remontów jest szczególnie dużo.
mat. GDDKiA
Przykład? Ekspresowa siódemka znad morza do stolicy. Końcówka S7 od węzła Żuławy Zachód w kierunku Warszawy. Wyłączone z ruchu są obie jezdnie, ruch puszczono po drodze serwisowej. Ograniczenie do 50 km/godz. To może na południe? Na tej samej siódemce utkniemy przy budowie obwodnicy Jędrzejowa.
Skoro nie ekspresówki, to może autostrada? Wprawdzie trzeba zapłacić za przejazd, ale za to jedzie się szybciej. Nic z tego. A4 pod Opolem w kierunku Katowic w remoncie. Ograniczenie do 80 km/godz. W Małopolsce na tej samej autostradzie też remont. Lewy pas ruchu w kierunku Katowic zamknięty. Ruch odbywa się dwoma zawężonymi pasami: prawym i awaryjnym.
S3 między Sulechowem a Zieloną Górą. Budowana jest tam druga jezdnia drogi ekspresowej. Miejscami nie pojedziemy szybciej niż 40 km/godz. Poza tym możemy się natknąć na ruch wahadłowy albo wstrzymanie ruchu w obu kierunkach do 10 minut. I tak do września.
Przykłady można mnożyć. To nic nowego. Co roku remonty są prowadzone w wakacje. I to się raczej nie zmieni. - Układanie masy bitumicznej znacznie lepiej wychodzi przy wyższej temperaturze, czyli w okresie od czerwca do początku września. To ma kluczowe znaczenie dla zapewnienia odpowiedniej jakości. Podobnie jest np. z malowaniem pasów: farba znacznie szybciej schnie - mówi prezes Polskiego Kongresu Drogowego Zbigniew Kotlarek,cytowany przez "Rzeczpospolitą".
- Prowadzimy szereg działań, które mają usprawnić prace i sprawić, by były jak najmniej uciążliwe. Na przykład dzielimy inwestycje na odcinki. Jeżeli mamy wyremontować 30 km autostrady, to nie zamykamy całych 30 km, ale krótkie fragmenty po 5-10 km. Jak wykonawca skończy jeden odcinek, to przechodzi na kolejny a wyremontowany oddaje do użytku. A wszystko po to, by utrudnienia były jak najmniejsze - mówi Jan Krynicki.
- Dbamy też o bezpieczeństwo podróżnych i wprowadziliśmy separację ruchu. Pasy w przeciwne strony są rozdzielone półmetrowymi "murkami", które - co ważne - są na dole zaokrąglone. Dlatego, jeśli kierowca się zagapi i wjedzie na taki "murek", to koło samo z niego zjedzie. Dzięki temu minimalizujemy ryzyko groźnych wypadków ze zderzeniami czołowymi - dodaje.
Nasze drogie korki
Polskie korki, choć stanie w nich doprowadza wielu z nas do szewskiej pasji, to i tak nic w porównaniu z tym, co przeżywają kierowcy w innych krajach. Na przykład ci, którzy w 1980 r. utknęli w ponad 170-kilometrowym korku między Paryżem a Lyonem. Cała Francja wracała z nart, a pogoda gwałtownie się zmieniła. W karambolu w Czechach zderzyło się 200 aut. W gigantycznym korku utknęło 20 tysięcy ludzi. Nawet 200 km miały mieć korki, które utworzyły się w okolicach Houston w Stanach, gdy mieszkańcy miasta uciekali przed huraganem Rita.
To oczywiście przykłady ekstremalne. Ale to nie zmienia faktu, że korki są naszą codziennością. Ich koszt szacuje się w skali UE na jeden procent całego unijnego budżetu. Jak wylicza Deloitte, stojąc w korkach tracimy 14,6 mln zł dziennie, 321 mln zł miesięcznie i ponad 3,8 mld zł rocznie.
Najgorzej mają kierowcy we Wrocławiu: miesięcznie spędzają w korkach średnio 8 godzin i 52 minuty. Niewiele lepiej jest w Krakowie - 8 godzin i 36 minut i w Warszawie 8 godzin i 12 minut. Kierowcy z Poznania spędzają w korkach miesięcznie 8 godzin i 9 minut, Łodzi – 6 godzin, Gdańska 5 godzin, a Katowic – 4 godziny i 57 minut.
Ale to co dla jednych jest kosztem, dla innych oznacza zarobek. Budżet państwa, zasilany m.in. wpływami z VAT i akcyzy na spaloną w korkach benzynę, zarobił w 2015 r. na korkach 467 mln zł, czyli o 14 mln zł mniej niż rok wcześniej.