"Janusze biznesu" - tak większość internautów nazywa pracowników Ministerstwa Finansów i banku PKO BP. Powód? Kampania reklamowa obligacji związanych z programem "Rodzina 500+" kosztowała ponad 5 mln zł. A rodzice kupili papiery wartościowe za niespełna 800 tys. zł. Porażka rządu? A może to "Janusze komentarzy?". W tym samym czasie Skarb Państwa sprzedał najwięcej obligacji od 8 lat.
"PKO Bank Polski wydał 5 mln zł na promocję obligacji 500+, a chętnych brak", "Ale wpadka! Rząd tak szukał pieniędzy na 500+, że na reklamę obligacji za 780 tys. wydał... ponad 5 mln zł", "Wydali pięć milionów na promocję, wpłynęło sześć razy mniej" - to tylko część tytułów, które od wczoraj można spotkać w polskich mediach.
Zanim jednak w stronę rządzących rzucimy epitetami, warto spojrzeć na fakty.
Jakie są fakty? 5 mln 378 tys. 429 zł - tyle przeznaczyło PKO BP na stworzenie spotu telewizyjnego, radiowego i reklam specjalnych obligacji.Reklamy pojawiły się w TVP, Polsacie, TVN, 70 innych stajach tematycznych, prasie ogólnopolskiej i regionalnej, tygodnikach oraz internecie.
Jaki był efekt? 783 tys. zł pozyskanych z obligacji od rodzin "500+". W październiku. Szokujące dane? Nie do końca.
Po pierwsze - podsumowanie kampanii po miesiącu nie ma większego sensu. Akcja promująca obligacje "500+" nie skłaniała do jednorazowego zakupu papierów Skarbu Państwa. Przekonywała, by część środków przeznaczać na to w każdym miesiącu. Nie tylko w październiku.
Pula na obligacje będzie więc rosła. Komentujący na podstawie tylko dwóch danych wyglądają, jakby sami byli "Januszami komentarzy".
Resort na razie nie ujawnia nowych danych, zaznacza tylko, że w pierwszych dniach listopada była wyraźnie wyższa niż ta, z tego samego czasu w październiku. Dokładne dane poznamy w grudniu. Przy założeniu, że zainteresowanie faktycznie będzie rosło, już na wiosnę ministerstwo będzie mogło ogłosić sukces.
Do końca kadencji pozostały trzy lata - czyli w sumie 36 miesięcy sprzedaży papierów. W tym czasie Skarb Państwa może sprzedać obligacji specjalnych za 26 mln 568 tys. zł. Zakładając oczywiście, że zainteresowanie się nie zmieni i nie będzie trzeba nic dokładać na nową kampanię.
Gdyby jednak w każdym miesiącu wysokość wpłat malała o 10 proc., to i tak do końca kadencji uzbiera się 7,2 mln zł. Trudno jednak uwierzyć, by miesięczna sprzedaż obligacji spadła nagle poniżej 100 tys. zł.
8-letni rekord pobity
W zapowiedzi resortu o rosnącym zainteresowaniu można nie wierzyć - prawo każdego Polaka. Ale ministerstwo ma na swoją obronę jeszcze jeden fakt.
W październiku padł rekord sprzedaży obligacji. 870 mln zł - dokładnie tyle zebrał Skarb Państwa, to najwyższy wynik od 2008 roku (biorąc pod uwagę regularną ofertę). We wrześniu udało się zebrać 298 mln, w sierpniu 311 mln, w lipcu 407 mln. Wyższe wyniki resort notował tylko w miesiącach, gdy do sprzedaży trafiały obligacje na bardzo krótki termin, jak np. "Listopadowa 11" w 2015 r.
Oczywiście, lekki wzrost można tłumaczyć przypadkiem. Ale dwukrotne przebicie? Przypomnijmy, że celem kampanii - wbrew większości doniesień mediów - nie było tylko promowanie oferty dla rodzin wielodzietnych. Promocja dotyczyła wszystkich obligacji.
Wystarczy, by październikowa kampania reklamowa odpowiadała za... 1 proc. nowych obligacji. Już wtedy w całości wpływ równa się z wydatkami na reklamy. Nadal szokujące?
Źródło: Ministerstwo Finansów
Jak poprawić wyniki?
Przyznać trzeba wprost - na razie nie ma powodów, by w resorcie strzelały szampany. Mały udział rodzinnych obligacji powinien skłonić do refleksji. Być może obligacje są ok, ale promocja dla "Rodzin 500+" wcale kupującym nie odpowiada?
Już na pierwszy rzut oka widać, że oferta skrojona została według pomysłu urzędników, a nie oszczędnościowych nowicjuszy. Skarb Państwa oferuje specjalne papiery wartościowe tylko w dwóch opcjach - 6 i 12 letnich. Zupełnie wbrew sympatii nabywców. Największą popularnością od lat cieszą się krótsze formy oszczędzania. Kosztem niższego oprocentowania warto pomyśleć nad nową opcją.
Z drugiej strony na promocję obligacji nie trzeba byłoby wydać ani jednej złotówki, gdyby rządzący zrezygnowali z pobierania podatku Belki od zysków z tych papierów. Wtedy przed PKO BP ustawiłyby się prawdziwe kolejki i nikt nie nazwałby tego blamażem.