Nie wiadomo nawet jaki trybunał miałby się zająć sprawą.
Przygotowanie analizy zlecił poseł Prawa i Sprawiedliwości Arkadiusz Mularczyk. W czterdziestostronicowej analizie BAS wylicza powody, dla których reparacje na rzecz naszego kraju są uzasadnione. Zasadniczym punktem wyjścia jest argument, że Polska nie zrzekła się w sposób ważny odszkodowań.
Kluczowe oświadczenie z 1953 r.
Pierwszych ustaleń dotyczących odszkodowań na rzecz pokrzywdzonych państw ustalili uczestnicy konferencji w Poczdamie latem 1945 r. przy okazji kreślenia nowego porządku międzynarodowego w Europie. Zgodnie z porozumieniem USA, Związku Radzieckiego i Wielkiej Brytanii, Niemcy miały zadośćuczynić Polsce, ale pośrednio: reparacje miały być wypłacane za pośrednictwem ZSRR.
Stalin zobowiązał się wypłacić Polsce 15 proc. sumy odszkodowań wypłaconej przez Niemcy Związkowi Radzieckiemu. Następnie ustalenia te potwierdzone zostały w umowie między Polską a ZSRR z 16 sierpnia 1945 r.
W porozumieniu tym strony zapisały, że znaczną częścią odszkodowania będą niemieckie majątki znajdujące się w nowych granicach Polski.
W 1949 r. powstały dwa państwa niemieckie – demokratyczna Republika Federalna Niemiec i komunistyczna Niemiecka Republika Demokratyczna. Blok państw sowieckich utrzymywał relacje dyplomatyczne z tym drugim tworem i on też stał się podmiotem zawieranych później umów międzynarodowych.
Dlatego też, gdy Polska Rzeczpospolita Ludowa zrzekła się 23 sierpnia 1953 r. reparacji wojennych od Niemiec, oświadczenie to zostało przedłożone wyłącznie władzom NRD.
Jednostronny akt nie wskazywał nawet pełnej nazwy państwa niemieckiego. W kluczowym ustępie 5 czytamy jedynie, że „Dla uregulowania problemu niemieckiego i w uznaniu, iż Niemcy w znacznym stopniu uregulowały swoje zobowiązania z tytułu odszkodowań wojennych, rząd Polski zrzeka się z dniem 1 stycznia 1954 roku spłaty odszkodowań na rzecz Polski”.
W 2014 r. dyplomata Grzegorz Kostrzewa-Zorbas podjął próbę odnalezienia dokumentu notyfikującego deklarację o zrzeczeniu się roszczeń. Okazało się, że ani w archiwach polskiego MSZ, ani w archiwach czy bibliotece ONZ nie ma po nim śladu. To odkrycie dało zwolennikom uznania zasadności żądania reparacji ważny argument: jeśli zrzeczenie się roszczeń nie zostało notyfikowane w ONZ, to w świetle przepisów prawa międzynarodowego w ogóle nie istnieje.
Po upadku Muru
Za kolejny ważny dokument regulujący kwestię odpowiedzialności uważa się układ o normalizacji stosunków między PRL a RFN z 1970 r. Potwierdził on granice państwowe na Odrze i Nysie Łużyckiej. Problem roszczeń (lub zrzeczenia się ich) miał być jednym z tematów rozmów delegacji, ale ostatecznie żadne stosowne postanowienie nie zostało zawarte w tym krótkim, bo liczącym zaledwie 5 artykułów dokumencie.
Wreszcie, w 1990 r., gdy stało się jasne, że w na kontynencie tworzy się nowy ład polityczny odbyły się cztery szczyty ministrów spraw zagranicznych w formacie „2+4”, a więc dwóch państw niemieckich i czterech mocarstw koalicji antyhitlerowskiej (Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, ZSRR i dodatkowo Francji).
Sygnatariusze podpisanego na koniec tzw. Traktatu 2+4 zadecydowali, że jego zawarcie zamyka wszystkie problemy będące konsekwencją II wojny światowej. Dokument został ratyfikowany jesienią 1990 r. na szczycie Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Nasz kraj reprezentował premier Tadeusz Mazowiecki.
#
Temat reparacji powrócił w przededniu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. W reakcji na zwiększająca się liczbę roszczeń obywateli Niemiec o zwrot pozostawionych na tzw. Ziemiach Odzyskanych nieruchomości, Sejm przyjął w 2004 r. uchwałę, w której uznał wszelkie kwestie związane z przejęciem przez Polskę majątków po byłych przesiedleńcach z Ziem Odzyskanych za ostatecznie zakończone.
Pod przymusem się nie liczy?
Eksperci Biura Analiz Sejmowych rozprawiają się z zasadniczym argumentem przeciwko żądaniu reparacji, zgodnie z którym Polska zrzekła się reparacji w 1953 r. Odrzucają je zwracając uwagę, że oświadczenie zostało złożone pod przymusem i w związku z tym nie można z niego wyciągać konsekwencji. Zapytany przez WP dr Tomasz Lachowski, specjalizujący się w prawie międzynarodowym, ma wątpliwości co do uznania, że tak faktycznie było.
- O ile politycznie można bronić stwierdzenia, że PRL nie był samodzielnym podmiotem, bo był satelitą ZSRR, to z punktu widzenia prawa nie ma argumentów na poparcie takiej tezy. Po 1945 r. Polska była w pełni podmiotem prawa międzynarodowego - nie była przecież republiką radziecką - sama kreowała swoje zobowiązania, przystępowała do różnych traktatów - nawet jeśli była politycznie sterowana przez ZSRR - mówi prawnik.
Dalej wyjaśnia, że istnieje ciągłość między PRL i Polską po 1989 r. - Polska po 1989 r. była w pełni związana prawami i obowiązkami, które zaciągnęła PRL. PRL i III RP to jedno i to samo państwo z perspektywy prawa międzynarodowego - stwierdza.
W bardziej dosadnych słowach tę samą myśl wyraził w rozmowie z Kulturą Liberalną prof. Władysław Czapliński z Uniwersytetu Warszawskiego. - Na to, żeby zanegować ciągłość państwa, czyli powiedzieć, że nie jesteśmy tym samym państwem, co poprzednie, nie wpadł nawet PRL. Powtarzam, ogłosić można wszystko, tylko to nie ma znaczenia międzynarodowego - zauważył.
Kto właściwy do rozpatrzenia?
Eksperci BAS nie podjęli się wskazania sądu ani trybunału właściwego do rozpatrzenia sprawy. Dr Górski z Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z money.pl widzi w tym zasadniczy problem ewentualnego dochodzenia racji przez stronę polską.
- Niewłaściwy byłby w tym przypadku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej - brak jurysdykcji rzeczowej i czasowej- a także Europejski Trybunał Praw Człowieka. Opinia BAS nie wspomina też o kwestii immunitetu jurysdykcyjnego, który chroniłby Niemcy przed poddaniem się jurysdykcji polskiego sądu
W grę nie wchodzi też, z oczywistych względów, dochodzenie roszczeń przed sądem niemieckim – nie wyobrażam sobie przecież poddania się państwa polskiego jurysdykcji sądów RFN. Jeśli chodzi o ewentualny spór przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, to kluczowy jest zakres poddania się przez RFN jurysdykcji tego sądu międzynarodowego.”
Z informacji dostępnych na stronie MTS wynika, że Niemcy poddały się 2008 r. jurysdykcji MTS wyłącznie co do sporów dotyczących spraw i sytuacji zaistniałych po dacie złożenia deklaracji. Tymczasem wojna miała miejsce wcześniej.
Niemiecka linia obrony
Dr Lachowski próbuje nakreślić argumenty procesowe, które Niemcy mogłyby ponieść, gdyby sprawa jednak trafiła przed któryś z międzynarodowych sądów lub trybunałów.
- Gdyby nawet przyjąć, że Polska w 1953 r. była zmuszona przez ZSRR do złożenia aktu jednostronnego o zrzeczeniu się reparacji, to kwestię tę mogła podnieść później, np. w czasie konferencji 2+4 w 1990 r. lub w jeszcze kolejnych latach mogła podjąć próbę obalenia ważności tego aktu na arenie międzynarodowej – wylicza.
Taki sam pogląd wyznaje prof. Czapliński. - To układ [układ 2+4 – red.] o ostatecznym rozwiązaniu wszystkich kwestii dotyczących II wojny światowej w stosunku do Niemiec. Wszystkich. Koniec i kropka - stanowczo powiedział we wspomnianej rozmowie z „Kulturą Liberalną”.
Brak notyfikacji nie przesądza o nieważności
A co z argumentem, że skoro brak jest dowodów notyfikacji aktu z 1953 r., to należy uznać, że zrzeczenie się reparacji było nieważne? Dr Lachowski wyjaśnia, że akty jednostronne, czyli np. oświadczenia, dla swojej prawnej skuteczności nie muszą być rejestrowane w ONZ ani w żadnej innej międzynarodowej instytucji.
Następnie wylicza warunki ważności jednostronnych aktów prawnych. Akt powinien pochodzić od kompetentnego w danej sferze stosunków organu państwa i być dokonany publicznie (ten warunek jest spełniony, gdyż oświadczenie było znane państwu niemieckiemu i innym krajom).
- Ponadto powinien być wolny od wad oświadczenia woli (tu jest ta jedyna wątpliwość, do której ustosunkowaem się wcześniej ), a wola wywołania skutków prawnych przez państwo dokonujące aktu powinna być jednoznaczna. I tak, treść oświadczenia z 1953 r. była jednoznaczna gdy chodzi o to, czego i wobec kogo zrzeka się państwo polskie - mówi dr Lachowski.
O czym właściwie mówią prawnicy Biura Analiz?
Dr Górski ma wątpliwości co do intencji autorów ekspertyzy BAS. - Wydaje się, że opinia BAS nie odnosi się w ogóle do problemu, który zechciał postawić przed opiniującym Pan Poseł Mularczyk. Powtórzmy – problem dotyczył "możliwości” dochodzenia roszczeń, a nie tego, czy słusznie i sprawiedliwie byłoby, gdyby Polska mogła dostać reparacje wojenne od Niemiec. Nie ulega wątpliwości, że byłoby to słuszne i sprawiedliwe, ale problem przecież polega na tym, że możliwość ich uzyskania – a o to pytał Pan Poseł – nie wydaje się istnieć - stwierdza.
- Cała opinia BAS została poprowadzona niejako na obrzeżach problemu postawionego przez Pana Posła. Budzi to zdziwienie, zwłaszcza biorąc pod uwagę doniosłość problematyki, której dotyczyło zlecenie opinii – konkluduje.