Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Rok w UE - było ciężko, ale się opłaciło

0
Podziel się:

Co po roku obecności Polski w Unii można zapisać na plus, a co na minus? Redakcja Money.pl przygotowała specjalny ranking. Oto nasze oceny minionych dwunastu miesięcy.

Rok w UE - było ciężko, ale się opłaciło

Rolnictwo padnie, a przedsiębiorcy będą masowo bankrutować. Więcej wpłacimy do budżetu unijnego, niż dostaniemy. Ceny wzrosną drastycznie, a unijne przepisy nas ubezwłasnowolnią. Takie były przedunijne zapowiedzi. Na szczęście większość z nich się nie spełniła. Nawet Roman Giertych stwierdził, że w Unii nie jest aż tak źle, aby z niej występować.

Było lepiej, niż spodziewali się pesymiści, ale gorzej, niż sądzili optymiści - tak można podsumować rok naszej obecności w Unii Europejskiej.

„Jestem głęboko przekonany, że członkostwo Polski w Unii Europejskiej pozwoli nam trwale zwiększyć tempo wzrostu gospodarczego, choćby przez napływ funduszy strukturalnych, funduszy spójności. To jest trwały, dodatni impuls popytowy, który będzie trwał. To przecież do gospodarki te pieniądze płyną” - uważa premier Marek Belka.

A co na to wszystko społeczeństwo? Słychać głównie narzekania, ale o dziwo, według badań cytowanych przez Urząd Komitetu Integracji Europejskiej, rozczarowanych ludzie nie jest zbyt dużo. 70 proc. Polaków popiera nasze członkostwo. W styczniu 2004 roku tylko 20 proc. rolników chciało obecności Polski w UE. W lutym 2005 roku zadowolonych z członkostwa było 70 proc. ludzi wsi.

Pozytywy dostrzegli też przedsiębiorcy. Uważają, że jest więcej plusów, niż minusów.
„Ten rok można ocenić jako rok korzyści, w którym występowały jednak pewne koszty. Zgodnie ze starą dewizą: w życiu nie ma nic za darmo” - podsumowuje Małgorzata Jawor, szefowa legnickiego związku pracodawców prywatnych. Do korzyści zaliczyła swobodny przepływ ludzi, kapitału, handlu. „To sprawia, że nasze firmy mają takie same możliwości jak zagraniczne podmioty wchodzące na nasz rynek” - podkreśla.

Do kosztów unijnego członkostwa pracodawcy zaliczają większą konkurencję na rodzimym rynku i ograniczenia w dostępie do unijnego, przede wszystkim usług i pracy. Zaznaczają, że to powinno się wkrótce zmienić, bowiem spodziewana fala polskich pracowników nie zalała rynków Europy Zachodniej, więc Zachód nie ma się czego obawiać.

Jako koszty członkostwa biznesmeni wskazują też wzrost cen energii i żywności, podwyżkę VAT-u.

Tymczasem Financial Times pisze, że nowe kraje członkowskie dzięki wejściu do UE stały się terenem bardziej atrakcyjnym dla inwestycji. Urokowi coraz bardziej bezpiecznych politycznie i ekonomicznie krajów „dziesiątki” nie mogą oprzeć się także małe i średnie firmy zachodnie, które decydują się na przenoszenie w ten obszar produkcji.

Hurraoptymizm studzi jednak Życie Warszawy. Dziennik podaje, że w kwestii otrzymywania unijnych dotacji, jesteśmy dopiero na siódmym miejscu wśród krajów z nowej dziesiątki. Nominalnie dostajemy co prawda najwięcej, ale gdy te kwoty przeliczy się na głowę mieszkańca, to nisko spadamy w rankingu.

Po pierwszych ośmiu miesiącach członkostwa Polska dostała z Unii ponad 2,7 mld euro. Musieliśmy jednak opłacić składkę członkowską w wysokości 1,3 mld euro. Na czysto zostało nam nieco ponad 1,4 mld.

Życie Warszawy wyliczyło, że na jednego Polaka wypadło po 36 euro. Statystyczny Estończyk dostał 104 euro, Litwin blisko 100, Maltańczyk - 92. Gorsi są od nas Słowacy (29 euro), Czesi (23 euro) i Węgrzy (16 euro).

Co po roku obecności Polski w Unii można zapisać na plus, a co na minus? Redakcja Money.pl przygotowała specjalny ranking.

Oto nasze oceny minionego roku:

P L U S Y *
*
+ unijne dotacje

Jak by nie przeliczać, to jednak faktem jest, że dotychczas do gospodarki trafiło około 3 mld euro. Aby tak się mogło stać, z budżetu państwa musieliśmy wydać 1,3 mld. Jesteśmy na plusie.

+ koniunktura w rolnictwie
Unia polskim rolnikom daje niskie dopłaty (w porównaniu z farmenrami ze starej Unii), jednak po raz pierwszy w historii Polska ma politykę rolną. Można narzekać na zasady, ale wreszcie gospodarze mają jasne reguły gry. Dotychczas mieli do czynienia z pseudopolityką rolną państwa (od protestu, do protestu, od blokady, do blokady), która polegała na gaszeniu konfliktów. Poza tym otwarcie rynku spowodowało, że zrodził się duży popyt na polskie produkty, głównie ze strony starych członków UE. Ceny w skupach wzrosły, zakłady przetwórcze mają zbyt. W efekcie mieliśmy najspokojniejsze żniwa od lat, bez awantur, blokowania dróg i punktów skupu. Cenę za to płacą miastowi (patrz w minusach).

+ swoboda ruchu
Nie jest to może najistotniejsze wydarzenie dla wielu Polaków, ale niewątpliwe podróżowanie stało się prostsze. Przynajmniej wewnątrz Wspólnoty możemy się przemieszczać bez paszportów, a przede wszystkim bez koszmarnych kolejek na granicach. Brak granic celnych poza wygodą dla turystów, ma jednak konkretne przełożenie na gospodarkę. TIR stojący dwie doby na granicy nie zarabia, tylko przynosi koszty. Na końcu i tak za wszystko płaci klient.

+ swobodny import samochodów używanych
Zabrzmi to kontrowersyjnie, ale zniesienie barier dla sprowadzania używanych aut jest pozytywnym skutkiem członkostwa. Gdyby tylko nie kombinacje rządu z akcyzami i tym podobnymi utrudnieniami, byłoby absolutnie cudownie. Bo niby dlaczego zmuszać ludzi do jeżdżenia 20 letnimi fiatami lub polonezami, skoro mogą się przesiąść na 15-20 letnie volkswageny (z całym szacunkiem dla włosko-polskiej motoryzacji). Ekologia? Stare BMW bardziej szkodzi środowisku niż stary fiat? Dlaczego Niemiec może bez przeszkód kupić kiełbasę od Polaka, a Polak nie może kupić auta od Niemca? Jeśli bawimy się w wolny handel, to konsekwentnie. Argument, że przez import używanych aut (wartych od 5 do 20 tys. zł), spadła sprzedaż aut w salonach (kosztujących od 30 tys. zł wzwyż), chyba nikogo nie przekonuje. A jeśli nawet ktoś jest dziwakiem i woli kupić starego volkswagena za 10 tys. zł, choć stać go na nowego za 80 tys. zł, to jego wolny wybór i nie powinno się go zmuszać do zmiany decyzji. Jeśli staniemy się bogatsi, to import starych
aut sam wygaśnie.

+ wzrost gospodarczy
Przekroczenie 5 proc. tempa wzrostu PKB zapewne jest nie tylko zasługą naszego członkostwa w Unii, ale bez tego byłoby trudniej osiągnąć taki wskaźnik. Jeśli gospodarka rośnie, to dobrze, więc plus. Sceptycy oczywiście daliby by minus, bo powinno być 10 proc., ale my nie jesteśmy aż takimi malkontentami.

+ wzrost eksportu
Fajnie! Eksport wzrósł o 35 proc. o 10 proc. więcej niż import. Bilans w handlu wewnątrzwspólnotowym: jesteśmy do przodu o miliard dolarów.

+ więcej cudzoziemców przyjeżdża
O 17 proc. wzrosła liczba obcokrajowców przyjeżdżających do Polski. Np. Niemcy polubili nasze sanatoria, głownie ze względu na ceny. Dobrze jest, gdy inni wydają pieniądze, a my zarabiamy.

+ liberalizacja rynku lotniczego
Latanie stało się tanie. Turyści już nie muszą tłuc się autokarem dwie doby, aby zobaczyć Lizbonę - kto taką podróż przeżył, ten chętnie kupi tani bilet lotniczy.

M I N U S Y
- podwyżki cen
Niestety. Sprawdziło się. Tak nas straszono i słusznie. Musimy płacić więcej. I co z tego, że telewizory staniały? Bez nowego odbiornika da się przeżyć, ale bez jedzenia już nie. Zdrożało większość artykułów pierwszej potrzeby, a pensje praktycznie nie rosną. Krótko mówiąc zbiednieliśmy, bo dla większości rodzin wydatki na żywność to zdecydowana większość budżetu domowego. To bardzo duży minus członkostwa!

- wzrost inflacji
Rosną ceny, to inflacja szaleje. Z 2,2 do 4,6 proc to olbrzymi skok. A wiadomo, inflacji nie lubimy, bo zjada nam zarobki i oszczędności. Źle też dla tych, co zamiast oszczędności mają długi. RPP kilkukrotnie podniosła stopy, więc i za kredyty płacimy więcej.

- bezrobocie bez zmian
Gospodarka się rozwija, a ludzie bez pracy nie ubywa. Pomijając grono tych, którzy pracować nie chcą, to jednak przystąpienie do Unii nie zmieniło nic w sytuacji osób rozpaczliwie poszukujących zatrudnienia. A miało być inaczej.

- koszmarne prawo
Konieczność dostosowania polskiego prawa do standardów unijnych okazała się dramatem. Wina jednak nie leży tylko po stronie Unii. Nasi ustawodawcy wiele aktów prawnych przygotowywali na ostatnią chwilę i wyszło wiele koszmarków. Unia wcale nie wymaga złego, niejasnego prawa. A taka jest m.in. ustawa o podatku VAT. Podatnicy do dziś mają problemy z jej stosowaniem. Unijne prawodawstwo proste nie jest, ale Polacy poszli krok dalej - stworzyliśmy jeszcze bardziej zawiłe prawo. Może zapisać to na plus? Przynajmniej w tej dziedzinie wyprzedziliśmy starą Unię!

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)