- Rok rządu pokazuje nam, że ekipa Prawa i Sprawiedliwości nie zna się na gospodarce, nie rozumie jej, a działania, które podejmuje, sprowadzają się tylko do deklaracji - mówi money.pl Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz. - Nadawanie różnym instytucjom nazw "narodowy" i "polski" nie zastąpi codziennej, ciężkiej pracy - ostrzega polityk. Beata Szydło podsumowuje rok swoich rządów.
- Świetna diagnoza polityczna, świetne oszukanie i uspokojenie wyborców, świetny w deklaracjach program i wybitne prezentacje, ale fatalna realizacja. W każdym z obszarów od dyplomacji po gospodarkę - tak Janusz Piechociński ocenia pierwszy rok rządów Prawa i Sprawiedliwości.
- Pierwsze półrocze działań rządu to było całkowite burzenie otoczenia gospodarczego. I nie tylko słowami, dziwnymi i zmiennymi deklaracjami, ale również działaniami. Spór wokół Trybunału Konstytucyjnego nie pozostaje bez wpływu na gospodarkę. Nie łudźmy się, że jest inaczej. A do tego obserwowaliśmy przez rok pokaz niechęci wobec inwestorów zagranicznych, poczucie i przekonywanie innych, że "Polska jest w ruinie". Wśród przedsiębiorców mało jest optymizmu wokół Polski i polskiej gospodarki - tłumaczy były wicepremier i minister gospodarki w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz. I jak zaznacza były wicepremier - ten brak optymizmu będzie się odbijał na wszystkich obywatelach.
- Pierwszy rok to jest zawsze miodzio. Można zrzucać niepowodzenia na poprzedników i mówić, co teraz zrobimy. Problem polega na tym, że Prawo i Sprawiedliwość nie ustaje w dalszych deklaracjach i obietnicach. Na razie ekipa rządząca udaje, że przeprowadza miłe dla Polaków reformy, jak obniżenie wieku emerytalnego. Bez wskazywania konsekwencji tych zmian. Albo przekonuje, że gdy tylko zaoramy Narodowy Fundusz Zdrowia, to nagle będzie więcej środków na służbę zdrowia. To tak nie działa. Drugi rok jest momentem, gdy wszyscy powiemy "sprawdzam". Wyborcy też - mówi Piechociński. Jak wyjaśnia były wicepremier, w drugim roku rządów nie można już zrzucać odpowiedzialności na poprzedników, bo Polacy już w to po prostu nie wierzą.
Janusz Piechociński zwraca uwagę, że rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego zostawił następcą bardzo dobrą sytuację ekonomiczną w kraju. - PKB rosło w tempie ponad 4 proc., tendencja była rosnąca - zaznacza były szef PSL.
- Po roku co mamy? Fatalny stan giełdy, która de facto jest zamrożona, a w tej chwili znajduje się na jednym z najniższych poziomów w historii. Do tego wartość firm państwowych spadła o 30 proc., a z dużych wzrostów gospodarczych niewiele zostało. W tej chwili będzie to wzrost na poziomie 3 proc., a może i mniejszy. Jedynym czynnikiem rozwoju jest konsumpcja i to w dużej części na kredyt. A przecież "Rodzina 500+" nie przyniosła gospodarce takich wzrostów, jakich rząd Beaty Szydło się spodziewał - dodaje Piechociński.
Zdaniem Piechocińskiego widać jak na dłoni załamanie się trendów proinwestycyjnych w gospodarce. - I to nawet w obszarach, które były naszym wielkim sukcesem. Teraz już jest tam źle. W tej chwili import żywności rośnie o 4 proc., a eksport zaledwie o 1 proc. Obserwujemy więc dramatyczne odwrócenie po 25 latach - dodaje Piechociński.
Piechociński zaznacza jednak, że są obszary i ludzie w resortach, których można chwalić. - Tam, gdzie nie było dobrej i rewolucyjnej zmiany, a ciężka praca - tam nie ma dramatu. Na całe szczęście wicepremier Mateusz Morawiecki nie wyrzucił dorobku wiceministra Mariusza Haładyja z poprzednich lat, tylko kontynuował jego pracę w zakresie ułatwień dla firm. Doceniam też wysiłek pana Radosława Domagalskiego (wiceministra w resorcie rozwoju - red.) i jego działanie na rzecz otwierania nowych rynków. Tu widać więcej pracy, więcej rozsądku niż demagogii. Szkoda, że ostatecznie Domagalski zmienił miejsce pracy i z ministerstwa przeszedł na stanowisko prezesa KGHM. Doceniam mrówczą pracę wiceministra Jerzego Kwiecińskiego - dodaje Piechociński.
Były wicepremier zaznacza też, że niepokojące są ogromne ruchy kadrowe w spółkach skarbu państwa. Jego zdaniem kilkukrotne wymienianie szefa spółki nigdy nie będzie gwarantem dobrych działań. Piechociński przywołuje tutaj przykład chociażby Tauronu, który w ciągu półtora roku zmienił już trzy razy prezesa. Od października 2015 roku firmą kierował Jerzy Kurella, a już od grudnia Remigiusz Nowakowski. W poniedziałek rada nadzorcza spółki zdecydowała, że prezesem powinien zostać Filip Grzegorczyk. Do tej pory Grzegorczyk pracował w ministerstwie skarbu.