Nie mamy zamiaru ograniczać wolności w internecie - zapewnia minister cyfryzacji Anna Streżyńska. To reakcja na publikacje dotyczące kontrowersyjnych przepisów, nad którymi pracuje jej resort. Streżyńska mówi, że kontrowersyjny projekt ustawy, który wyciekł do mediów, nie jest tak właściwie projektem. Choć tak wygląda.
To, że Ministerstwo Cyfryzacji chce walczyć z hejtem w sieci i tak zwanymi fake news, nie jest niczym nowym. Takie zapowiedzi słychać od miesięcy. Problem w tym, w jaki sposób chce to robić. W czwartek pomysły resortu Streżyńskiej opisała "Gazeta Wyborcza". Money.pl dotarł do całego dokumentu, który powstał w Ministerstwie Cyfryzacji.
Jak wynika z lektury dokumentu, usługodawcy mają podlegać polskiemu prawu niezależnie od tego, gdzie mają siedzibę. To oznacza, że naszym krajowym przepisom mają podlegać między innymi Facebook i Twitter. Ponadto, nie będą one mogły z własnej woli nikogo blokować ani w inny sposób ograniczać mu dostępu do oferowanych usług. Zablokowany będzie mógł iść do sądu i ten w ciągu 24 godzin będzie musiał zdecydować, czy przywrócić daną treść, czy nie.
To nie koniec rewolucyjnych zmian. To internauci mieliby decydować o prawdziwości materiałów zamieszczanych w sieci. Głosując albo zgłaszając uwagi przez formularz, będą mogli oznaczyć dany materiał jako nieprawdziwy.
Projekt, czy nie projekt
Sprawa wywołała burzę w internecie. Rozpoczęły się dyskusję, czy rząd chce w ten sposób ograniczyć wolność wypowiedzi w internecie i w kogo będą uderzać zmiany.
Ministerstwo Cyfryzacji tłumaczyło, że to nie jest projekt ustawy, tylko "brudnopisy pomysłów". To samo powtórzyła w piątek minister Streżyńska. - Każda instytucja rządowa, nadając bieg jakiejś sprawie, stara się od razu nadać jej jakąś formę - mówiła. Jednak w tym wypadku ten "brudnopis" i "luźno spisane" pomysły mają jednak formę gotowej ustawy. Z tytułem, odniesieniem do konkretnych przepisów, oznaczeniem vacatio legis. Brakuje tylko uzasadnienia i oceny skutków regulacji.
Minister przyznaje, że źle się stało, że projekt wypłynął do mediów bez słowa wyjaśnienia. Jak wskazywała, w ministerstwie toczy się mnóstwo prac, ale tylko część opuszcza budynek w formie gotowych projektów, a reszta "ginie w mroku dziejów". Pomysł staje się projektem dopiero wtedy, gdy rząd zdecyduje się na wpisanie go do wykazu prac legislacyjnych. A w tym przypadku "droga do tego daleka". Innymi słowy: projekt nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną formalnie nie jest projektem. Choć tak wygląda.
Fragment projektu ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. "Brudnopis" i "luźno spisane" pomysły mają jednak formę gotowej ustawy
- Nie mamy zamiaru ograniczać niczyjej wolności w internecie. Wręcz przeciwnie, chcemy ją zapewnić wszystkim, niezależnie od tego, jakie poglądy polityczne mają - mówi minister. - Zdajemy sobie sprawę, w jak delikatnej materii działamy - dodaje.
Wolna Wyspa Królewska
Streżyńska jest znana ze swojej aktywności w mediach społecznościowych. Nie ogranicza się do zamieszczania wpisów na Facebooku czy Twitterze, ale także wdaje się w dyskusje z internautami. Na własnej skórze może więc doświadczyć agresji w sieci. - Moim zdaniem bardzo dużo czasu marnujemy na hejt i zwalczanie się w sieci - mówi. Wyjaśnia, że ceni rozmowę i wymianę argumentów, ponieważ taka dyskusja może być twórcza. - Ale kiedy dochodzi do wyzwisk, to już takie twórcze nie jest - dodaje.
- Często jako osoba publiczna spotykam się z takimi komentarzami, które powodują, że muszę iść z psami na spacer - mówi. - Ale zarzut, że chcemy zamykać internet boli mnie osobiście - zastrzega.
Minister zapewnia, że prace są na bardzo wstępnym etapie, ale intencją jest ustalenie z portalami zasad samoregulacji. Tak, żeby branża sama wypracowała narzędzia do walki z hejtem, agresją i fake newsami, a nie była regulowana odgórnie zakazami i nakazami. Całość rozwiązań prawnych ma być szeroko konsultowana - o ile premier zdecyduje, że nad ustawą będą toczyły się dalsze prace.
Streżyńska odcina się też od sugestii, że regulacja internetu ma być orężem walki politycznej. - Często to powtarzam: tu nie ma nigdzie polityki. Tu mogą przyjść wszyscy i wszyscy będziemy razem pracować. Nazywam to miejsce "Wolną Wyspą Królewską" (od adresu ministerstwa na ul. Królewskiej w Warszawie - red.). Cyfryzacja łączy, a nie dzieli - mówi minister.