Politycy PiS uruchomili lawinę. Od kilkunastu dni trwa wyścig o wskazanie wyższej kwoty reparacji wojennych, które Polska powinna dostać od Niemiec. Miliardy, a nawet biliony złotych i dolarów - takie kwoty krążą. Tymczasem już kilkanaście lat temu jeden z ekspertów Sejmu twierdził, że dokładne wyliczenie i opracowanie kosztów II wojny światowej dla Polski jest praktycznie niemożliwe. Ostrzegał, że profesjonalna próba podjęcia się tego tematu będzie kosztowna i czasochłonna.
Najpierw Antoni Macierewicz, później Jarosław Kaczyński, a na końcu poseł Arkadiusz Mularczyk. Prawo i Sprawiedliwość w ostatnim czasie często podnosi kwestię reparacji wojennych. Ile możemy dostać pieniędzy od Niemiec? Czy w ogóle możemy na cokolwiek liczyć? Czy Polska faktycznie zrzekła się reparacji? Na razie ekspertyzę i odpowiedzi na te pytania mają pokazać eksperci Biura Analiz Sejmowych.
Od tygodnia prawicowe media prześcigają się w rzucaniu wyliczeń, ile Polska miałaby dostać. Zaczęło się od kilku bilionów złotych. W tej chwili kwoty dobijają już do prawie 25 bilionów złotych. Tyle warte są reparacje wojenne zdaniem Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa, który swoje szacunki przedstawił w tygodniku "Sieci". Kostrzewa-Zorbas to politolog, były polityk. Dwie dekady temu pracował w MSZ i MON.
To on zajął się poszukiwaniami oficjalnych dokumentów dotyczących reparacji. To on odkrył, że w bazach ONZ nie ma kopii zrzeczenia się odszkodowań od Niemiec. Pisał już o tym trzy lata temu. O tym, czy Polska może się ubiegać o reparacje i jakie wątpliwości mają eksperci w tej sprawie, pisaliśmy tutaj.Kostrzewa-Zorbas właśnie przedstawił swoje aktualne wyliczenia.
Tymczasem w Sejmie od 14 lat leży ekspertyza mówiąca o tym, że dokładnych wyliczeń nie sposób dokonać. By zrobić to profesjonalnie potrzeba i czasu, i pieniędzy.
Stadion Narodowy w każdej gminie
25 bilionów złotych (25 000 000 000 000) to ogromna kwota. Jak ogromna? Łatwiej pokazać to na przykładach. Za te pieniądze można wybudować 833 centralne porty lotnicze (według szacunków jeden ma kosztować 30 mld zł). Port mógłby więc stać w każdym powiecie i mieście na prawach powiatu. Za takie pieniądze można też wybudować 12,5 tys. Stadionów Narodowych. To oznacza, że w każdej gminie można by wybudować nawet pięć takich boisk.
Inne przeliczenia? To pieniądze pozwalające na budowę 600 tys. kilometrów autostrad. To więcej niż liczy w tej chwili cała siatka dróg publicznych (jest ich 420 tys. km). W zasadzie wyszłoby na to, że droga o jakości autostrady byłaby doprowadzona do każdego domu.
Gdyby pieniądze w całości przekazać do polskiego budżetu, to wystarczyłoby na 80 lat. Innymi słowy, można by w całości zrezygnować z podatków na prawie całe stulecie. Oczywiście, nikt nie powinien mieć wątpliwości, że pieniądze nie wpłynęłyby w jednej transzy.
Gdyby Niemcy zgodzili się, by co roku wypłacać Polsce 1 proc. swojego budżetu w ramach reparacji, to do 25 bilionów złotych dobilibyśmy za dwa tysiące lat.
Skąd w ogóle mowa o takich pieniądzach? Kostrzewa-Zorbas wziął pod uwagę straty materialne i ludzkie. Najpierw skupmy się na tych drugich. Do obliczeń przyjął, że za każdego z zabitych Polaków należałyby się odszkodowanie o wartości 1 miliona dolarów. Za 5,6 mln zabitych podczas II wojny światowej wychodzi więc 5,6 biliona dolarów. I to bez uwzględnienia odsetek.
Wyliczenia z lat 40
Do tego dochodzą starty materialne. W latach tuż po wojnie działało w Polsce Biuro Odszkodowań Wojennych. I próbowało oszacować, jakie zniszczenia poniosła Polska. W ciągu wojny straciliśmy 38 proc. majątku narodowego. Kolej zniszczona była w 84 proc. Podobnie poczta, telekomunikacja, górnictwo, przemysł tekstylny.
Z powierzchni kraju zniknęło 65 proc. polskich fabryk. Do tego zniszczeniu uległy miliony gospodarstw. Cena? 248 mld ówczesnych złotych. Dekadę temu grupa posłów wyliczyła, że byłaby to równowartość 634 mld dolarów. Dziś mówi się nawet o 800 mld dolarów. Po przeliczeniu po dzisiejszym kursie daje to już prawie 3 biliony złotych.
Biuro odpowiedź na pytanie "Ile kosztowała Polskę II wojna światowa" opracowywało przez trzy lata. Obliczenia trwały dokładnie od 21 września 1944 roku do 1 stycznia 1947 roku. Starty zostały obliczone dla Polski w granicach bez Ziem Odzyskanych. Jednocześnie biuro w dokumentach ma wyliczenia strat ludnościowych - brani byli pod uwagę i Żydzi, i Polacy mieszkający po wojnie na terenach ZSRR.
Warto dodać, że od ponad 70 lat w dyskusji o reparacjach pojawiają się te same wyliczenia - odświeżone wyciągi z Biura Odszkodowań Wojennych. Kilkanaście lat temu w Sejmie również trwała dyskusja.
Wyliczenia praktycznie niemożliwe?
Money.pl w ubiegłym tygodniu publikował opracowanie, które wtedy zostało stworzone przez prof. Władysława Czaplińskiego z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Twierdził on wtedy, że dokładne wyliczenia w zasadzie nigdy nie powstaną.
źródło: Biuro Studiów i Ekspertyz, Sejm (dziś Biuro Analiz Sejmowych). Materiały do przeczytania w całości tutaj
Dlaczego? Po pierwsze wojna wyrządziła nie tylko szkody materialne, ale również ludnościowe. Wyliczenie tych drugich jest trudne. Wszak trzeba przeliczyć wartość ludzkiego życia na pieniądze i zysk gospodarki. Po drugie, z identycznymi żądaniami trzeba by było pójść do Rosjan. Bo i oni odpowiadają za zniszczenia w Polsce. Jaki tutaj pojawia się problem? Rozstrzygnięcie kto i co zniszczył.
To nie koniec uwag. "Pewnych szkód nie sposób ustalić - np. wiadomo, że niektóre dzieła sztuki zostały wywiezione przez prawowitych właścicieli uciekających przed Armią Czerwoną, a następnie legalnie sprzedane za granicami Polski" - analizuje. Dodaje też, że straty poniesione przez kulturę nie zostały dotąd oszacowane.
Zdaniem Czaplińskiego podjęcie takiej próby byłoby niezwykle kosztowne i czasochłonne. Potrzebni byliby ludzie, pieniądze i ... dostęp do archiwów moskiewskich. Jednak nie tylko Czapliński tak sądził. Podobnie myślały władze MSZ.
Wystarczy sięgnąć do archiwalnych dokumentów, w tym wypadku stron internetowych Ministerstwa Spraw Zagranicznych z 2009 roku.
"Straty wojenne poniesione przez Polskę w dziedzinie dóbr kultury są ogromne, a jednocześnie niezwykle trudne do precyzyjnego określenia i oszacowania" - można tam przeczytać.
"Przyczyną tych trudności jest brak wystarczającej bazy dokumentacyjnej, w tym brak pełnych materiałów samej akcji rejestrowania strat zaraz po wojnie, które były podstawą pochodzących z różnych lat rejestrów i zestawień. Nie można także zapominać, że większa część oryginalnej dokumentacji źródłowej, np. muzealnej, jak księgi inwentarzowe czy spisy, została wywieziona lub świadomie zniszczona przez okupanta niemieckiego lub wojska radzieckie. W takich przypadkach już tylko pełne odtworzenie przedwojennych zasobów wielu czołowych zbiorów i kolekcji jest praktycznie niemożliwe" - czytamy.
11 sierpnia analizę prawną reparacji przedstawić ma Biuro Analiz Sejmowych. - Chcę zebrać wszystkie informacje na ten temat i zastanowić się nad dalszymi krokami w tym temacie. Chcę, aby wszystko było przygotowane profesjonalnie - tłumaczył w rozmowie z PAP Mularczyk. I dodał, że BAS przygotowanie opinii zlecił ekspertom zewnętrznym. Kilka tygodni może się okazać jednak za krótkim czasem, by przygotować nowe wyliczenia.