Wszystko wskazuje, że rosyjska marka obuwnicza Centro po trzech latach obecności rynku po cichu ucieka z Polski. Po władzach firmy nie ma śladu, tak jak i po zaległych pracowniczych pensjach. Pracownicy w ostatnich tygodniach pracowali za darmo w pustych sklepach i wyprzedawali resztki towaru. Społecznościowy profil "Poszkodowani Pracownicy Centro" lubi ponad 200 osób, wszyscy czekają na zaległe wypłaty. Oszukanych może być jednak więcej.
Rosyjska sieć pojawiła się w Polsce w 2012 roku i od razu ogłosiła, że w najbliższej przyszłości zagrozi największej krajowej firmie obuwniczej - CCC. W ciągu dwóch lat otworzyła 60 lokali, głównie w miastach powyżej 50 tysięcy mieszkańców. Plany były jednak zdecydowanie bardziej ambitne - 150 sklepów i nieustanne podgryzanie lidera rynku. - Chcemy postawić na jakość, zależy nam na topowych lokalizacjach - obiecywała w mediach Diana Paszkowska, przedstawicielka firmy. Na otwarciu sklepu sieci w warszawskim centrum handlowym Wola Park pojawiły się zaproszone gwiazdy telewizji, np. Katarzyna Cichopek znana z Telewizji Polskiej i serialu "M jak Miłość".
Zapowiedzi podboju rynku nie powinny dziwić, gdyż w Rosji Centro Fashion to największa firma obuwnicza. Dziś wszystko wskazuje, że nic z tego nie wyjdzie. Diana Paszkowska łatwo zmieniła front - poszkodowanym pracownikom odpisała, że w firmie już nie pracuje i nie może w jej imieniu się wypowiadać.
Oszukani pracownicy nie próżnują i na bieżąco wrzucają do sieci zdjęcia pustych i zamkniętych sklepów sieci. Z rozbawieniem wspominają czerwcowy list prezesa zarządu firmy Vladyslava Khavrenko, który informował o chwilowych problemach i konieczności restrukturyzacji. Sklepy miały pozostać nietknięte. - Zmiany nie dotyczą w żadnej mierze sklepów, z których obrotów i wyników jesteśmy aktualnie zadowoleni - pisał do pracowników Khavrenko. Skoro firma była zadowolona z obrotów i wyników sieci, to co było problemem?
Tego prezes już nie napisał, ale obiecywał pracę i uregulowanie zaległości płacowych. Pracownicy uwierzyli i wielu z nich pozostało w sklepach. Dziś z żalem przyznają, że to był błąd. - Powinnam była rzucić pracę po ostatniej wypłacie. Na półkach i tak już nie było towaru - mówi nam jedna z pracownic zamkniętego sklepu. Nie zrobiła tego i czeka nie tylko na ostatnią wypłatę, ale również ekwiwalent za niewykorzystany urlop i odprawę. W podobnej sytuacji może znajdować się ponad 500 osób.
- Problemy zaczęliśmy dostrzegać już w lutym, kiedy nie otrzymaliśmy wiosennej kolekcji. Zamiast tego centrala kazała nam sprzedawać zgniłe buty, które zalegały w magazynie - opowiada jedna z kierowniczek sklepu sieci. - Ludzie planowali masowe odejścia, jednak kolejne zapewnienia zarządu ich powstrzymały. Mydlenie oczu były przez pewien czas skuteczne. W pewnym momencie padały deklaracje, że pracujemy na swoje odprawy. Koniec końców były to chyba jednak odprawy ludzi z zarządu - dodaje.
Dziś nie tylko zaległa pensja jest problemem, ale również brak świadectw pracy i wypowiedzeń. Niektóre osoby w świetle prawa wciąż są pracownikami Centro i nie mogą zarejestrować się w urzędzie pracy.
Niewidzialny zarząd
Do centrali firmy nie można się w żaden sposób dodzwonić, a spółka C-Trade - dotychczasowy właściciel marki Centro w Polsce, zmienił nazwę na Kepuce Sp. z o.o. i ogłosił likwidację. Ostatnia zmiana w KRS firmy jest z lipca 2015 roku. Na próżno też szukać kontaktu z firmą Findano Investments Limited, która była udziałowcem najpierw C-Trade, a później Kepuce. Zarejestrowane na Cyprze Findano nie ma ani strony internetowej, ani danych kontaktowych.
Zmiany w KRS świadczą o tym, że niektórzy przedstawiciele firmy wciąż pracują. Co ciekawe, od czerwca nikt z zarządu nie spotkał się z pracownikami i nie udzielił informacji, czy w ogóle mogą liczyć na jakiekolwiek zaległe pieniądze.
Na lodzie zostali nie tylko kierownicy sklepów, pracownicy i niektóre centra handlowe, które nie otrzymały pieniędzy za wynajem lokalu, ale również klienci. Wszyscy ci, którzy w ostatnim czasie zgłosili w firmie reklamację obuwia mogą już spisać ją na straty.
Co na ten temat mówi prawo?
Decyzja o likwidacji spółki nie może wpływać na prawa pracowników. Likwidator - w tym wypadku członek zarządu firmy - powinien sporządzić bilans zamknięcia i wypłacić wszystkie wierzytelności. Trudno jednak oczekiwać, by ktokolwiek z uciekającej spółki miał ochotę spłacić byłych pracowników. Dlatego z pomocą przychodzi Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Świadczenia są wypłacane z Funduszu, gdy roszczenia nie zostały zaspokojone przez pracodawcę, który jest niewypłacalny. Wniosek można znaleźć na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.
Oszukani pracownicy już zapowiadają walkę. - Oczywiście zgłaszamy sprawy do Państwowej Inspekcji Pracy. Na dodatek część pracowników zgłosiła już sprawę do Sądu Pracy - słyszymy od administratorów profilu "Poszkodowani Pracownicy Centro". Przyznają, że są gotowi na długą walkę o należne im pieniądze i dokumenty.