Rosja wprowadziła ograniczenia w dostępie na swój rynek białoruskiego nabiału. Jak informują rosyjskie media, to kara za to, że przez Białoruś docierają na rosyjski rynek zachodnie produkty, objęte embargiem spożywczym.
Na czarnej liście rosyjskich służb nadzoru weterynaryjnego i fitosanitarnego znalazły się produkty kilku białoruskich firm. Radio Echo Moskwy przypomniało, że w kwietniu Władimir Putin osobiście ostrzegł Aleksandra Łukaszenkę, iż tak się stanie jeśli nadal zachodnie towary będą nielegalnie wwożone do Rosji przez terytorium Białorusi.
Rosyjskie służby od dawna twierdzą, że do ich kraju w ten sposób nielegalnie trafia produkcja mięsna, nabiał, warzywa i owoce z krajów Unii Europejskiej, w tym z Polski. Mińsk odrzuca te oskarżenia. Sami Rosjanie, choć narzekają na wzrost cen podstawowych produktów, to jednak popierają decyzje władz o utrzymaniu embarga.
- Rosja da sobie radę w każdej sytuacji, ale jest inne pytanie, czy Europa poradzi sobie bez Rosji? - można usłyszeć od przeciętnych mieszkańców Moskwy. Rosyjscy politycy i prokremolowskie media przekonują Rosjan, że zachodnie sankcje i rosyjskie embargo odwetowe stymulują rozwój rodzimej gospodarki.
Tego typu wypowiedzi mają swoje odzwierciedlenie w sondażach opinii publicznej, które wskazują, że co najmniej 75 procent obywateli Federacji Rosyjskiej twierdzi, iż nie odczuwa skutków zachodnich restrykcji.